Od 1 lipca Węgry przewodzą grupie V4. Można się spodziewać, że wrócą do twardej polityki. W czerwcu premier Viktor Orbán mówił w Warszawie, że po roku koncyliacyjnego prowadzenia V4 przez Beatę Szydło on sam nie może zagwarantować kontynuacji tej linii. Analitycy zastanawiają się, czy w rozumieniu Budapesztu V4 ma być przeciwwagą dla UE i czy te kraje faktycznie coś łączy.
Kancelaria Orbána kładzie nacisk na współpracę regionalną, inwestycje infrastrukturalne, podnoszenie konkurencyjności poprzez stosowanie nowych technologii (podobnie jak Polska, Węgry chcą być liderem technologii 5G), a także zwiększenie znaczenia państw V4 na arenie międzynarodowej. Program w zasadzie pokrywa się z poprzednimi propozycjami innych krajów. Przewodnictwo jednak przypada Węgrom w ważnym dla nich momencie, na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Kolejne szczyty będą się odbywać w coraz bardziej napiętej atmosferze politycznej.
Chociaż według sondaży Fidesz może być spokojny o trzecią z rzędu reelekcję, wybory mają przypieczętować ośmioletni okres przekształceń. Tymczasem ubiegłoroczne referendum w sprawie kwot migrantów, a także zakończone przed miesiącem narodowe konsultacje zakończyły się frekwencyjną klapą. To psuje wizerunek Orbána, podkopywany dodatkowo z prawej strony przez radykalny Jobbik. Jego poprawie ma służyć kolejna kampania na ulicach Węgier pod hasłem „nie pozwólmy, aby George Soros śmiał się jako ostatni”. Forum współpracy wyszehradzkiej stanie się więc jednym z narzędzi w kampanii wyborczej. Najważniejszym celem staje się utrzymanie jedności co do sprzeciwu wobec relokacji uchodźców. Budapeszt niepokoją pogłoski o przeciwnym stanowisku Czech i Słowacji, co wyszło przy okazji spotkania Trójkąta Sławkowskiego (wraz z Austrią).
Najbardziej niepewnym elementem przyszłej współpracy będzie otoczenie międzynarodowe. Pod koniec ubiegłego tygodnia, w czasie węgiersko-tureckiego forum biznesowego, poprzedzonego wspólnym posiedzeniem obydwu rządów w Ankarze, Orbán stwierdził, że „Węgry trwają u boku swoich tureckich przyjaciół także wtedy, gdy jest to niewygodne”. W piątek jedna z gazet podała też, że w sierpniu drugi raz w tym roku z wizytą nad Balaton przyjedzie prezydent Rosji Władimir Putin. Znów zacieśniają się związki energetyczne z Moskwą. Płyną rosyjskie pieniądze na rozbudowę elektrowni atomowej w Paks, wraca temat gazociągu południowego. Orbán chciałby, by jego kraj stał się pomostem pomiędzy V4 a Moskwą, ważną dla relacji gospodarczych Węgier. Inni partnerzy nie są na to tak otwarci, więc otwarte jest pytanie, na ile udałoby się to wprowadzić w życie.
Z polskiej perspektywy istotne jest, by nie doprowadzić do sytuacji, w której nasz kraj stałby się narzędziem w węgierskiej kampanii wyborczej. Jobbik zarzuca premierowi, że ten w zamian za sojusz z premierem Słowacji Robertem Ficą zdradził tamtejszą mniejszość węgierską. W kampanii ten temat wypłynie, podobnie jak zakres ewentualnej reformy UE. Ale nie będzie tu jedności w grupie, bo przez przynależność do unii walutowej Bratysława ma zagwarantowane miejsce w „unii pierwszej prędkości”, więc może być mniej skora do popierania odważniejszych propozycji południowego sąsiada.
Po dobrej wizerunkowo polskiej prezydencji Budapeszt nie może być gorszy. Postulatem Polski, wciąż niezrealizowanym, jest utworzenie zgromadzenia parlamentarnego V4. Współpraca parlamentarna jest wskazywana jako priorytet prezydencji, ale nie ma konkretów dotyczących utworzenia takiego gremium. Pierwszy szczyt V4 pod nowym przewodnictwem ma odbyć się w trzecim tygodniu lipca. Może wziąć w nim udział premier Izraela Beniamin Netanjahu.
Zaciskają się więzi z Moskwą, płyną rosyjskie pieniądze.