Jeżeli sąd zgodzi się na uchylenie immunitetu, prokuratura będzie mogła przedstawić sędziemu zarzuty i ewentualnie skierować akt oskarżenia do sądu, przed którym będzie toczyło się postępowanie karne.
Prokuratura Regionalna w Krakowie skierowała 21 stycznia wniosek do Sądu Dyscyplinarnego przy Sądzie Apelacyjnym o zezwolenie na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędziego.
Jak podała, chodzi o sędziego Wojciecha Łączewskiego i złożenia przez niego doniesienia o przestępstwie, którego nie było, i składania fałszywych zeznań.
Z ustaleń śledztwa wynika – poinformowała Prokuratura Regionalna w Krakowie – że wbrew złożonemu przez sędziego zawiadomieniu o przestępstwie nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na Twitterze.
Jak wskazują również zgromadzone dowody, sędzia zeznał nieprawdę, że to rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii, a także bez wiedzy sędziego zrobił i wysłał za pośrednictwem Twittera jego zdjęcie. Fotografia miała być dowodem, że właścicielem konta zarejestrowanego na fałszywe nazwisko "Krzysztof Stefaniak" jest właśnie sędzia Wojciech Łączewski.
Zlecona przez prokuraturę ekspertyza z zakresu informatyki jednoznacznie wykazała, że nikt poza sędzią Wojciechem Łączewskim nie miał dostępu do jego urządzeń elektronicznych i kont na Twitterze. Zeznania świadków przeczą zaś wersji zdarzeń przedstawionych przez sędziego.
W lutym 2016 r. sędzia Łączewski złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie ustne zawiadomienie, że nieznana mu osoba włamała się na jego konta prowadzone pod fikcyjnymi nazwiskami na Twitterze i w jego imieniu prowadziła korespondencję.
W zawiadomieniu do prokuratury sędzia zwrócił się o ściganie osoby, która między 16 a 28 stycznia 2016 r. miała podszywać się pod niego na Twitterze w celu wyrządzenia mu szkody osobistej. W sprawie zostało wszczęte śledztwo.
Sędzia złożył zawiadomienie po ukazaniu się 29 stycznia 2016 r. w portalu Kulisy24.com publikacji "Zaplątany sędzia", w której autorzy – nie wymieniając z nazwiska sędziego Wojciecha Łączewskiego – opisywali, że znany sędzia za pośrednictwem Twittera nawiązał prywatną korespondencję z osobą, którą wziął za Tomasza Lisa, i namawiał ją do przyjęcia nowej strategii w politycznej walce z rządem.
Według autorów publikacji, sędzia prowadził z tą osobą internetowe rozmowy, posługując się kontami zarejestrowanymi na fikcyjne nazwiska. Aby udowodnić swoją prawdziwą tożsamość, przesłał rozmówcy swoje zdjęcie. Dziennikarze, chcąc wykluczyć prowokację i potwierdzić, że autorem korespondencji jest rzeczywiście znany sędzia, zaproponowali mu spotkanie w wyznaczonym miejscu i czasie.
W kolejnej publikacji, która ukazała się w "Warszawskiej Gazecie" w lutym 2016 r., ujawniono, że opisanym przez Kulisy24.com sędzią jest Wojciech Łączewski.
W toku śledztwa, wszczętego w wyniku zawiadomienia złożonego przez sędziego Łączewskiego, prokuratura zleciła ekspertyzę z zakresu informatyki, przesłuchała licznych świadków i uzyskała w ramach międzynarodowej pomocy prawnej informacje od amerykańskiej firmy Twitter.
Z opinii biegłego wynika, że nie doszło do włamania do kont, które sędzia prowadził na Twitterze pod fikcyjnymi nazwiskami "Marek Matusiak" i "Krzysztof Stefaniak". Biegły nie znalazł również śladów świadczących o tym, że nieuprawnione osoby miały dostęp do komputerów, tabletu, telefonu sędziego.
Na dysku sędziego biegły odnalazł zdjęcie, które zostało wykonane jego telefonem i zostało automatycznie, poprzez usługę iCloud, przesłane do zsynchronizowanego z tym telefonem komputera sędziego. Czas wykonania fotografii jest tożsamy z czasem rozmowy na Twitterze i koresponduje z jej treścią. Sposób ustawienia aparatu wskazuje, że zdjęcie zrobił sobie osobiście Łączewski.
Przesłuchany w charakterze świadka znajomy sędziego zaprzeczył, by umawiał się z nim w tym samym miejscu i czasie, które wyznaczyli Łączewskiemu dziennikarze. Stoi to w sprzeczności z zeznaniami Łączewskiego, według którego pojawił się przed wskazanym przez dziennikarzy blokiem na warszawski Wilanowie, aby odebrać książkę od znajomego.
Wnikliwa analiza materiału dowodowego wykazała – czytamy w komunikacie prokuratury – że nie doszło do nielegalnego przejęcia przez osobę trzecią kont na Twitterze, prowadzonych przez sędziego Łączewskiego. Doprowadziło to w maju 2018 r. do umorzenia wszczętego po zawiadomieniu sędziego śledztwa.
Ustalone przez prokuraturę okoliczności jednoznacznie podważają prawdziwość złożonego przez sędziego doniesienia o przestępstwie i jego zeznań. Wskazują, że sędzia dopuścił się czynów z artykułów 238 i 233 kodeksu karnego, polegających na złożeniu zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było i fałszywych zeznań - poinformowała w komunikacie PR.
Zgodnie z ustawą Prawo o ustroju sądów powszechnych, postępowanie przygotowawcze w tym zakresie może być kontynuowane jedynie po wydaniu przez właściwy sąd dyscyplinarny uchwały, zezwalającej na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej