Po lockdownie i obawach związanych z redukcją zatrudnienia polska branża samochodowa zaczyna się odbudowywać.
Pomimo trudnej sytuacji na rynku, zagraniczne koncerny umacniają swoją obecność w Polsce. Volkswagen Poznań zaprezentował w czwartek nową odsłonę Caddy. Po rozruchu ma pod koniec roku osiągnąć poziom produkcji w wysokości 650 aut dziennie. Władze firmy deklarują, że realizują zamówienia i nie myślą o wstrzymaniu produkcji.
Caddy to kolejna premiera przeprowadzona przez zakład w czasie pandemii – w lipcu zaprezentowano e-Craftera, który, choć produkowany w Wielkopolsce, elektryfikację przechodził w Hanowerze.
To dobra wiadomość, bo w maju zarząd poinformował, że zrezygnuje z ok. 450 pracowników zatrudnionych na umowę o pracę. – Mamy porozumienie gwarantujące, że do 2024 r. 8,5 tys. osób będzie pracowało na czas nieokreślony. Do końca 2021 r. tysiąc pracowników otrzyma takie umowy – zapewnia Piotr Olbryś, przewodniczący Solidarności w VW.
W ubiegłym tygodniu z taśm gliwickiego zakładu Opla zjechała ostatnia Astra „czwórka”. Zakład wygasza produkcję swego flagowego modelu – nowszy będzie powstawał w RFN. W ostatnich latach produkcja spadała, co wiązało się z redukcją zatrudnienia – według szacunków związkowców od 2017 r. pracować przestało ok. 1 tys. osób.
Ale teraz, pomimo dalszych spadków produkcji, ma obyć się bez zwolnień. – „Nadwyżkowi” pracownicy są delegowani do zakładów w innych krajach. Około 300 osób przesunięto do oddziału w Tychach. Pracodawca zapewnia, że załoga znajdzie pracę w nowej fabryce. To dobre wiadomości, bo po zawieszeniu działania obawialiśmy się o pracę – przyznaje Zbigniew Pietras z komisji zakładowej WZZ „Sierpień ‘80”. – Jeśli w Gliwicach, oprócz citroenów czy peugeotów, powstawałyby też fiaty, to mogłoby się okazać, że produkcja nie będzie niższa niż w przypadku Astry. A zróżnicowanie zapewni stabilność – dodaje Wojciech Drzewiecki, prezes Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR.
Auta dostawcze mają dłuższy cykl życia niż osobowe, co jest gwarancją utrzymania stabilniejszego zatrudnienia. Postawienie na auta dostawcze zdaje się bezpieczniejsze.
– Fakt, że Polska staje się ważnym dostawcą lekkich aut dostawczych, to dobry znak. Ten rynek się rozwija i najbardziej opiera się spadkom sprzedaży spowodowanym COVID-19. Zapotrzebowanie na lżejszy transport będzie rosło wraz z odbiciem w gospodarce. I jest bardziej odporne na wahania konsumenckie – ocenia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).
Według danych zawartych w Centralnej Ewidencji Pojazdów, od początku roku do września sprzedaż osobówek w Polsce spadła o 28 proc., natomiast dla aut dostawczych był to wynik o prawie 8 pkt proc. lepszy. Za to we wrześniu nastąpiło odbicie: zarejestrowano w kraju ponad 5 tys. nowych samochodów dostawczych. To o 22 proc. więcej niż rok wcześniej i o 5 proc. więcej niż w sierpniu. Na ten wzrost ma wpływ rozwój e-commerce i związany z nim boom na usługi dostawcze. A także długoterminowe zamówienia firm, które po prostu co jakiś czas muszą wymieniać swoją flotę.
Nasza motoryzacja czeka jeszcze na decyzję Fiata co do zakładu w Tychach. Zapotrzebowanie na fiata 500 będzie maleć, zwłaszcza że jego elektryczna wersja będzie już produkowana we Włoszech. Nieoficjalnie mówi się, że po połączeniu z PSA do Polski mógłby trafić nowy model miejskiego samochodu. Jednakże dwa zakłady produkcyjne obu koncernów położone tak blisko siebie mogą rodzić w centrali pokusę zmniejszenia kosztów.
– Ważne, aby w Tychach znalazło się teraz miejsce dla wersji elektrycznej, bo to gwarantuje utrzymanie produkcji na wiele lat. Może po połączeniu FCA z PSA fabryki w Tychach i Gliwicach będą się wzajemnie uzupełniać. Gliwice będą produkować auta dostawcze, a Fiat zajmie się osobówkami – spekuluje Wojciech Drzewiecki.
31,1 tys. produkcja we wrześniu 2020
40,7 tys. produkcja we wrześniu 2019
-23,6 proc. spadek we wrześniu 2020 do września 2019 r.