Polskie Stowarzyszenie Rodziców Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech zaapelowało w piątek do rządu o pomoc w odzyskaniu dzieci odebranych polskim rodzinom przez Jugendamt. Zdaniem organizacji, dzieci są germanizowane.
Apel został wygłoszony na konferencji prasowej w Bytowie (Pomorskie).
"Prosimy, aby wreszcie skutecznie nowe polskie władze - bo wcześniejsze to prowadziły politykę pełzania na czworakach - zmusiły Niemcy do egzekwowania traktatu polsko-niemieckiego, zaprzestania zabierania dzieci i stosowania faszystowskich metod, czyli np. zakazu używania języka polskiego przez sądy w Niemczech. Jugendamt to jest kryminogenna organizacja, która zwyczajnie kradnie dzieci" – powiedział prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodziców Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, Wojciech Pomorski.
Podkreślił, że swój apel kieruje do premier Beaty Szydło, ministrów sprawiedliwości i spraw zagranicznych Zbigniewa Ziobry i Witolda Waszczykowskiego oraz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. "Prosimy o wszelką możliwą pomoc, naciski i obronę godności nas, trzech milionów Polaków, traktowanych w Niemczech w sposób rasistowski" – nadmienił.
Pomorski poinformował, że w 2016 r. Jugendamt odebrał rodzinom 77 tys. dzieci, z czego co najmniej 20 tys. to dzieci polskie.
Podczas konferencji prasowej przedstawiono sytuację trzech polskich rodzin, którym odebrano w ostatnim czasie w sumie dziewięcioro dzieci.
Opisano m.in. historię rodziny mieszkającej w Lubece, której Jugendamt odebrał w kwietniu tego roku pięcioro dzieci w wieku: 2, 5, 7, 10 i 12 lat. Ich najstarszy, 26-letni brat, w dniu zabrania rodzeństwa przez Jugendamt miał popełnić samobójstwo, a dwie odebrane przez niemiecką instytucję dziewczynki - Michalina (7 lat) i Kamila (10 lat) - trafić do dwóch lesbijek jako rodziny zastępczej.
"Oni wszystko odwracają kota ogonem. Powiem wprost: oni są cięci na polskie dzieci. Bardzo chcą polskie dzieci, bo one nie dość, że są ładne, to i mądre. (...) Jugendamt to jest +państwo w państwie+, nad nimi nie ma żadnej kontroli. Każdy pretekst dla nich jest dobry, żeby zabrać dziecko, a szczególnie małe, bo takie łatwiej zgermanizować. Bardzo proszę nasz polski rząd o pomoc w odzyskaniu dzieci. Żeby w końcu coś z tym zrobił, żeby deportowali dzieci do Polski, bo one mają tylko polskie obywatelstwa. W czasie wojny nam zabierali dzieci i teraz robią to samo. Mało nam dzieci zabrali?" – mówiła z płaczem matka pięciorga dzieci Weronika Drozdowska.
Pracownicy Jugendamtu zarzucili kobiecie, że oboje z partnerem są alkoholikami, a dzieci są przez nich bite.
Pomorski pokazał też, po raz pierwszy publicznie, wyrok niemieckiego sądu z listopada 2016 r. z wniosku Jugendamtu o zakazanie Joannie Garczorz (nieobecnej na konferencji, zamieszkałej w środkowo-zachodnich Niemczech) i jej 10-letniemu synowi używania między sobą języka polskiego. "Nawet jeśli spotyka synka w szkole, nie może do niego podejść i z nim porozmawiać. Jeśli złamie ten zakaz, grozi jej 25 tys. euro grzywny bądź pół roku więzienia" – wyjaśnił szef stowarzyszenia.
W innym przypadku, polskiej rodzinie z Sankt Augustin w środkowo-zachodnich Niemczech Jugendamt - według organizatorów konferencji miał zabrać w czerwcu troje dzieci: 10-miesięcznego syna dwie córki w wieku 2 i 7 lat.
Sprawa "odbierania dzieci polskim rodzicom poza granicami RP, ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji na obszarze RFN" była tematem posiedzenia sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, które odbyło się 21 czerwca.
Wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik mówił wówczas, że resort w sprawie dzieci najpierw chce uporządkować kwestie dotyczące spraw uprowadzeń; drugi etap to będą sprawy opiekuńcze, a trzeci alimentacyjne.
Wójcik podkreślił, że przypadki odbierania dzieci rodzicom nie zawsze są czarno-białe, a dzieci bywają odbierane też obywatelom Niemiec. "Problem Jugendamtów to jest problem głównie tego, że są to instytucje samorządowe. Polityka Jugendamtu to jest polityka zamykająca się czasami do środowiska lokalnego" – powiedział w czerwcu wiceminister.
Jugendamty powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów).
Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.
W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch. (PAP)
Robert Pietrzak