Na rondzie De Gaulle'a w policjantów poleciały kamienie, w policjantów poleciały race - mówił rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak. Jak przekazał, policjanci wykorzystali środki przymusu bezpośredniego.

Podczas Marszu Niepodległości, który przechodzi przez stolicę dochodzi do awantur. Maszerujący rzucają racami i petardami w okna m.in. Domu Kultury Śródmieście, budynków wokół ronda Charles'a de Gaulle'a, a także policjantów i dziennikarzy.

Marczak, który był gościem Polsat News, odniósł się na antenie do wydarzeń w Warszawie. "Od samego początku każdy z nas wiedział z jakim marszem mamy do czynienia, ale przede wszystkim, że ten marsz w dotychczasowej formie nie może się odbyć, a zatem mamy do czynienia z nielegalnym zgromadzeniem" - powiedział.

"Należy zwrócić uwagę na agresję i chuligańskie zachowania, bo nie można tego inaczej określić, na rondzie De Gaulle'a w policjantów poleciały kamienie, w policjantów poleciały race. W tym przypadku z naszej strony działania mogły być tylko i wyłącznie jedne - zdecydowane, działania pododdziałów zwartych, działania policjantów z udziałem przymusu bezpośredniego i takie środki przymusu bezpośredniego zostały wykorzystane" - powiedział funkcjonariusz.

Podkreślił, że w przypadku tego, jak wielu innych zgromadzeń są osoby, które przyszły, żeby wziąć udział w obchodach i bardzo duża liczba osób, które zachowują się w sposób chuligański. "Mamy bardzo dużo pracy i to jeszcze potrwa" – powiedział nadkom. Marczak.

Rzecznik Komendanta Stołecznego Policji podał, że największe działania miały miejsce na rondzie de Gaulle’a, gdzie doszło do zatrzymań po ataku chuliganów na funkcjonariuszy. "Te osoby musiały się liczyć z odpowiedzialnością karną" – podał policjant i dodał, że na tę chwilę policja nie informuje o ilości zatrzymanych osób. "Pamiętajmy, że mamy kilka odcinków, w których działają policjanci. Zbiorcza informacja będzie znana dopiero po zakończeniu działań" – dodał.

Nadkom. Marczak powiedział, że policjanci legitymują i spisują uczestników nielegalnego zgromadzenia. "Dla nas liczy się to, żeby zapewnić bezpieczeństwo. Zawsze tam, gdzie mamy do czynienia z nielegalnym przemarszem pojawiają się takie komunikaty i osoby są legitymowane. Podejmowaliśmy również interwencje w związku z użyciem przez uczestników środków pirotechnicznych. Sytuacja jest dynamiczna, zatrzymujemy wszystkie osoby, które łamią prawo i zachowują się agresywnie wobec policjantów lub innych osób" - dodał.

Rzecznik KSP radził by omijać miejsca, w których gromadzą się uczestnicy Marszu Niepodległości, bo dochodzi tam do łamania prawa.

Przy Alei 3 Maja doszło do pożaru mieszkania - potwierdził PAP dyżurny ze stołecznej straży. Pożar wybuchł prawdopodobnie od rac i petard rzucanych podczas przemarszu demonstrantów w stronę Ronda Waszyngtona.

Jak powiedział PAP dyżurny, pożar w tej chwili udało się opanować i nikt nie został ranny. "Na miejscu były dwa zastępy straży, sytuacja jest już opanowana" - mówił strażak. Mazowiecka straż przekazała dodatkowo na Twitterze, że pożar mógł być spowodowany przez materiały pirotechniczne. Materiały pirotechniczne to właśnie m.in. race czy petardy, którymi rzucali manifestujący.

Z relacji świadków pożaru wynika, że była to raca, która miała trafić w okna mieszkania powyżej, gdzie wisi symbol Strajku Kobiet oraz tęczowa flaga.

Rzecznik Komendanta Stołecznego Policji poinformował, że kilku funkcjonariuszy zostało rannych po starciach z chuliganami. Funkcjonariusze użyli m.in. gazu i broni gładkolufowej.

"W celu przywrócenia porządku publicznego, w ramach obowiązującego prawa prowadzone są działania pododdziałów zwartych policji. Kilku policjantów zostało rannych. Wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego w tym gaz pieprzowy i w indywidualnych przypadkach broń gładkolufowa" - napisał na Twitterze Sylwester Marczak, rzecznik Komendata Stołecznego Policji.