Impeachment, czyli wywodząca się zbrytyjskiej tradycji procedura usunięcia zurzędu, jest dziś słowem odmienianym przez wszystkie przypadki. Pozwalają na to realia epoki mediów społecznościowych. Szafuje się nim ztaką dezynwolturą, że można odnieść wrażenie, iż Donald Trump już się żegna zurzędem. To nie takie proste.
Konstrukcja odsuwania od władzy przypomina zwykły proces sądowy. Rolę kolektywnego prokuratora pełni Izba Reprezentantów. „Ona też będzie miała wyłączne prawo stawiania w stan oskarżenia za nadużycia popełnione w czasie sprawowania urzędu” – tak określa rolę kongresmenów ustawa zasadnicza.
Ale żeby do sformułowania aktu oskarżenia doszło, Izba musi znaleźć dowody. Pozyskuje się je, przesłuchując świadków. Mechanizm przypomina komisje śledcze polskiego Sejmu. Nancy Pelosi jest dopiero na etapie proszenia szefów poszczególnych komisji o to, by zaczęli je zbierać. Dopiero kiedy takie się znajdą i będą przekonujące, na forum całej Izby odbędzie się głosowanie, czy sądzić prezydenta.
Na razie Pelosi brakuje poparcia nie tylko republikanów (wszyscy są za Trumpem), ale i 50 członków jej własnego klubu. Gdyby głosowanie było dziś, wniosek by po prostu przepadł. Jeśli jednak w niedalekiej przyszłości, po śledztwie, postawiono by Trumpa w stan oskarżenia, sprawa idzie do Senatu, a grupa kongresmenów zostaje oddelegowana do roli prokuratora.
„Senatowi będzie przysługiwać wyłączne prawo rozpatrywania oskarżeń o nadużycia popełnione w związku ze sprawowaniem urzędu. (…) Rozprawie przeciw Prezydentowi Stanów Zjednoczonych będzie przewodniczył Prezes Sądu Najwyższego. Nikt nie może być uznany za winnego bez zgody dwóch trzecich obecnych na posiedzeniu senatorów” – zapisano w konstytucji.
Afera ukraińska według konstytucjonalistów jest dowodem na przekroczenie uprawnień przez prezydenta oraz nadużycie władzy w postaci próby zaangażowania amerykańskiego fiskusa oraz armii do realizacji partykularnych interesów politycznych. Ale czy senatorowie są tego samego zdania? Nic na to nie wskazuje. Jak dotąd ani jeden z 53 republikanów nie poparł inicjatywy impeachmentu, a że do wyroku skazującego potrzeba 67 głosów, 20 z nich musiałoby dołączyć do całego klubu demokratycznego.
Gdyby ktokolwiek z prawicy się na to zdecydował, ekipa Trumpa, który zdominował Partię Republikańską, znalazłaby rywala dla takiego senatora w kolejnym cyklu prawyborów. Dlatego dziś, na nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi, powiedziałbym, że szanse na impeachment prezydenta USA są bliskie zeru.
Gdyby jednak ten promil szansy się spełnił, nie oznacza to, że Donald Trump trafi automatycznie do więzienia. Według ustawy zasadniczej w sprawie o nadużycie popełnione w związku ze sprawowaniem urzędu można skazać tylko na usunięcie z zajmowanego urzędu. Dopiero wówczas prezydent będzie mógł – na mocy prawa powszechnego – być pociągnięty do odpowiedzialności karnej i skazany.