Komisja Europejska ma dość opieszałości polskiego rządu, który ignoruje jej zalecenia i chce walczyć ze smogiem po swojemu. Wycofała się z zaplanowanych rozmów.
Po miesiącach burzliwych negocjacji nad kształtem programu „Czyste Powietrze”, który miał być chlubą rządu i świadectwem, jak poważnie zabraliśmy się za redukcję zanieczyszczeń powietrza, Komisja Europejska odwołała najbliższe spotkanie z polską stroną. O sprawie pisała wczoraj „Gazeta Wyborcza”. W najbliższy czwartek rządzący oraz przedstawiciele UE i m.in. Banku Światowego, który wydał rekomendacje dla Polski, jak stworzyć odpowiedni instrument wsparcia wymiany kotłów węglowych i termomodernizacji budynków, mieli dyskutować o postępach i trudnościach przy wypłacie środków na walkę ze smogiem.
To druga, po liście dyrektora generalnego ds. polityki regionalnej i miejskiej w Komisji Europejskiej, Marca Lemaitre’a, żółta kartka dla rządzących. Pierwsza została zignorowana. Lemaitre oczekiwał rozwiązania problemów z efektywnością wypłat pieniędzy i włączeniem w dystrybucję funduszy banków komercyjnych. W pierwszej sprawie rząd twierdzi, że takich nie ma, w drugiej – resort środowiska obstaje przy swoim.
To jedna z głównych osi sporu, którą od początku głośno akcentuje Bank Światowy w swoich rekomendacjach. Były one jednoznaczne: koniec z półśrodkami, problem zanieczyszczeń powietrza jest w Polsce zbyt poważny, by zmiany następowały w ewolucyjnym, a nie rewolucyjnym tempie. Zadanie, przed którymi stoimy, jest niebagatelne: ocieplić i wymienić źródła ogrzewania w 3–4 mln domów jednorodzinnych, które dziś są nieefektywne energetycznie.
Innymi słowy: wsparcie musi być maksymalnie łatwo dostępne i szybko wypłacane, aby każdego roku remontowanych było 300–400 tys. budynków. – Ma to być masowa produkcja wniosków o dofinansowanie, a nie czasochłonna i dławiąca się biurokracją procedura, z jaką mamy do czynienia dzisiaj – mówi Andrzej Guła, ekspert Polskiego Alarmu Smogowego. Podkreśla przy tym, że obecne 15 tys. rozliczonych umów to – po dziewięciu miesiącach działania programu – żaden powód do dumy. Tempo jest bowiem nieadekwatne do potrzeb.
Głównym powodem takiego impasu jest zdaniem ekspertów powierzenie obsługi wniosków wyłącznie pracownikom 16 wojewódzkich funduszy ochrony środowiska. Program „Czyste Powietrze” nie jest jednak jedynym instrumentem wsparcia, który urzędnicy muszą rozliczać i nadzorować. Mówiąc wprost, w jednostkach tych brakuje mocy przerobowych, by zmierzyć się z lawiną wniosków.
O tym, że taki czarny scenariusz się ziści i Bruksela powie dość, od dawna mówili już aktywiści z alarmów smogowych. Wczoraj ponowili apel do premiera Mateusza Morawieckiego o pilne zajęcie się tematem i zreformowanie programu. Analogiczny list już raz trafił na biurko premiera jeszcze w styczniu br., ale inicjatywa nie spotkała się z jakimkolwiek odzewem ze strony szefa rządu.
W liście czytamy, że „zaniechania Ministerstwa Środowiska doprowadziły do sytuacji, w której finansowanie sztandarowego programu rządowego «Czyste Powietrze» może zostać zaprzepaszczone. Mówimy tutaj o miliardach złotych rocznie przeznaczonych na pomoc dla obywateli zamierzających wymienić kopciuchy i ocieplić swoje domy. To nie tylko poprawa jakości powietrza, ale również zaoszczędzone pieniądze na kosztach ogrzewania i zmniejszenie ubóstwa energetycznego w tysiącach polskich domów. Dochodzi jeszcze aspekt zdrowotny. Pamiętajmy, że każdego roku z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera w Polsce około 45 tys. osób”.
W ostatnich dniach resort środowiska postanowił wyjść naprzeciw części postulatów KE i zapowiedział, że włączy w system pomocy samorządy. Tym sposobem cała biurokracja nie spoczywałaby tylko na barkach przeciążonych pracowników wojewódzkich funduszy. Rozwiązanie to miałoby jednak charakter pilotażowy i fakultatywny. Minister środowiska wysłał do gmin listy z propozycją współuczestnictwa w programie. Do dziś, jak przekonuje Henryk Kowalczyk, swoje zainteresowanie zgłosiło prawie 1000 gmin. Sęk w tym, że za dodatkową pracę, która spadnie teraz na ich urzędników, samorządy nie dostaną ani grosza. Ewentualne wsparcie będzie dopiero przedmiotem debaty, gdy taka współpraca wypali.
Resort środowiska dementuje informacje, że fiasko rozmów z KE oznacza automatyczne obcięcie funduszy na walkę ze smogiem. Henryk Kowalczyk podkreśla, że pieniądze, które są dziś przedmiotem negocjacji, to przyszłe fundusze, zaplanowane na nadchodzącą perspektywę finansową. – UE nie zamroziła ani nie zakończyła finansowania, bo go jeszcze w ogóle nie zaczęła. Na dziś środki nie są zagrożone – mówi minister. Obecne dofinansowania są bowiem wypłacane ze środków krajowych, które zostały zapisane w budżecie koordynującego program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Na ten rok opiewają one na 1,2 mld zł.
Sęk w tym, że kiedy premier Morawiecki zapowiadał start programu, łączna kwota pomocy na 10 lat miała wynosić 103 mld zł, z czego kilkadziesiąt miliardów stanowić miały właśnie fundusze wspólnotowe. Eksperci są zgodni, że jeżeli UE konsekwentnie odmówi nam finansowania, to program „Czyste Powietrze” nie będzie miał szans spiąć się finansowo.
To nie tylko zagrożenie z powodu niewywiązania się z ambitnych celów, które postawiła nam Bruksela. Wciąż wisi nad nami wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, który orzekł, że Polska złamała unijne prawo, nie dochowując należytych starań w poprzednich latach, by rozwiązać problem notorycznych przekroczeń norm emisji pyłów zawieszonych. Chociaż wyrok wskazuje nas jako winnych, to nie poszły za tym jeszcze żadne kary. Na razie, bo o tym zadecydować musiałby TSUE w kolejnym postępowaniu przeciwko Polsce, jeżeli takie zostałoby wszczęte na wniosek KE. Ten scenariusz, w przypadku impasu rozmów o dofinansowanie i reformę programu, może być jednak bardziej realny, niż wydawało się jeszcze kilka miesięcy temu, obawiają się eksperci.