Niewiele brakowało, by mediami publicznymi przez najbliższe trzy lata rządziła nowa-stara koalicja ludzi PiS i Romana Giertycha - ustalił DZIENNIK. "Połączyła nas obawa, że nowa ustawa medialna stanie się faktem. Ale gdy PO zerwała porozumienie z lewicą, nasz sojusz upadł" - twierdzi polityk PiS.

Według naszych informatorów, próba zawarcia koalicji miała miejsce w drugiej połowie czerwca. Nowe rady nadzorcze mediów publicznych miała wyłonić w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji większość złożona z trzech członków rekomendowanych przez PiS i prezydenta oraz Lecha Haydukiewicza. Po cztery miejsca w tych gremiach mieli otrzymać nominaci PiS, po trzy ludzie LPR, ale nienależący do najbliższego otoczenia Romana Giertycha.

Kto miałby zająć ostatnie, ósme miejsce w każdej z rad?

"Te osoby miały być jednocześnie przewodniczącymi nowych rad, a miał je wskazać Artur Balazs" - twierdzi nasz informator z otoczenia Giertycha. Inny nasz rozmówca, który był blisko tych negocjacji, potwierdza: "To Balazs miał być zwornikiem tego układu".

Dogadany miał być nie tylko układ w radach nadzorczych, ale i skład zarządu TVP

Odwieszony miał zostać Andrzej Urbański, który wróciłby do gabinetu zajmowanego dziś przez Farfała. "To tzw. negatywny kompromis wymyślony przez Balazsa. Bo PiS powrotu Urbańskiego nie chciało, a LPR nie godziła się na Sławomira Siwka. A nowy prezes wchodziłby w grę najwcześniej za kilka miesięcy" - opowiada polityk znający szczegóły umowy.

Ale skoro, jak twierdzą nasi rozmówcy, wszystko było dogadane, to dlaczego porozumienie nie zostało skonsumowane? Tutaj relacje się różnią w zależności od barw politycznych.

Najbardziej prawdopodobnie brzmi wersja, w której PiS wycofało się z uzgodnień, gdy nieoczekiwanej wolty dokonał premier Donald Tusk. Kazał on bowiem senatorom PO wyrzucić z ustawy medialnej przepis o gwarantowanym poziomie finansowania mediów publicznych. Według Lewicy było to zerwanie dotychczasowych ustaleń. To zaś oznaczało, że SLD nie poprze ustawy autorstwa PO. "I otworzyło drogę do trójporozumienia z Borysiukiem i lewicą" - przyznaje polityk PiS.



Inny człowiek związany z PiS twierdzi, że winny był Roman Giertych

Nie chciał się bowiem zgodzić na usunięcie z TVP osób, które atakowały PiS w kampanii do europarlamentu. "Układanka więc się rozsypała, a powrotu do negocjacji już nie było, bo Balazs się wkurzył na wszystkich" - mówi nasz rozmówca z PiS.

PiS straciło władzę w mediach publicznych w listopadzie 2008 r.

Reprezentanci Samoobrony i LPR w radach nadzorczych TVP i Polskiego Radia połączyli siły. Najpierw zawiesili szefów Polskiego Radia. Potem głosowali tak, że jedynym czynnym członkiem dotychczasowego zarządu TVP został Piotr Farfał.

Według dotychczasowych relacji polityków PiS przełomem dla tego układu była klęska w eurowyborach Libertas, którą wspierała TVP. Już wówczas miało dojść do porozumienia z Tomaszem Borysiukiem, członkiem KRRiT z dawnej Samoobrony.

Ale mijały dni, a KRRiT nie potrafiła wyłonić nowych rad nadzorczych

Porozumienie PiS z Borysiukiem udało się osiągnąć dopiero 3 lipca. Z przyczyn proceduralnych nowej koalicji nie udało się przejąć wówczas rządów w TVP. Dopiero w ubiegłym tygodniu rada wyłoniła po ośmiu członków nowych rad nadzorczych mediów publicznych. W każdej z nich po czterech przedstawicieli ma PiS, trzech wywodzi się z obozu bliskiego SLD, a jeden członek to bliski współpracownik samego Borysiuka.

Czytaj więcej na dziennik.pl.

Mikołaj Wójcik