Prawdopodobnie na początku przyszłego tygodnia Emmanuel Macron poda nazwisko nowego premiera Francji. Prezydent elekt już wybrał kandydata, lecz ujawni go dopiero po oficjalnym przejęciu władzy, co nastąpi w niedzielę. Ale by nowy szef rządu mógł pełnić funkcję dłużej niż tylko kilka tygodni, ugrupowanie Macrona En Marche! musi wygrać czerwcowe wybory parlamentarne, co z powodu braku partyjnych struktur i doświadczonych ludzi będzie sporym wyzwaniem.
Problem, który ma En Marche!, widać po przewijających się w spekulacjach nazwiskach kandydatów na premiera. Praktycznie wszyscy są osobami powszechnie znanymi, ale nie wywodzą się z założonego zaledwie w kwietniu zeszłego roku ugrupowania. – Chcę doświadczonych ludzi, ale takich, którzy wywodzą się z administracji publicznej, którzy mają kwalifikacje przez to, co dotychczas zrobili, niekoniecznie w polityce, choć będą także politycy – deklarował w zeszłym tygodniu Macron. Zapowiadał też, że większą rolę niż dotychczas będą odgrywać kobiety.
Nie tylko z tego ostatniego powodu osobą najczęściej wymienianą w spekulacjach pod kątem funkcji premiera jest Christine Lagarde. Dyrektor generalna Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a w przeszłości minister gospodarki, z racji obecnego stanowiska i rozlicznych kontaktów byłaby poważnym wzmocnieniem dla ekipy Macrona. Nie wiadomo jednak, czy byłaby skłonna zrezygnować z pracy w MFW już teraz, ryzykując, że za parę tygodni może nie mieć niczego (jeśli większość w parlamencie zdobędą centroprawicowi Republikanie, Macron będzie musiał powołać na premiera ich kandydata). Innymi kobietami, które mogłyby pokierować rządem, są wywodząca się z centrowego Ruchu Demokratycznego (MoDem) eurodeputowana Sylvie Goulard oraz była sekretarz stanu ds. handlu zagranicznego, a także była sekretarz stanu ds. transportu Anne-Marie Idrac, obecnie należąca do ugrupowania Nowe Centrum.
Wysoko stoją także notowania obecnego ministra obrony w rządzie Partii Socjalistycznej Jeana-Yvesa Le Driana. W mającym niewielkie poparcie gabinecie jest on jednym z jaśniejszych punktów. Co więcej, jako jeden z pierwszych polityków PS poparł Macrona, a nie ich własnego kandydata. Ta nominacja byłaby też odpowiedzią na zarzuty Marine Le Pen, która twierdziła, że Macron jest zbyt miękki w walce z terroryzmem.
Kandydatem z podobnymi do Lagarde zaletami byłby Pascal Lamy, były szef Światowej Organizacji Handlu. Często wymieniany jest też François Bayrou, lider MoDem, który zrezygnował ze swojego czwartego startu w wyborach i poparł Macrona. Bayrou z pewnością zostanie nagrodzony jakimś stanowiskiem, choć nie wiadomo, czy urzędem premiera czy ministra. Jest wreszcie należący do PS burmistrz Lyonu Gérard Collomb.
Ta lista nazwisk – a zwłaszcza ich dotychczasowe polityczne afiliacje – pokazuje, że Macron faktycznie potrafi przyciągać zarówno umiarkowanych socjalistów, jak i umiarkowanych zwolenników centroprawicy. Ale zarazem to, że En Marche! jest na razie ugrupowaniem jednego człowieka. Tymczasem w zaplanowanych na początek czerwca wyborach będzie musiało wystawić 577 kandydatów, a żeby Macron nie był tylko prezydentem statystą, połowa z nich powinna wygrać. Patrząc na sondaże, nie jest to niemożliwe, ale będzie bardzo trudne. Nikomu w historii Piątej Republiki nie udało się, zaczynając od zera, w ciągu niespełna półtora roku wygrać wszystkiego.