Gangi zawsze twierdziły, że bronią biednych. Pandemia jest testem na wiarygodność tych deklaracji. Jak na razie przestępcy dowodzą, że to właśnie oni są prawdziwą władzą.
Meksykańskie kartele narkotykowe tworzą ad hoc systemy opieki społecznej. Maras z Ameryki Środkowej i kolumbijskie partyzantki pilnują przestrzegania ograniczeń wprowadzonych przez władze. Brazylijskie gangi wymuszają lockdown. Organizacje przestępcze w Ameryce Łacińskiej dostosowują się do nowej sytuacji stworzonej przez pandemię koronawirusa i walczą z rządami o jeszcze większe wpływy.

Rząd dusz

– Jesteśmy w Guadalajarze i rozdajemy jedzenie od „Chapo” – mówi głos z offu. Na wideo nagranym komórką widać kilka kobiet na jednej z ulic drugiego co do wielkości miasta Meksyku. Pakują olej, ryż, mąkę kukurydzianą, słodycze, papier toaletowy do kartonów z nadrukowanym wizerunkiem Joaquina „El Chapo” Guzmana, legendarnego szefa najpotężniejszego kiedyś kartelu narkotykowego. Pakunki są błyskawicznie rozchwytywane przez ustawiających się w kolejce starszych ludzi. „El Chapo” odsiaduje dożywocie w amerykańskim więzieniu, ale kartel z Sinaloa wciąż działa.
– Szykujemy się do rozdzielania żywności od „El Mencho” – mówi ubrany na czarno, zamaskowany mężczyzna na innym wideo. Lufą karabinu wskazuje na stos reklamówek złożonych na betonowej podłodze. „El Mencho” to pseudonim Nemesio Oseguery Cervantesa – obecnie najbardziej poszukiwanego bandyty w Meksyku. Znany z okrucieństwa i bezwzględności 53-latek stoi na czele kartelu Jalisco Nueva Generacion. Grupa jest uważana obecnie za najbardziej wpływową organizację przestępczą Meksyku.
To tylko dwa z wielu nagrań tego rodzaju, które pojawiły się w ostatnich tygodniach w internecie. Ich przekaz jest zawsze ten sam: rząd Meksyku nie dba o zwykłych ludzi, ale na szczęście jesteśmy my – narcos. Co ciekawe, narracja o obronie uciśnionych to oklepany chwyt stosowany od dziesięcioleci w oficjalnej meksykańskiej polityce. W nagraniach pochodzących ze wszystkich stron kraju zmieniają się tylko nadruki na kartonach czy kartki przypięte do reklamówek: CJNG (Cartel Jalisco Nueva Generacion), Cartel del Golfo, Los Zetas, Los Viagras…
Skąd u gangsterów nagła skłonność do dobroczynności i miłosierdzia wobec potrzebujących? Koronawirus w równym stopniu dotknął zarówno legalną, jak i kryminalną sferę meksykańskiej gospodarki. Mniejszy ruch na granicy i wzmożone kontrole utrudniają eksport narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Nie ma na razie nawet szacunkowych danych dotyczących spadków, ale można wnioskować, że są spore: według amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA) od początku pandemii detaliczna cena kokainy w USA wzrosła o 20 proc., metaamfetaminy – ponad dwukrotnie. Z kolei zamknięcie chińskiej prowincji Wuhan, w której znajdują się liczne zakłady chemiczne, odcięło kartele od składników niezbędnych do produkcji opioidów, jak chociażby fentanylu. W ostatnich latach kartele zaczęły przerzucać się na narkotyki syntetyczne – fentanyl jest 50-krotnie silniejszy od heroiny, nie wymaga przy tym problematycznych upraw maku, bo może być produkowany w dyskretnych laboratoriach. Dzięki temu przy znacznie mniejszych nakładach przynosił większe zyski.
– Tworząc prowizoryczne instytucje opieki społecznej, rozdając żywność i artykuły pierwszej potrzeby, kartele dmuchają na zimne i inwestują w swoje bezpieczeństwo na najbardziej podstawowym poziomie. Zapewniają sobie przychylność najgorzej sytuowanych – mówił w rozmowie ze stacją telewizyjną Telemundo meksykański analityk ds. bezpieczeństwa Alejandro Hope. Przypomniał też, że w trudnych czasach meksykańscy baronowie narkotykowi chronią się właśnie w dzielnicach biedoty. Właśnie dlatego „El Chapo” całymi latami mógł ukrywać się przed polującą na niego policją i wojskiem. Zmowa milczenia mieszkańców chabolas to idealna ochrona.
Wiedzą o tym nie tylko meksykańscy narcos. Podobnie zachowują się inne grupy przestępcze w całej Ameryce Łacińskiej. Comando Vermelho, gang handlujący narkotykami i bronią ze znanej na całym świecie dzięki filmowi „Miasto Boga” faweli w Rio de Janeiro, sam wprowadził zakaz wychodzenia z domów po godzinie 20. – Wprowadzamy kwarantannę, bo nikt nie traktuje koronawirusa serio. Najlepiej zostańcie w domu. Czujcie się ostrzeżeni – tak w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Guardian” relacjonuje komunikaty wygłaszane przez megafony przez członków C.V. jeden z mieszkańców dzielnicy. Inne gangi z Rio oprócz zakazu wychodzenia z domów w określonych godzinach nakazały też skrócenie czasu pracy sklepom, odprawianie nabożeństw na zewnątrz kościołów i pilnują, by wchodzący do „ich” dzielnic dezynfekowali ręce.
Budzące postrach gangi uliczne w Salwadorze i Gwatemali – maras – których członków rozpoznaje się po charakterystycznych tatuażach na twarzach, pilnują, żeby wprowadzone przez tamtejsze rządy ograniczenia były przestrzegane. Nierzadko za pomocą kijów bejsbolowych. Jednocześnie mareros w Hondurasie zrezygnowali tymczasowo ze ściągania haraczy – swojego głównego źródła pieniędzy. Z kolei Komunistyczna partyzantka ELN (Armia Wyzwolenia Narodowego) w Kolumbii, wspierana przez Kubę i Wenezuelę, ogłosiła miesięczne zawieszenie broni.

Eskalacja

Demonstracyjna troska o „opuszczonych przez rząd” i zabieganie o ich przychylność to tylko część nowej rzeczywistości w przestępczym świecie Ameryki Łacińskiej. Równolegle gangi jeszcze brutalniej walczą ze sobą o wpływy i starają się zabezpieczyć swoje interesy ekonomiczne. – Zamiast rozdawać paczki, powstrzymajcie morderstwa – apelował do nich w wystąpieniu telewizyjnym prezydent Meksyku Angel Manuel Lopez Obrador.
W kwietniu w potyczkach między meksykańskimi grupami przestępczymi zginęło 2,5 tys. osób. Najwięcej od końcówki lat 90. ubiegłego wieku, kiedy zaczęto prowadzić statystyki. Według ekspertów jest to oznaka nasilającej się walki o wpływy i terytoria między około 200 gangami, które działają w tym kraju. Z jednej strony policja i wojsko są zajęte koronawirusem i jeszcze mniej skutecznie niż dotychczas ścigają bandytów, z drugiej – narcos próbują rekompensować sobie straty, które są konsekwencją szczelniejszej granicy z sąsiadem z północny. – Jeździłem do czterech razy w tygodniu samochodem osobowym do USA. Miesięcznie dostawałem za to do 36 tys. dol. – zwierza się w reportażu wyemitowanym przez Telemundo szeregowa „mrówka” przewożąca metaamfetaminę z Meksyku. Od kilku tygodni nie ma pracy. Takich jak on jest pewnie tysiące.
Nic dziwnego, że kartele nasiliły ostatnio nie tylko walki między sobą, ale też bardziej skupiają się na eksploatacji alternatywnych źródeł dochodów. Z raportów policji wynika, że wyraźnie rośnie kradzież paliwa z rurociągów, która jest uprawiana w Meksyku na przemysłową skalę. Roczne straty państwowego giganta naftowego Pemex związane z tym procederem to 1,6 mld dol. Narcos nie gardzą jednak też plantacjami awokado, które starają się przejmować. Meksyk odpowiada przecież za 45 proc. światowej produkcji tego owocu. Według Alejandro Hope’a w najbliższym czasie należy się spodziewać również wzrostu liczby porwań dla okupu.
W Salwadorze maras co prawda pilnują, by ludzie przestrzegali restrykcyjnych zasad ograniczenia kontaktu, jednak podniosły „czynsze” dla biznesów, które mogą działać podczas kwarantanny – piekarniom, sklepom spożywczym, firmom dostarczającym wodę pitną. Gangsterzy znaleźli też sposób, by omijać restrykcje w podróżowaniu. Jako przykrywkę wykorzystują samochody zarejestrowane w aplikacji mobilnej Uber, która nie została zakazana w czasie pandemii. Dzięki temu mogą właściwie bez przeszkód docierać do miejsc, skąd pobierają haracz, i przewozić narkotyki.
Analitycy obawiają się, że grupy przestępcze mogą wyjść z pandemii jeszcze silniejsze, niż były przed nią. – Kraje takie jak Meksyk zaangażowały organy ścigania i wojsko do tego, by pilnowały, czy ograniczenia mające na celu powstrzymanie pandemii są przestrzegane. Przestępcy korzystają z powstałej próżni i trudności gospodarczych, by budować swoją pozycję polityczną i ekonomiczną – mówiła w jednym z wywiadów Vanda Felbab-Brown z amerykańskiego think tanku Brookings Institution, przypominając, że od połowy marca do początków kwietnia w Meksyku przybyło 346 tys. bezrobotnych. Oficjalnie. W kraju tym jednak tylko połowa siły roboczej ma formalne umowy o pracę. Szara strefa gospodarki zostanie dotknięta jeszcze mocniej.
Benjamin Lessing z Uniwersytetu w Chicago podkreśla, że koronawirus prawdopodobnie jeszcze bardziej nadszarpnie autorytet władzy państwowej w Ameryce Łacińskiej. – To nie jest tak, że dwa czy trzy miesiące temu fawelami w Rio nie rządzili gangsterzy. Rządzili. I wtedy też mówili, że są obrońcami biednych. Pandemia jest jednak swojego rodzaju testem na wiarygodność tych deklaracji. Jak na razie przestępcy dość małym kosztem dowodzą, że to właśnie oni są prawdziwą władzą – konstatuje.