W cieniu rosnącego rewizjonizmu rosyjskiego i dynamiki pozimnowojennego porządku politycznego Polska nie może sobie pozwolić na złe relacje z Niemcami. Od dziecka każdemu Polakowi wpaja się dogmat o tragicznym położeniu Polski na mapie Europy, wciśniętej pomiędzy dwa potężne mocarstwa – Niemcy i Rosję. A jednak nie towarzyszy temu żadna refleksja na poziomie społecznym i politycznym.
Polskie elity przeświadczone o trwałości pacyfistycznej postawy władz w Berlinie w coraz niebezpieczniejszym pozimnowojennym świecie (a może świecie nowej zimnej wojny?) postępują wobec nich coraz bardziej lekkomyślnie. Nakręcają spiralę niechęci wobec Niemców, co ma stanowić adekwatną odpowiedź na nieprzychylny stosunek zachodniego sąsiada wobec formacji politycznej Prawa i Sprawiedliwości (choć przykład gazociągu Nord Stream 2 pokazuje, że istnieją sprawy sporne wykraczające poza ten szablon). W dobie rosnącego rewizjonizmu Rosji to nie jest rozsądne podejście.
Za ironię losu należy uznać to, że rekordowym manewrom rosyjskim Zapad-2017, odbywającym się w bezpośredniej bliskości Polski, towarzyszył wzrost częstotliwości informacji podsycających płytką antyniemieckość. Mam tu na myśli z jednej strony podniesienie sprawy reparacji za drugą wojnę światową, z drugiej – groteskowe wzmożenie związane z żubrem, który przepłynął Odrę i został odstrzelony na terytorium Republiki Federalnej. Związaną z tym histerię jeden z polskich dziennikarzy trafnie spuentował w serwisie społecznościowym Twitter, pisząc w prześmiewczym tonie: „Niemcy zastrzelili Polaka”.
To, co obecnie dzieje się w krajowej przestrzeni medialnej, silnie uzależnionej od kapitału spółek państwowych, a więc aktualnego układu politycznego, jest konsekwencją oskarżania poprzedniej ekipy o silną proniemieckość. To oczywiście hiperbolizacja rzeczywistości, choć uczciwie należy przyznać, że nie zawsze są to zarzuty wyssane z palca. W wielu kwestiach faktycznie doszło do zaniedbań, czego najlepszym przykładem była polityczna bierność rządu premiera Donalda Tuska wobec projektu gazociągu Nord Stream pod dnem Bałtyku.
Z ły klimat relacji bilateralnych spotęgowały także reakcje niemieckich mediów, bardzo silnie atakujących nowe, konserwatywne władze w Warszawie. Nie działo się to zapewne bez przyzwolenia Berlina. Nie zmienia to jednak faktu, że to polskie, a nie niemieckie położenie na zmieniającej się po zimnej wojnie szachownicy europejskiej jest gorsze. Podkręcanie emocji społecznych wzmocni sondaże, ale może wykluczyć ucieranie konsensusu w strategicznych dla bezpieczeństwa Polski sprawach, których bez Niemiec po prostu nie załatwimy (abstrahuję tu już od kwestii ekonomicznych, takich jak to, z którym państwem mamy największą wymianę handlową). A to właśnie ucieranie konsensusu jest istotą skutecznej i nowoczesnej dyplomacji. Jej przeciwieństwem jest walka o moralną wyższość, którą Rzeczpospolita toczyła dość często w ostatnich stuleciach z wiadomym skutkiem.
Chodzi tu o realizację maksimum swoich interesów w odniesieniu do realiów, w których przychodzi nam funkcjonować, a nie o politykę na kolanach. Bardzo rzadko da się uzyskać maksimum zakładanych celów, dlatego należy tonować, a nie podgrzewać oczekiwania społeczne. A jeśli Niemcy przy takiej – potencjalnej – zmianie akcentów będą kontynuować krytykę władz w Warszawie?
Buńczucznymi deklaracjami i prymitywnym nakręcaniem antyniemieckiej spirali informacyjnej nie zmienimy tego stanu. Tu potrzeba nowoczesnej polityki informacyjnej: wyjazdów niemieckich dziennikarzy do Polski na wizyty studyjne, przybliżające nasz punkt widzenia, otwartości krajowych polityków na kontakty z nimi, kampanii reklamowych w tamtejszych mediach. Krótko mówiąc – lobbingu z prawdziwego zdarzenia.
Aby ten lobbing był skuteczny, potrzeba decyzyjności i olbrzymich środków finansowych, a te dwie kwestie nad Wisłą zazwyczaj nie idą w parze. Oczywiście należy także oderwać, na ile się da, prowadzenie polityki zagranicznej od wewnętrznej. Antyniemieckość kusi, bo resentymenty to potężny bodziec sondażowy. Środki desygnowane na kreowanie pozytywnego wizerunku Polski za granicą łatwiej przekierować na kampanie wizerunkowe w naszym kraju. Przykład Polskiej Fundacji Narodowej pokazuje to aż nadto.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć przy okazji nieraz przecież trudnych relacji polsko-niemieckich. Pojednanie, jakie dokonało się pomiędzy naszymi państwami po drugiej wojnie światowej, jest ewenementem. Warto je pielęgnować, ponieważ przyniosło wiele dobrego, mimo naturalnej asymetrii potencjałów gospodarczych, która oczywiście rzutowała na jego jakość. Niemniej trudno wyobrazić sobie bez tego procesu Polskę w Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckim. A także przyszłość naszego kraju, jeśli ma ona być bezpieczna.