Dzisiaj mija rocznica traktatu, który pozbawił Węgry dwóch trzecich terytorium.
4 czerwca zajmuje szczególnie miejsce w węgierskiej pamięci. Dzisiaj dokładnie o 16.30 minie 100 lat od podpisania w pałacu Grand Trianon w Wersalu traktatu, który określił miejsce Węgier w Europie po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej w wyniku jej porażki w I wojnie światowej. Węgry znalazły się wśród przegranych. Powierzchnia kraju została zmniejszona o dwie trzecie. Terytoria te przypadły Austrii, Czechosłowacji, Królestwu SHS (późniejsza Jugosławia) i Rumunii, a niewielkie fragmenty zajęli Polacy (Orawa i Spisz) oraz Włosi.
Wydarzenie to, określane przez wszystkie ugrupowania znad Balatonu mianem „dyktatu pokojowego”, w ostatniej dekadzie wyniesiono na ołtarz dumy narodowej. Podkreśla się, że Węgry zostały przez Zachód zdradzone. Spoty towarzyszące rocznicy Trianon są pełne refleksji, że kraj jest najsilniejszy od stulecia pomimo okrojenia terytorium. W domyśle – dzięki premierowi Viktorowi Orbánowi. Ale stosunek do Trianon jest elementem obecnym w programach innych najważniejszych partii. Ludzie wymagają od nich jasnego stanowiska w tej kwestii. Ale te postawy ewoluowały. Partia Jobbik z 2020 r. nie jest już tym samym ugrupowaniem co w 2010 r., bo odeszła od radykalizmu w stronę centrum. Z kolei Fidesz Orbána zdecydowanie się zradykalizował, szczególnie po kryzysie migracyjnym 2015 r.