Państwo miało stracić na całym schemacie równowartość 70 mln dolarów.
Od zatrzymania dyrektorów wszystkich białoruskich cukrowni niebawem minie miesiąc. Mimo to prokuratura, KGB, MSW i Komitet Śledczy raczej nie zdradzają szczegółów sprawy. Jedynym przedstawicielem władz, który opowiada o detalach jednego z głośniejszych skandali ostatnich lat, jest Alaksandr Łukaszenka.
– Siedzą teraz i proszą: „Wypuśćcie nas, pójdziemy do kołchozu nawóz rozładowywać”. A ja im mówię: „My już widłami nawozu nie rozładowujemy, więc siedźcie”. Przyznali, gdzie kradli, wszystko pooddawali. „Wszystko – mówią – zabierajcie, tylko nie wsadzajcie do więzienia”. A kto cię do więzienia wsadził? Sam się wsadziłeś. Stale powtarzam: nie ruszaj cudzego. Zwłaszcza jako kierownik. Jeśli kierownik jest złodziejem, przedsiębiorstwo nie istnieje – mówił prezydent podczas niedzielnej wizyty gospodarskiej w Swietłahorsku w obwodzie homelskim.
Inne szczegóły sprawy Łukaszenka zdradził na początku lutego podczas wyjazdu do Dobrusza na południowo-wschodnich krańcach kraju. Przestępstwo polegało na utworzeniu w Moskwie firmy pośrednika, która w rosyjskim słowniku aferalnym nosi nazwę „prokładka”. Pośrednik kupował cukier po zaniżonych cenach, a sprzedawał po rynkowych częściowo w Rosji, a częściowo fikcyjnie reeksportując z powrotem na Białoruś już jako rosyjski. Różnicą dzielono się z dyrektorami. Za każdą tonę mieli dostawać 1–2,5 dol. Według szacunków KGB państwo straciło równowartość 70 mln dol.
– Czegoś takiego jeszcze na Białorusi nie było. Tam się trafili także ludzie w pagonach. Powiedziałem: wszystkich pod miotłę i do celi – mówił szef państwa. W ramach afery cukrowej zatrzymano dyrektorów wszystkich czterech państwowych cukrowni. Rekordzista Michaił Krysztapowicz, przy okazji deputowany izby wyższej białoruskiego parlamentu, kierował przedsiębiorstwem od 1997 r. Jak piszą „Biełorusskije nowosti”, poza nimi za kratki trafił szef firmy Biełaruskaja Cukrowaja Kampanija, zajmującej się sprzedażą produkcji czterech cukrowni, rosyjski pośrednik Siergiej Kononienko oraz płk Uładzimir Cichinia, były zastępca szefa Głównego Zarządu ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją MSW.
Cichinia w zamian za łapówki dbał, by jego koledzy nie interesowali się machinacjami, a według jednej z wersji miał ostrzec dyrektorów przed szykującymi się zatrzymaniami. Jak mówił przedstawiciel KGB Kanstancin Byczak w rozmowie z państwowym kanałem BT, „ostatnim zadaniem Cichini miało być niedopuszczenie na stanowisko dyrektora koncernu Biełdziarżcharczpram kandydata niekorzystnego dla grupy przestępczej, przy którym ten schemat nie mógłby dłużej funkcjonować”. Cztery cukrownie formalnie wchodzą w skład Biełdziarżcharczpramu.
Pułkownik przez długie lata zajmował się rozpracowywaniem najgroźniejszych gangów na Białorusi. Jak podaje Biełsat, to on stał na czele grupy operacyjnej, która doprowadziła do likwidacji bandy Siarhieja Marozaua, przez 10 lat siejącej postrach na Homielszczyźnie. W 2006 r. trzech członków bandy, mającej na swym koncie zabójstwa i grabieże, skazano na śmierć przez rozstrzelanie, a 43 innych na kary wieloletniego więzienia. Cichinia miał też fabrykować dowody w sprawie Dzmitryja Autuchowicza, którego potem uznano za więźnia politycznego. Przed rokiem pułkownik przeszedł w stan spoczynku.
Nie potwierdziły się za to na razie plotki o zatrzymaniu w tej sprawie generała Ihara Szuniewicza, szefa MSW w latach 2012–2019. Jako minister należał do najbardziej wpływowych osób w białoruskich elitach władzy. O tym, że Szuniewicz jest zamieszany w aferę, pisał na swoim kanale Nexta na komunikatorze Telegram bloger Sciapan Puciła i dodawał, że eksminister przyjaźni się z dyrektorem Krysztapowiczem. – Ihar Szuniewicz nie jest figurantem żadnego z postępowań, które prowadzi aktualnie wydział śledczy Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego – powiedział rozgłośni Swaboda Andrej Jarasz z KGB.
Widowiskowy przebieg miało natomiast zatrzymanie pod koniec stycznia dwóch dyrektorów, którzy ostrzeżeni próbowali wyjechać z rodzinami do Niemiec. Samolot Bieławii Mińsk – Monachium przelatywał już nad Wrocławiem, gdy KGB nakazało mu zawrócić. Maszyna wylądowała na lotnisku w Grodnie, dyrektorów wyprowadzono, po czym samolot ruszył w dalszą trasę do Bawarii. – Wszyscy złożyli zeznania. Nikt ich nie gnębił, nie bił, palców w drzwi nie wsadzał – zapewniał Łukaszenka.
Pośrednik kupował cukier po zaniżonych cenach, sprzedawał po rynkowych