Nowe regulacje zniosą konieczność zapłaty składki zdrowotnej od przychodów/dochodów ze sprzedaży środka trwałego (przedmiotu nabytego na potrzeby firmy, którego wartość przekracza 10 tys. zł, a okres użytkowania był dłuższy niż rok) dokonywanej, począwszy od początku stycznia 2025 r.

– Rozwiązanie to jest uznawane przez zainteresowanych jako krzywdzące. Nie wynika bowiem z działalności operacyjnej biznesu, a znacznie winduje składkę zdrowotną – mówi Andrzej Radzisław, radca prawny z Kancelarii Goźlińska i Wspólnicy.

Dlatego po zmianach przedsiębiorcy rozliczający się według skali lub PIT liniowym (w tym korzystający z ulgi IP Box) nie będą uwzględniać przychodów i kosztów ze sprzedaży środków trwałych przy obliczaniu składki zdrowotnej. Odpisy amortyzacyjne nadal będą mogli, jak dotychczas, wrzucać w koszty. Podlegający ryczałtowi ewidencjonowanemu przychodów ze środków trwałych nie będą z kolei kwalifikować do limitu przychodów wyznaczających wysokość składki zdrowotnej.

– Zmiany są ważne, chociażby w kontekście nieruchomości, których ceny stale rosną – zauważa Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy inFaktu.

Piotr Juszczyk podkreśla, że z podstawy składki zdrowotnej zostanie też wykluczona sprzedaż składników majątkowych (tj. rzeczy niskiej wartości nabytych na potrzeby działalności). Wyłączeniu będą podlegały składniki, których wartość przekracza 1500 zł, i te, które zostały zamortyzowane jednorazowo albo ze względu na okres używania równy lub krótszy niż rok, a nie zostały zaliczone do środków trwałych.

– Proponowane przepisy nie rozstrzygają jednak, jak potraktować nieumorzoną część środka trwałego, który został odsprzedany – sygnalizuje ekspert.

Wyobraźmy sobie, że osoba wykonująca działalność gospodarczą, pozostająca na skali podatkowej, kupi nowy samochód do firmy za 120 tys. zł i po trzech latach zdecyduje się go sprzedać. Do czasu sprzedaży, dokonując odpisów amortyzacyjnych, obniży składkę zdrowotną o 6480 zł. Wedle zapowiedzi resortu zdrowia i dokumentów umieszczonych na stronie internetowej RCL nieumorzona wartość auta (dwie piąte ceny, czyli 48 tys. zł) pozostanie neutralna dla składki zdrowotnej (tj. ani jej nie podwyższy, ani też nie obniży), jednak nie wynika to wprost z projektu.

– Gdyby przedsiębiorca odczekał jeszcze 2 lata lub część nieumorzona obniżyłaby składkę, to zaoszczędziłby na niej dodatkowo 4320 zł – reasumuje podatkowiec. ©℗

trzy pytania

Falandyzacja w słusznym celu to nadal naciąganie przepisów

ikona lupy />
prof. Hubert Izdebski, z Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS / Materiały prasowe
Rząd sam ograniczył dwa miesiące temu kryteria dopuszczalności trybu odrębnego procedowania dokumentów rządowych, zmieniając regulamin pracy Rady Ministrów. Opisywany projekt ominął tymczasem kilka etapów, w tym konsultacje publiczne, co Ministerstwo Zdrowia uzasadnia pilnością projektowanej regulacji i zagrożeniem odłożenia reformy składki zdrowotnej o kolejny rok. Czy to wystarczające powody objęcia trybem odrębnym?

Oczywiście, że nie. Projekt należało opracować odpowiednio wcześniej i nie byłoby problemu. Wszyscy jednak wiemy, że prawdziwą przyczyną opóźnień jest permanentna niemożność dogadania się koalicjantów w podstawowych kwestii dotyczących składki zdrowotnej. Skoro nie potrafią się porozumieć, to teraz próbuje się w sensowny sposób usprawiedliwić tryb odrębny. Mamy tu do czynienia z naginaniem przepisów, co więcej – przepisów zaostrzonych właśnie przez obecnych decydentów, którzy przecież chętnie na swoich sztandarach propagowali hasła transparentności i przejrzystości tworzenia prawa. Chodzi wprawdzie o naciąganie prawa w dobrym celu (z taką falandyzacją), ale nie jestem przekonany, czy słuszny cel uzasadnia naginanie przepisów.

Ocena skutków regulacji projektu jest skromna, a właściwie jej nie ma, co resort zdrowia uzasadnia brakiem danych. Co z tym zrobić? Jak Sejm ma uchwalić ustawę bez danych finansowych?

To kolejny przejaw ewidentnego „psucia” prawa, który nie powinien się zdarzyć. Jednak przyjęcie dokumentu rządowego to raczej czynność techniczna i wewnętrzna Rady Ministrów. Pamiętam, że około10 lat temu rząd przedłożył sejmowi ustawę z bardzo skąpą Oceną skutków regulacji. Parlament cofnął go z żądaniem usunięcia braku, na co rząd odpowiedział, że nie jest w stanie tego zrobić. Sejm odrzekł na to, że on w takim razie nie jest w stanie uchwalić ustawy. Trudno oczekiwać od Sejmu zawsze tak ostrej reakcji przy kolejnych legislacyjnych przewinieniach rządu, ale może on np. wysłać projekt do dłuższego rozważania w ramach komisji, a w ostateczności zarządzić wysłuchanie publiczne w parlamencie. Przedstawiciele administracji publicznej, którzy odpowiadają ostatecznie za kształt dokumentów, wysłuchują wówczas opinii przedstawicieli społeczeństwa.

Skoro rząd nadużył przepisów dwa miesiące po ich zaostrzeniu, czy czekają go jakieś sankcje oprócz rysy na wizerunku? Czy w ogóle takie postępowanie wpisuje się w ryzy demokratycznego państwa prawnego?

Nie ma kar dla rządu, który narusza uchwalony przez siebie regulamin prac. Można mówić wyłącznie o negatywnych konsekwencjach politycznych, jak utrata zaufania przez społeczeństwo czy spadek poparcia. Jednak stwierdzenie, że takie uchybienia uderzają w wizerunek demokratycznego państwa prawnego, którego przywrócenie zapowiadała koalicja, jest zbyt silne. Nazwałbym to raczej falandyzacją prawa w dobrej wierze. Bez wątpienia jednak nie powinno dochodzić do takich incydentów w przyszłości. ©℗

Rozmawiała Renata Majewska