Prawie każdy zawód – dekarz, lekarz i youtuber – ma jakieś swoje medium, na którym dyskutuje i wymienia się doświadczeniami, a wejście na takie forum, stronę czy bloga zawsze skutkuje egzystencjalnym bólem głowy.
Dziennik Gazeta Prawna
Wizytujący owe miejsca dyletant zauważa bowiem ze zdumieniem, że oto istnieją problemy (sposób wieszania falistych dachówek, wyższość białego fartucha nad niebieskim czy linkowanie w celu zdobycia odsłon), o których istnieniu nie miał zielonego pojęcia, a problemy te stanowią oś i sedno życia całych grup ludzi, którzy je mielą, przedyskutowują i o nie się kłócą, jakby zależało od tego przetrwanie całego gatunku.
Filozofowie nie są pod tym względem żadnym wyjątkiem i też mają swoje dziwaczne obsesje. W ramach piątkowej rozrywki proponuję więc państwu krótki wgląd w taką przykładową dyskusję, która odbyła się niedawno na ważnym filozoficznym blogu Daily Nous. Czego dotyczy problem? Ano sensu życia.
Wystarczy bowiem powiedzieć, że się jest filozofem – pisze (parafrazując) autor posta – a tłum od razu domaga się odpowiedzi na pytanie, jaki jest sens życia. Co prawda, przyznaje autor, wielu filozofów nie uważa tego za centralne czy nawet za dobre pytanie; co więcej, często się uważa, że to pytanie bezproduktywne, odciągające filozofów od wykonywania ich prawdziwej filozoficznej roboty (czymkolwiek by miała ona być). Ale to na pewno pytanie ważne, jak pokazuje choćby ogromna liczba zajęć z filozofii z sensem życia w temacie. Studenci bowiem, jakkolwiek by ich zniechęcać, chcą się dowiedzieć, jaki jest sens życia, i są gotowi poświęcić na to trzydzieści godzin w semestrze. No więc trzeba owych studentów uczyć, prawda?
Otóż, jak się okazuje, niekoniecznie. Tezy o sensie życia bowiem w oczach filozofów są radioaktywne i nie wolno ich spożywać w zbyt dużych dawkach. Niejaki Guy Crane, filozof z Rose State College, rozpoczyna dyskusję, pisząc, że temat sensu życia może być psychologicznie „niszczący” dla studentów. „Słyszałem anegdoty o studentach z tendencjami samobójczymi lub w depresji, którzy źle reagowali na te kwestie”. Czy w takim razie powinniśmy więc w ogóle uczyć o sensie życia? – pyta Crane.
Autor posta przyznaje mu rację, że nauka o sensie życia może być bardzo zasmucająca; wystarczy spojrzeć w pisma Schopenhauera, który o sensie dużo myślał i którego lektura potrafi sprawić, że człowiek wkłada termometr w gorącą herbatę, żeby tylko wszyscy dali mu spokój, jak będzie leżał trzy dni z poduszką na głowie, czytając „Fistaszki”. „Jeśli mamy powody wierzyć – wtóruje Crane’owi – że jakiś temat, jaki będziemy wykładać, spowoduje, że niektórzy studenci zakwestionują wartość życia, a może nawet, w rezultacie tego kwestionowania, zabiją się, czy możemy w ogóle go nauczać?
Do dyskusji włączają się inni filozofowie i filozofki. Jedna z nich, weteranka prowadzenia zajęć o sensie życia, wspomina straszne historie: „Miałam studenta o samobójczych myślach, który poszedł do szpitala psychiatrycznego dokładnie na dzień przed moim egzaminem ze śmierci. Potem wypisał się z kursu”. Czy ma jakieś sugestie, jak dawkować kwestie sensu delikatnym młodym umysłom? Tak: „1) Ogranicz liczbę zajęć o śmierci. 2) Nie przytaczaj poglądów, które mówią o samobójstwie jako o czymś atrakcyjnym. 3) Pamiętaj, jakie efekty mogą mieć poglądy, którymi filozofowie zajmują się w ramach filozoficznej zabawy. Mówienie, że „Śmierć jest niczym” może być grą dla filozofów akademickich, ale niekoniecznie dla innych, którzy to usłyszą. [...] 7) Używaj komedii dla podniesienia nastrojów – ja pokazuję klipy z Woody’ego Allena”. Kto inny dopowiada, że sens życia jako temat wymaga poważnych środków zapobiegawczych: „Kwestia możliwego bezsensu życia, a więc w konsekwencji także i atrakcyjność śmierci, może zachęcić co wrażliwszych studentów do skrzywdzenia siebie”. Inny wykładowca mówi: „Kiedy ja uczę o sensie życia, czuję się w obowiązku, by poinformować studentów o postępach w leczeniu depresji [...], a także by zachęcić ich do leczenia, jeśli zaczną czuć się gorzej”. Jeszcze inny sugeruje, żeby rozszerzyć listę potencjalnie szkodliwych tematów na wszelkie kwestie moralne, bo – jak twierdzi – najpoważniejszy epizod psychologiczny miał miejsce na jego zajęciach, gdy dyskutowali o problemie tramwaju (czy lepiej przejechać jedną osobę, czy pięć), bo jeden ze studentów uderzył kogoś samochodem i czuł się bardzo winny.
Kilka głosów sugeruje jednak, że zbytnia ostrożność w dawkowaniu studentom spraw sensu życia nie jest najlepszym wyjściem. „Temat wymaga wysokiej stabilności psychologicznej, a jeśli jej nie masz, być może lepszym rozwiązaniem jest uzdrowienie siebie przed zajęciami lub skoncentrowanie się na innej dziedzinie”. Może ratownictwo medyczne? Kto inny mówi, że Kierkegaard czy Camus mogą w istocie pomóc studentom podatnym na myśli o bezsensie, bo pokażą im, że nie są sami. Jeden z ostatnich głosów zaś pyta, czy sprzeciw wobec możliwości, że adepci filozofii popełnią samobójstwo, płynie z przekonania, że samobójstwo jest złe, czy raczej chodzi o ochronę siebie jako wykładowcy przed trudnymi konsekwencjami związanymi ze śmiercią studenta. Siebie bowiem chciałby chronić, ale: „Jestem jednym z tych, którzy nie uważają samobójstwa za koniecznie złe” – mówi. „Ludzi na świecie nam nie brakuje”.
Jaki z tego morał? Trzy, a każdy smutny. Po pierwsze, sami profesjonaliści są, jak widać, głęboko przekonani, że o sensie życia lepiej nie myśleć, nie mówić i nie czytać, bo się człowiek załamie, zabije, a przy tym obniży statystyki swojemu wykładowcy. Po drugie, poważni ludzie na poważnych uniwersytetach chcą modyfikować przekazywaną wiedzę ze względu na samopoczucie uczących się. A po trzecie, wszystkim się wydaje, być może szczególnie filozofom, że są niezwykle ważni, że są w swoim wycinku świata panami życia i śmierci. Tymczasem student Camusa owszem, jednym okiem przeczyta, bo chce zdać egzamin, a potem wpisze w Google’a: „Czy życie ma sens?”, i wda się na ów temat w dyskusję nie z Camusem, nie z Kierkegaardem i nie z wykładowcą, ale z black_vaderem93 i fish_lips2017. I to tam, nie na zajęciach, rozstrzygnie się jego los, tylko nie mówcie o tym filozofom, bo wpadną w depresję.