Polityk zaznaczył, że od momentu pierwszego referendum w Irlandii, w którym obywatele tego kraju odrzucili Traktat (czerwiec 2008), był on dokumentem "martwym", który nie miał żadnych szans by zacząć funkcjonować.
"Czekanie z jego podpisaniem miało pewien sens polityczny i merytoryczny. Z decyzją prezydenta można się było nie zgadzać, można ją było krytykować, ale trzeba było także zrozumieć stojące za tym argumenty. Wyniki drugiego referendum sprawiły, że Traktat jest teraz przyjmowany jednomyślnie" - dodał polityk.
Kowal zaznaczył, że Traktat jest obecnie dokumentem prawnym, który z jednej strony może być wykorzystywany do przyjmowania niekorzystnych dla Polski decyzji, ale także może być podstawą do budowania solidarnej Europy, w której Polska będzie odgrywała znaczącą rolę.
"Nie ma w tym wypadku sprzeczności, ponieważ teraz najważniejsze jest, jak będzie się wykorzystywało zawarte w tym dokumencie zapisy. Kluczową kwestią jest pytanie, czy rząd będzie potrafił używać zawartych w traktacie zastrzeżeń protokolarnych. Czy będzie potrafił prowadzić politykę aktywną, czy też zwycięży strategia tzw. głównego nurtu, który oznacza bierne podporządkowanie się proponowanym zmianom" - zaznaczył.
"Traktat w Czechach został ratyfikowany przez parlament i czeka tylko na podpis prezydenta"
Pytany o stanowisko Czech, gdzie dokument czeka obecnie na podpis prezydenta Vaclava Klausa, Kowal odpowiedział, że "decyzje naszych południowych sąsiadów musimy przyjąć z szacunkiem".
"Traktat w Czechach został ratyfikowany przez parlament i czeka tylko na podpis prezydenta. Nie ma praktycznie żadnych przeszkód, żeby wszedł on w życie" - podkreślił eurodeputowany.
Lech Kaczyński ratyfikował w sobotę Traktat Lizboński na uroczystości w Pałacu Prezydenckim, w obecności m.in. szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, premier przewodniczącej w tym półroczu UE Fredrika Reinfeldta, premiera Donalda Tuska, marszałka Senatu Bogdana Borusewicza.