Ujawniamy wyniki audytu, który Ministerstwo Kultury przeprowadziło w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej
Resort kultury zdecydował się na audyt PISF w październiku ub.r., po tym jak minister Piotr Gliński odwołał dyrektor instytutu Magdalenę Srokę za naruszenie „podstawowych obowiązków” i „przepisów prawa”. Badanie objęło lata 2016–2017. Ogólna ocena, którą audytorzy wystawili PISF, jest negatywna. W podpisanym przez ministra Glińskiego wystąpieniu pokontrolnym wyszczególniono m.in. przypadki niegospodarności i nieprawidłowości proceduralne.
Niegospodarności dopatrzono się np. w umowach cywilnoprawnych, bo sporo z nich po zawarciu aneksowano, podwyższając ustalone wcześniej wynagrodzenie, co zwiększyło wydatki o ok. 465 tys. zł. W sumie w latach 2016–2017 umowy-zlecenia i o dzieło kosztowały PISF ponad 3,4 mln zł, podczas gdy łącznie na wynagrodzenia wydano 12,7 mln zł. Podnoszenie stawek po zawarciu umowy PISF nazwał formą nagrody za wykonanie zadania. 34 z 280 umów podpisano z osobami mającymi w PISF etaty. Kontrola objęła 31 z nich na łączną kwotę ponad 1 mln zł i wykazała, że ich przedmiot w większości dotyczył zadań działu, w którym dana osoba była zatrudniona, a w pięciu przypadkach pokrywał się ze zwykłymi obowiązkami pracownika. Instytut wyjaśniał, że zlecenia były konieczne z powodu zbyt małego zatrudnienia (w PISF pracuje ok. 60 osób). Takie praktyki mają być w przyszłości wyeliminowane.
– Audyt wykazał wiele nieprawidłowości w procesach wewnętrznych, biznesowych, formalno-prawnych – stwierdza Radosław Śmigulski, obecny dyrektor PISF. – Ja po paru miesiącach pracy mam wrażenie ogólnego chaosu. Za każdą sprawą kryją się mniejsze lub większe uchybienia, panuje bałagan i funkcjonuje wiele absurdów. Do czegokolwiek się zabieram, znajduję 10 trupów w szafie. Przez najbliższe miesiące muszę się więc skoncentrować na pracy czysto organizacyjnej, aby przekształcić PISF, jeśli nie w sprawnie działające przedsiębiorstwo, to przynajmniej w sprawny urząd. Bo dotychczas instytut był folwarkiem rodzinnym – dodaje.
Wyeliminowanie „podległości służbowej” między pracownikami będącymi członkami rodziny oraz osobami bliskimi to kolejne zalecenie pokontrolne. W PISF pracowało dotychczas kilka rodzin – najliczniejsza taka grupa liczyła sześć osób – i taka podległość miała miejsce. – Z paroma takimi osobami już się pożegnaliśmy, część odeszła z własnej inicjatywy. Nepotyzm nie jest przestępstwem, ale to niepożądana praktyka, więc uważam, że nie powinniśmy zatrudniać rodzin, tym bardziej że w tak małej organizacji uniknięcie podległości służbowej jest trudne – mówi Radosław Śmigulski.
Magdalena Sroka przyznaje, że nie zna wyników audytu. – Deklarowałam chęć przekazania informacji na temat działalności instytutu, ale nikt ich ode mnie nie chciał. Nikt nie zadał mi żadnych pytań, abym mogła złożyć wyjaśnienia. Nepotyzm zakłada istnienie relacji rodzinnych implikujących nieuzasadnione korzyści dla pracownika. Nic mi o tego typu relacjach w instytucie nie wiadomo. Co do umów cywilnoprawnych z pracownikami, to praktykowano je od lat, bo niska dotacja podmiotowa z ministerstwa nie wystarcza na godziwe pensje z umów o pracę, a inne środki mogliśmy przeznaczyć na wynagrodzenia tylko w takiej formie – tłumaczy.
Kto i jakie konsekwencje poniesie za stwierdzone nieprawidłowości, okaże się po kolejnych audytach. Tym razem chce je zlecić sam PISF. Znaleziono już wykonawców audytu finansowego, prawnego, stosunków pracy i informatycznego. Planowana jest też kontrola celowości działalności międzynarodowej instytutu.