Sypie się cała polska układanka: Jerzy Buzek szefem europarlamentu, a komisarzem - Janusz Lewandowski. Dlaczego? Bo puzzle pasowały do siebie pod warunkiem, że szefem Komisji Europejskiej będzie ponownie Jose Manuel Barroso. Ale teraz wybór ten stanął pod dużym znakiem zapytania.

Dlaczego? Jak ustaliliśmy, w nocy ze środy na czwartek chadecy z EPP dostali jasny sygnał: na razie o żadnym poparciu Barroso nie ma mowy. "Liberałowie zdecydowani są go blokować. A od Schultza i socjalistów dostaliśmy kategoryczny przekaz, że jego grupa też jest przeciwna Barroso i nawet gdyby on sam chciał, to nie zmieni tego stanowiska" - dodaje nasz rozmówca. Co więcej, w kuluarach pojawiają się nawet głosy, że być może chadecy powinni zastanowić się nad kandydatem rezerwowym.

Bez głosów socjalistów i liberałów obecny szef Komisji nie ma szans na kolejną kadencję. Wczoraj na rozmowy ostatniej szansy szefowie frakcji EPP polecieli do Sztokholmu. Szwecja przewodzi teraz UE. "Jest promyk nadziei, ale wszystko wskazuje, że się nie uda" - ocenia w rozmowie z nami jeden z członków EPP.

Wszystko rozstrzygnie się 9 lipca na konferencji przewodniczących Parlamentu Europejskiego. Wtedy szef parlamentu i szefowie frakcji mają ocenić, czy jest większość dla nowego szefa komisji i zdecydować, czy przełożyć jego wybór.

Co to oznacza dla polskich aspiracji? "Jest pytanie, jaką większością wybierzemy Buzka, kiedy już będzie kandydatem całej frakcji" - przyznaje Jacek Saryusz-Wolski, szef polskiej delegacji w EPP.

Dotąd było porozumienie z socjalistami, że oni popierają Barroso, a chadecy Schultza na szefa parlamentu na drugą połowę kadencji. "Teraz mamy formułę "NO Barroso no Schultz" - mówi Saryusz-Wolski. "Musimy dla Buzka szukać jakiejś innej większości od centrum w prawo, a to nie jest proste. Może być zawirowanie, rozmowy są w toku, nic pewnego powiedzieć nie można".

Czytaj więcej na dziennik.pl.

Grzegorz Osiecki, Anna Gielewska