"Możesz mnie zatrzymać, ale nie zatrzymasz nas wszystkich... Pozdrowienia dla Pana Premiera" - takie zdanie w niedzielę witało internautów, którzy weszli na stronę rządowej Rady ds. Uchodźców. To nie pierwszy atak na rządową witrynę. Jednak ABW, która powinna to zbadać, milczy.

Witrynę zaatakowano w nocy 26 grudnia. Dwa dni później podobny los spotkał stronę należącą do Państwowej Służby Hydrogeologicznej. "Polskie strony wybieram losowo" - ostrzegł nieznany haker i zapowiedział kolejne ataki.

To żart złośliwego internauty czy poważne zagrożenie? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nadzorująca Rządowy Zespół Reagowania na Incydenty Komputerowe, którego zadaniem jest ochrona witryn administracji publicznej, milczy. Podobnie jak policja.

Problem w tym, że nie był to pierwszy atak hakerów na strony administracji publicznej. Większość incydentów - jak podkreślali hakerzy - miała zwrócić uwagę na to, że witryny te nie są odpowiednio zabezpieczone. "Właścicielom stron nie chce się zadbać o ich bezpieczeństwo. Może nagłośnienie tej sprawy sprawi, że ich administratorzy w końcu wezmą się do roboty, zamiast brać pieniądze za coś, czego tak naprawdę nie ma" - napisał do redakcji Dziennika Internautów haker, który ponad miesiąc temu zaatakował strony urzędów miejskich w Tarnowskich Górach i Szczecinku.

W zeszłym roku w podobny sposób zablokowane zostały m.in. witryna Ministerstwa Pracy oraz strona samego premiera. "Administracji nie stać na utrzymywanie wysokiej klasy specjalistów. Poziom zabezpieczenia tych stron pozostawia wiele do życzenia" - podsumowuje Przemysław Krejza z laboratorium informatyki śledczej Mediarecovery.

Czytaj więcej: Dziennik.pl

Barbara Sowa