Od 1 lipca obowiązuje rozwiązanie, które miało ułatwić dostęp do leczenia w przychodniach specjalistycznych zupełnie nowym pacjentom i tym samym skrócić kolejki. Poradnie, które zwiększą liczbę pierwszych wizyt, będą mogły liczyć na korzystniejsze warunki finansowe.

Muszą jednak osiągnąć ustalony przez NFZ próg, odrębny dla poszczególnych specjalności. W przypadku kardiologii udział pacjentów pierwszorazowych wśród wszystkich podopiecznych placówki musi wynieść co najmniej 15 proc., w neurologii 25 proc. Poradnie, które znajdą się pod progiem i nie zwiększą liczby pierwszych wizyt o minimum 3 pkt proc., będą miały obniżone wynagrodzenie za świadczenia o jedną czwartą.

NFZ oszacował, że dzięki nowym zasadom finansowania liczba świadczeń udzielanych pierwszorazowym pacjentom zwiększy się o 11 proc. O tym, czy nowy mechanizm zadziałał, przekonamy się już na jesieni. Wtedy fundusz po raz pierwszy porówna dane za III kw. tego roku z tymi z analogicznego okresu 2024 r.

Kolejki do specjalistów skrócą się tylko dla niektórych pacjentów

Zdaniem ekspertów wynik jest możliwy do uzyskania, ale odbędzie się to kosztem pacjentów dotychczas leczonych w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, dla których kolejki do specjalisty się wydłużą. Placówki szukają bowiem wyjścia awaryjnego, dzięki któremu nie stracą dotychczasowego finansowania.

– Następuje przesunięcie tzw. starych pacjentów na kolejny kwartał, by zmniejszyć ich udział w ogólnej puli. Wakacje to czas obdzwaniania pacjentów i proponowania im zmiany terminu wizyty na późniejszy. Z reguły mowa o ostatnim kwartale roku. To oczywiście jest ze szkodą dla nich, bo muszą się liczyć z dłuższym oczekiwaniem na przyjęcie do lekarza – mówi przedstawiciel jednej z przychodni specjalistycznych, prosząc o zachowanie anonimowości ze względu na ryzyko ewentualnej kontroli z NFZ.

Są też takie placówki, które nie są w stanie spełnić nowych wymagań. Liczba pierwszorazowych wizyt jest bowiem związana z usytuowaniem poradni, dostępną populacją pacjentów oraz ich przepływem. Najwyższy przyrost pierwszorazowych wizyt będą miały poradnie przyszpitalne i specjalistyczne przy POZ, które korzystają z własnych skierowań. Najtrudniej będzie pozyskać nowych pacjentów przychodniom w małych miejscowościach, gdzie jest ograniczona, często starzejąca się populacja pacjentów.

Na wizytę tylko ze skierowaniem

Pozostałe placówki szukają rozwiązań, by nie stracić na finansowaniu z NFZ. Proszą swoich dotychczasowych pacjentów o ponowne uzyskanie skierowania do specjalisty, licząc na to, że ci zostaną zaliczeni przez NFZ do puli pierwszorazowych, a tym samym uda się osiągnąć wymagany próg lub poprawić wynik o wymagane 3 pkt proc.

– Widzimy masowe odsyłanie pacjentów z AOS do POZ po skierowania do specjalistów na schorzenia już wcześniej leczone. Pacjenci informują, że mają za kilka dni wizytę np. u kardiologa, ale przychodnia wymaga od nich przyniesienia nowego dokumentu. Choć lekarze POZ mają świadomość, że pacjenci, którzy korzystają z porad w AOS regularnie takich skierowań nie potrzebują, to je wystawiają. Nie chcą narażać pacjentów na stres, związany z obawą, że nie zostaną przyjęci na wizytę – tłumaczy Tomasz Zieliński, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia „Porozumienie Zielonogórskie”.

Jak mówi Joanna Zabielska-Cieciuch, specjalistka medycyny rodzinnej, kierownik przychodni POZ w Białymstoku oraz prezes zarządu Podlaskiego Związku Lekarzy Pracodawców „Porozumienie Zielonogórskie” niektóre przychodnie specjalistyczne częściej niż dotychczas odsyłają do lekarzy rodzinnych tzw. ustabilizowanych pacjentów ze zdiagnozowaną chorobą i ustalonym planem leczenia. Jest to widoczne zwłaszcza w przychodniach specjalizujących się w wybranym obszarze, np. w kardiologii.

Im bliżej końca roku, tym mniej pacjentów dostanie się do lekarza

Ale to niejedyna konsekwencja nowego mechanizmu. Placówki specjalistyczne zwracają uwagę, że od tego roku wróciła stawka degresywna w rozliczeniach. Dlatego, choć zniesiono przychodniom specjalistycznym limity na udzielanie świadczeń, to dziś większość z nich woli nie przekraczać limitu, który został ustalony w kontrakcie.

– Z tego powodu placówki, które już dziś mają wysoki odsetek pierwszoplanowych pacjentów, nie będą dążyły do przyjmowania kolejnych. Nie będzie to dla nich opłacalne. Tym samym oczekiwane skrócenie kolejek do specjalisty może ostatecznie być na mniejszą niż zakładana skalę – słyszymy w jednej z przychodni w województwie lubelskim.

Przychodnie w rozmowach z DGP podkreślają też, że problem z kolejkami dopiero się rozkręca. Im będzie bliżej końca roku, tym pacjentów będzie ogólnie mniej przyjmowanych. Wiele placówek już bowiem wykorzystało dużą część kontraktu. Do tego stopnia, że w ostatnim kwartale roku będą mogły przyjąć nawet o połowę mniej chorych niż zwykle. To także wymusi przesuwanie pacjentów w kolejce, ale tym razem już na następny rok.

Najbardziej mogą stracić ci, którzy mieli być przyjęci w trzecim kwartale tego roku. Może się okazać, że wizytę będą mieli dopiero w 2026 r. Trudniej będzie się też umówić na drugą wizytę pacjentom pierwszorazowym.

Tymczasem, jak wynika z danych Fundacji Watch Health Care dotyczących dostępu do gwarantowanych świadczeń zdrowotnych w Polsce, rok 2024 był rekordowy pod względem kolejek. Średni czas oczekiwania na świadczenia wynosił 4,2 miesiąca. Był najdłuższy od 2012 r. Najdłużej trzeba czekać na wizytę u angiologa – średnio 13,9 miesiąca, endokrynologa – 12,1 miesiąca oraz do chirurga naczyniowego – 11,6 miesiąca.

NFZ nie chce na razie rozstrzygać o tym, jaki wpływ będą miały takie działania placówek. W centrali usłyszeliśmy, że na razie pacjenci nie skarżą się na dłuższe kolejki. ©℗

Leczenie w przychodniach specjalistycznych
ikona lupy />
Leczenie w przychodniach specjalistycznych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe