Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński popełnił swego czasu poważny błąd, blokując przedłużenie kadencji dyrektora Muzeum Polin Dariusza Stoli. Gliński nie był i nie będzie w stanie przyznać się, choćby przed sobą, że sknocił – bo gdyby był tego typu człowiekiem, to nie zostałby panem od kultury w rządzie firmowanym przez Jarosława Kaczyńskiego.
Jedna głupia decyzja pociągnęła za sobą kolejne. Uzgodniono warunki konkursu na nowego dyrektora muzeum, konkursu – którego wynik miał być dla szefa resortu kultury obowiązujący. Ale takim się nie okazał, bo wygrał Stola. Będzie teraz minister Gliński, patrząc w lustro przy goleniu, widział u siebie nos Pinokia… A wystarczyło wycofać się ze złej decyzji.
W środę wicepremier wypowiedział się wreszcie na temat swojego wiarołomstwa: doszły do niego bulwersujące informacje na temat prof. Stoli. Nie dodał jednak, że nie były bulwersujące dla wieloosobowej komisji konkursowej. Najgorsza spośród tych „bulwersujących wiadomości”, tłumaczył Gliński, jest taka, że choć w Polin wystawa jest bardzo dobra i wszystko działa, to jednak „w muzeum robiło się politykę”. I to politykę wedle autonomicznej wizji dyrekcji muzeum (tfu!), a nie według pragnień ministra kultury (oklaski!).
Warto wyjaśnić, że Muzeum Polin robi politykę historyczną, czyli akurat to, czego ludzie PiS nie umieją. W Polin poradzono sobie z narracją na trudne tematy. Zamiast przeszkadzać Stoli w pracy, należałoby raczej uczyć się od lepszych od siebie. A po nadchodzących wyborach zrobić z niego ministra kultury (coś mi mówi, że raczej by się nie zgodził).
Magazyn DGP 27.09.19 / Dziennik Gazeta Prawna
Profesor Gliński zasłynął kiedyś odważną krytyką propagandowego materiału w telewizji publicznej. Po ludzku (jak to się mówi) zdenerwował go pełen insynuacji materiał na temat ludzi tworzących organizacje pozarządowe. Potem jednak, przepraszam za kolokwializm, przestał fikać. Wiemy już dlaczego. W środowym wywiadzie sam swobodnie posługuje się insynuacjami i pomówieniami. To, co kiedyś go oburzało, teraz go uwiodło.