Nie sądzę, aby to naród wybrał kierunek transformacji, jeśli przez ów kierunek rozumieć model kapitalizmu (ajest ich kilka). Zpewnością naród słusznie nie chciał tego, co było, czyli realnego socjalizmu. Otym jednak, wktórą konkretnie stronę pójdziemy, zdecydowali jak zwykle politycy, ekonomiści idziennikarze. Wtym sensie nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że mieliśmy do czynienia zpaternalizmem, czyli wyborem przez innych tego, co powinniśmy chcieć.
/>
Można argumentować, że przed 30 laty sytuacja była nadzwyczajna i nie było czasu na długotrwałe i powszechne konsultacje. Zgoda. Nie oznacza to jednak, że paternalizm jest dobry jako taki. A już z pewnością nie wtedy, gdy łączy się z długotrwałym kreowaniem i podtrzymywaniem poczucia bezalternatywności. Wynikało ono z bezzasadnego uznania jednego z możliwych typów kapitalizmu – z grubsza anglosaskiego – jako modelu jedynego. Jego patronami byli myśliciele zwani neoliberałami, tacy jak Hayek i Friedman. Niestety, większość polskich liberałów uznała ich nauki jako niepodlegające krytyce wyznaczniki jedynie słusznego sposobu myślenia o wszystkim – i co gorsza trzymała się tego przekonania wbrew faktom, a i dziś nie chce przyznać, że się myliła.
Zamiast zatem zasłaniać się wolą narodu czy wyimaginowanym „postchłopskim indywidualizmem”, lepiej zastanowić się nad tym, co stało się z kapitalizmem i liberalizmem. Dlaczego ten pierwszy przybrał formę monopolistyczną, oligarchiczną i nadzorczą, a ten drugi uważa się za skompromitowany. Tezy, które lansuję od lat, mówią, że: po pierwsze, istnieją różne modele kapitalizmu, a z nich najlepszy jest skandynawski, skądinąd – wbrew sugestiom mojego polemisty – nie mniej wolnorynkowy niż modele inne; po drugie, że katastrofą dla liberalizmu w Polsce (i gdzie indziej) okazało się uznanie jednego z jego nurtów (neoliberalizmu) za jedyny możliwy.
Zgadzam się z moim polemistą, że dziś pora na to, aby wyjść z różnych „baniek doktrynalnych” i taka była także intencja mojego tekstu. Uważam jednak, że po stronie liberalnej tej woli jest zdecydowanie za mało. A to przecież właśnie owa strona odpowiada za kształt reform i za owo wrażenie bezalternatywności, które takim cieniem położyło się na naszej zbiorowej wyobraźni. Bez krytycznej refleksji wobec własnych błędów i naiwności polski liberalizm nigdy nie odzyska wiarygodności. Moim zdaniem refleksja ta musi być bliska lewicowej krytyce po prostu dlatego, że ma ona rację. W tym sensie doktrynerskie trzymanie się poglądów skompromitowanych i idei dziś archaicznych może jedynie przyczynić się do trwałego zejścia tej orientacji ze sceny politycznej i światopoglądowej. Choć sam jestem lewicowcem, to uważam, że byłoby to ze stratą dla wszystkich. W interesie Polski leży bowiem pewna równowaga sił. Z pewnością potrzebujemy zatem liberalizmu, ale nie w wydaniu Hayeka czy Friedmana. Tym panom już podziękujmy.