Tysiące rolników z północnych Indii kontynuowało w niedzielę protest okupacyjny przeciwko nowym ustawom rolnym wprowadzonym przez rząd, które ich zdaniem uzależnią mieszkańców wsi od wielkich korporacji. Piąta runda rozmów między przywódcami rolników a ministrami nie przełamała impasu.

Rolnicy z północnych stanów Pendżab i Hariana protestują od prawie dwóch miesięcy. Sytuacja zaostrzyła się w minionym tygodniu, kiedy dziesiątki tysięcy z nich starło się z policją na przedmieściach Delhi.

Przez ponad tydzień jechali oni w kierunku stolicy na swoich traktorach i ciężarówkach, przełamując blokady policyjne; dochodziło do starć, w których funkcjonariusze używali gazu łzawiącego, pałek i armatek wodnych - podała agencja AP.

W niedzielę tysiące rolników przebywało na przedmieściach Delhi z zapasami żywności i paliw, które mogą im starczyć na kilka tygodni. Grożą oblężeniem stolicy, jeśli rząd premiera Narendry Modiego nie spełni ich żądań.

Przede wszystkim rolnicy obawiają się, że uchwalone we wrześniu przepisy powstrzymają rząd od kupowania pszenicy i ryżu po gwarantowanych jak dotąd cenach, pozostawiając ich na łasce prywatnych nabywców. Władze twierdzą jednak, że reformy, które otwierają sektor rolniczy na prywatnych graczy, nie zaszkodzą rolnikom.

W sobotę przedstawiciele rządu zaproponowali podczas rozmów z demonstrantami, że wprowadzą cztery poprawki do przepisów - podaje "Hindustan Times". Rolnicy nie zgodzili się jednak na żadne zmiany i zażądali uchylenia ustaw. Przedstawiciele obu stron mają się spotkać ponownie w środę, aby spróbować dojść do konsensusu.

Rolnictwo jest głównym źródłem utrzymania dla niemal 60 proc. z 1,3 miliarda mieszkańców Indii, co oznacza, że rolnicy stanowią największą grupę wyborców w kraju. Według agencji Reutera protesty są egzaminem dla zdolności premiera Modiego do zreformowania ogromnego indyjskiego sektora rolnego, który stanowi niemal 15 proc. gospodarki kraju o wartości 2,9 biliona dolarów. Z gwarantowanych cen skupu pszenicy i ryżu korzystają głównie stosunkowo zamożni rolnicy z Pendżabu i Hariany - podkreśla Reuters.

Joanna Baczała (PAP)