Na niecały miesiąc przed wyborami badania wróżą mocne zwycięstwo ugrupowaniu kanclerz.



Od czerwca poparcie dla chrześcijańskich demokratów oscyluje wokół 40 proc. Co więcej, partia szefowej rządu utrzymuje kilkunastopunktową przewagę nad socjalistami. Po „efekcie Schultza”, czyli nagłym skoku w notowaniach i zrównaniu się SPD z CDU w sondażach w pierwszym kwartale br., nie pozostał ślad.
Socjaliści, którzy w tej kadencji współrządzą z CDU, starają się odróżnić od swojego koalicyjnego partnera i zyskać w oczach wyborców. Przewodniczący SPD Martin Schultz w ubiegłym tygodniu na wiecu wyborczym w Trewirze zapowiedział, że jeśli zasiądzie w fotelu kanclerskim, zażąda od Amerykanów wycofania z Niemiec głowic jądrowych. 20 takich ładunków znajduje się w bazie wojskowej w Buechel w Nadrenii-Palatynacie, niedaleko granicy z Luksemburgiem.
Takie żądanie z pewnością spotkałoby się ze zdziwieniem w Waszyngtonie, gdzie – jak donosił swego czasu „Der Spiegel” – pod koniec rządów Baracka Obamy zdecydowano o modernizacji arsenału atomowego, w tym bomb znajdujących się w Niemczech. Zresztą krytyka broni nuklearnej nad Łabą w wydaniu Schultza też ma swoje granice. Szef socjalistów nie poruszał tematu podczas wizyty w Nadrenii-Palatynacie, gdzie znajduje się najwięcej amerykańskich baz wojskowych.
Socjaliści krytykują również plan Angeli Merkel zwiększenia nakładów na obronność. Niemcy przeznaczały dotychczas na ten cel niewiele ponad 1 proc. PKB. Wielu ekspertów, także w RFN, jest zdania, że to stanowczo za mało w stosunku do możliwości kraju, a także niewspółmiernie do jego wagi w NATO. Kanclerz przez większość swoich rządów nie przejmowała się tą krytyką, ale w ciągu ostatniego roku doszła do przekonania, że otoczenie Niemiec zmieniło się na tyle, że podwyżka jest uzasadniona.
SPD jednak uważa, że pieniądze z budżetu federalnego nie powinny iść na karabiny, ale na obywateli.
Hasło ich kampanii brzmi „Zeit fuer mehr Gerechtigkeit”, czyli „czas na więcej sprawiedliwości społecznej”. Teoretycznie doskonale wpisuje się ono w nastroje wyborców. Jeśli wierzyć wynikom sondażu opublikowanym niedawno przez tabloid „Bild”, to właśnie problemy społeczne najbardziej trapią niemieckich wyborców. Za najważniejszą uznali kwestię równego dostępu do edukacji (75 proc. ankietowanych uznało ją za ważną) oraz biedy wśród osób starszych (70 proc.). Bezpieczeństwo – czyli problematyka, w której tradycyjnie dobrze czują się chrześcijańscy demokraci – znalazło się na trzecim miejscu (chociaż wciąż ze znaczącą liczbą wskazań – 69 proc. ankietowanych).
Nacisk socjalistów na kwestie społeczne może być jednak przez część elektoratu przyjmowany ze sceptycyzmem, bo to właśnie za rządów SPD gruntownie zreformowano system zabezpieczenia społecznego, utrudniając m.in. dostęp do zasiłków (tzw. reforma Hartz IV przeprowadzona za rządów Gerharda Schroedera). Problemem socjalistów jest również to, że nie mają monopolu na tę tematykę; w końcu nie ma w Niemczech partii, która domagałaby się demontażu państwa opiekuńczego. Zaś sprzeciw wobec podniesienia nakładów na obronność niekoniecznie zelektryzuje elektorat (40 proc. uważa tę kwestię za nieważną).
Na krytyce rządów Merkel swoje chcą ugrać również mniejsze ugrupowania. Zarówno Zieloni, jak i liberałowie z FPD uważają na przykład, że kanclerz jest zbyt miękka względem tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana – który ostatnio wezwał turecką mniejszość w Niemczech do bojkotu w wyborach głównych sił politycznych, które nazwał „wrogami Turcji”. Pomimo początkowej ostrej reakcji przedstawiciele rządu – w tym Merkel – stonowali po kilku dniach swoje słowa pod adresem Ankary. To może jednak nie wystarczyć do przekroczenia progu 10 proc. poparcia, o jaki odbijają się od dłuższego czasu obydwa ugrupowania, widziane jako potencjalni partnerzy koalicyjni dla CDU po wyborach.
Co ciekawe, we wspomnianym już sondażu „Bilda” za mniej poważny problem ankietowani uznali imigrację (29 proc. badanych stwierdziło, że stanowi ważny problem; 20 proc. uznało przeciwnie). To z kolei nie jest dobra wiadomość dla Alternatywy dla Niemiec, która swój wyborczy przekaz oparła na antyimigranckiej polityce. W większości sondaży partia ma problem z uzyskaniem dwucyfrowego wyniku – co jeszcze rok temu wydawało się możliwe – chociaż nie jest wykluczone, że skończy jako trzecia siła w Bundestagu.
Otwarte pozostaje pytanie, z kim CDU zawiąże koalicję po wyborach. Najbardziej prawdopodobne wydaje się utworzenie gabinetu razem z liberałami z FDP. To kombinacja sprawdzona historycznie.
Merkel przewodziła takiej koalicji między 2009 a 2013 r. (po czym liberałowie wypadli z Bundestagu, co dla wielu stanowi argument za tym, żeby do rządu nie wchodzić), a Helmut Kohl stał na czele pięciu takich rządów między 1982 a 1998 r. Liberałowie wniosą do koalicji przede wszystkim żądanie bardziej ortodoksyjnej polityki w strefie euro, z postulatem stworzenia możliwości opuszczenia strefy przez maruderów, za jakich w RFN uznaje się Grecję. Jak wpłynie to na ostateczny kierunek polityki Berlina, który zaczął w kwestii greckiej przesuwać się na stronę bardziej elastycznego stanowiska – na razie nie wiadomo.
22 proc. poparcie dla socjalistów według najnowszego sondażu dla stacji ZDF
2024 r. rok, w którym Niemcy mają osiągnąć nakłady na obronność w wysokości 2 proc. PKB
24,2 proc. najlepszy dotychczas wynik wyborczy AfD w lokalnych wyborach w Saksonii-Anhalcie w kwietniu ub.r.