Prezydent USA odtajnił stenogram rozmowy z Wołodymyrem Zełenskim. Nie potwierdza on głównego zarzutu, czyli nadużycia władzy. Zapisów może być jednak więcej.
W nocy z wtorku na środę polskiego czasu przewodnicząca Izby Reprezentantów, demokratka Nancy Pelosi, oświadczyła, że czas rozpocząć procedurę im peachmentu, czyli odsunięcia od władzy głowy państwa. Sześć kongresowych komisji, w tym przede wszystkim zarządzana przez Jerry’ego Nadlera komisja sprawiedliwości oraz komisja ds. wywiadu pod przewodnictwem Adama Schiffa, zacznie badać różne aspekty prezydentury Donalda Trumpa pod kątem tego, czy nie doszło do przestępstwa nadużycia władzy.
Demokraci długo zwlekali z tym krokiem, a sama Nancy Pelosi była mu przeciwna. Uważała, że może to zaszkodzić centrowym parlamentarzystom partii z okręgów, w których prezydent jest względnie popularny. Przeważyła sprawa jego rozmowy telefonicznej z 25 lipca z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, podczas której Trump miał przekroczyć uprawnienia, żądając haków na swojego rywala w przyszłorocznych wyborach, Joego Bidena, i jego syna Huntera. Od tego, czy je otrzyma, miała zostać uzależniona pomoc dla Kijowa.
Zmianę nastawienia Pelosi poparli jej partyjni koledzy. „Jeśli oskarżenia są prawdziwe, doszło do przestępstwa, a tym samym jest powód do impeachmentu. Apelujemy, by nasi koledzy z odpowiednich komisji Izby Reprezentantów zaczęli wzywać świadków i przesłuchiwać ich pod przysięgą, by ustalić prawdę i bronić naszego bezpieczeństwa narodowego” – napisała siódemka demokratycznych kongresmenów we wspólnym oświadczeniu.
– To kolejna faza polowania na czarownice. Procedura impeachmentu będzie zła dla Ameryki, ale dla mnie to pozytywna sprawa, moje szanse na reelekcję wzrosną – odparł prezydent Trump dziennikarzom zebranym w gmachu ONZ w Nowym Jorku, dodając, że opozycyjni demokraci prowadzą szaloną partyjną grę przeciwko niemu.
Gospodarz Białego Domu jest w osobliwej sytuacji. Nikomu przed nim nie grożono impeachmentem jeszcze przed zaprzysiężeniem. Przypomnijmy, że już wówczas pojawiły się wątpliwości, czy Kreml nie pomagał mu w kampanii wyborczej niezgodnie z amerykańskim prawem. Trump powiedział dziennikarzom, że jest w pełni przygotowany do walki.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni opisywaliśmy wydarzenia, które doprowadziły do decyzji demokratów o rozpoczęciu starań o impeachment. Sygnalista z jednej ze służb, które obligatoryjnie nagrywają wszystkie rozmowy, jakie są przeprowadzane z Gabinetu Owalnego, zgłosił, że w trakcie rozmowy między przywódcami USA i Ukrainy z ust Trumpa ośmiokrotnie miała paść prośba, by władze w Kijowie podjęły śledztwo w sprawie ewentualnej korupcji, jakiej miał się dopuścić Hunter Biden, zatrudniony w ukraińskim przedsiębiorstwie sektora gazowego Burisma, oraz dotyczące tego, czy Biden senior, przyjeżdżając do Kijowa z dyplomatyczną misją, nie wszedł w konflikt interesów.
Prezydent USA miał od tego uzależniać wypłatę 250 mln dol. na pomoc wojskową. Potem, gdy dziennikarze zaczęli interesować się sprawą, Trump ogłosił wypłatę obiecanej kwoty, powiększając ją nawet o 140 mln dol. W poniedziałek „Washington Post” napisał, że administracja przez dwa miesiące umyślnie wstrzymywała transfer środków. Ekipa Trumpa broni się, tłumacząc, że prezydent musiał w rozmowie z Zełenskim zagrać va banque i sprawdzić dwie rzeczy: czy przypadkiem nowy ukraiński przywódca nie jest człowiekiem Kremla oraz czy sam nie jest skorumpowany.
Sama głowa państwa lawiruje wokół tematu ewentualnego odtajnienia transkrypcji telefonicznej konwersacji z 25 lipca i mówi, że nie ma nic do ukrycia. Ale już sekretarze stanu Mike Pompeo i finansów Steven Mnuchin chodzą w imieniu Trumpa po studiach telewizyjnych i opowiadają, że jest to niemożliwe z powodu zagrożenia bezpieczeństwa narodowego. Jeden z blogerów zasugerował, że prezydent jest skłonny ujawnić zapis rozmowy, bo było ich kilka. A on gotów jest pokazać światu tę, podczas której nie padają niezgodne z prawem deklaracje.
Według Trumpa publikacja została już uzgodniona z Kijowem, ale Zełenski, pytany o nią wczoraj, odpowiedział tylko: „Zobaczymy”. I dodał, że jego rozmowy z prezydentem Trumpem miały charakter „prywatny i poufny”, ale o żadnych naciskach ze strony Białego Domu nie było mowy. Wczoraj po zamknięciu tego wydania DGP obaj politycy mieli się spotkać na marginesie posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.
Do końca nie ustawały spekulacje, że każdej ze stron może zależeć, by do tego spotkania w tych okolicznościach nie doszło. Zełenski jechał do Nowego Jorku ze świadomością, że znajdzie się w centrum zainteresowania amerykańskich mediów. Doradcy obecnej ekipy rządzącej w Kijowie sugerowali zaś, że w interesie Ukrainy leży teraz jak najmocniejsze zdystansowanie się od afery. Jakakolwiek oznaka, że Zełenski wybrał wsparcie którejś ze stron sporu, może mieć przełożenie na relacje amerykańsko-ukraińskie teraz lub po ewentualnym dojściu do władzy demokratów. A te z kolei są kluczowe w kontekście rosyjskiej agresji.
Z doniesień medialnych wynika, że Ukraina była rozgrywana przez obie strony amerykańskiej sceny politycznej. Podczas spotkań z Ukraińcami w Nowym Jorku i Madrycie miał w sprawie kwitów na Bidenów naciskać prezydencki pełnomocnik Rudy Giuliani, a sympatyzujący z Trumpem biznesmeni z rosyjsko-ukraińskimi korzeniami szukali możliwości zorganizowania spotkania z samym Zełenskim. Z kolei za prezydentury Petra Poroszenki niechętna republikanom ambasador USA w Kijowie miała współpracować z Kijowem w szukaniu haków na szefa kampanii Trumpa Paula Manaforta.
Pytanie, czy skandal nie zaszkodzi też prezydenckim ambicjom Joego Bidena. Sam zainteresowany cały czas podkreśla, że nie zrobił nic niestosownego, jego misja dyplomatyczna na Ukrainie była długo przygotowywana, ukraińskie śledztwo w sprawie Burismy zaczęło buksować na długo przed nią, zaś Trump pompuje aferę z niczego. Z drugiej strony sprawa jest zagmatwana. Jej szczegóły mogą nie interesować przeciętnego wyborcy, a samo powtarzanie w przestrzeni publicznej zarzutów ma zniechęcić wyborców do byłego wiceprezydenta.