To próba zastraszenia samorządów i zniechęcenia ich do protestów przeciwko działaniom PiS - tak wtorkowe zawiadomienie do prokuratury, złożone przez posła PiS Józefa Lesiaka w związku z "Marszem Wolności" PO, ocenia szef Biura Krajowego Platformy Piotr Borys.

Zawiadomienie Leśniaka dotyczy możliwości przekroczenia uprawnień przez urzędników gminnych, którzy ze środków publicznych, którymi dysponują samorządy, mieli sfinansować dowóz uczestników na marsz, który przeszedł ulicami Warszawy 6 maja. Doniesienie to pokłosie publikacji portalu wpolityce.pl.

"To nic innego, jak próba zastraszenia i sparaliżowania samorządów, zniechęcenia ich do wszelkich form protestu przeciwko działaniom PiS" - podkreślił w rozmowie z PAP Borys, jeden z organizatorów majowej manifestacji.

Polityk przypomniał, że partnerem organizowanego przez jego ugrupowanie "Marszu Wolności" był m.in. Samorządowy Komitet Protestacyjny, który zrzesza wszystkie federacje samorządowe, takie jak Unia Metropolii Polskich, Związek Powiatów Polskich czy Związek Województw RP. "Wszystkie te organizacje podjęły decyzje o udziale w marszu jako proteście przeciwko planowanym zmianom w samorządzie" - zaznaczył polityk PO.

Według niego, każdy z partnerów marszu na własną rękę decydował, w jaki sposób dostarczyć swoich członków, czy sympatyków na zgromadzenie. "My przywieźliśmy członków Platformy, ale wsiadali też z nami członkowie KOD-u, Nowoczesnej, PSL. Również samorządy decydowały o tym, żeby przywieźć np. chętnych mieszkańców, którzy nie zgadzali się na politykę PiS" - powiedział szef Biura Krajowego PO.

Dodał, że nie wie jak samorządowcy finansowali podróż do Warszawy. "Nie mamy tej wiedzy, bo decyzje w tej sprawie podejmowali poszczególni wójtowie, burmistrzowie, czy starostowie. Natomiast oni realizowali pewne cele statutowe, bo są zrzeszeni w swoich federacjach samorządowych. Czy płaciły za to same samorządy, czy te wyjazdy były finansowane przez poszczególnych mieszkańców, to trudno mi powiedzieć" - zaznaczył Borys.

Podkreślił, że samorządy mają prawo protestować, podobnie jak związki zawodowe, czy szkoły. W jego ocenie, nie ma mowy o popełnieniu przestępstwa, nawet jeśli przyjazd na marsz został pokryty z pieniędzy, którymi dysponują samorządy.

Na początku maja ulicami Warszawy przeszedł organizowany przez PO "Marsz Wolności" z udziałem środowisk opozycyjnych. W kulminacyjnym momencie, udział wzięło w nim - jak informowała stołeczna policja - ok. 12 tys. osób. Według stołecznego ratusza, w manifestacji wzięło udział ponad 90 tys. osób. Rzecznik KSP asp. szt. Mariusz Mrozek po zakończeniu manifestacji informował, że uczestników manifestacji przywożono do Warszawy zarówno autokarami, jak i mniejszymi busami. Jak poinformował, z przygotowanych wcześniej miejsc postojowych skorzystało łącznie 196 pojazdów: 106 autokarów i 38 busów na placu Defilad oraz 28 autokarów i 24 busy przy Torwarze.

4 maja portal wPolityce.pl ujawnił, że do zapełnienia autobusów z uczestnikami manifestacji PO wykorzystuje się samorządy lokalne oraz nauczycieli i szkoły. Portal przytaczał korespondencję mailową, jaką z dyrektorami szkół prowadzą władze małopolskiego Podegrodzia. W liście do rodziców i nauczycieli, władze gminy, zapraszały na marsz w Warszawie i gwarantowały darmowy transport dla chętnych.