- Wyprowadzka na wieś. Niewiele osób wie, na co się pisze
- Wymarzony dworek na wsi, a obok ryczące i jeżdżący na traktorze rolnik. Wojna gotowa
- Francuzi ustawowo chronią swoją wieś i jej odgłosy oraz zapachy, a nawet bicie dzwonów
- Na wsi trzeba się zmobilizować i umieć przekonać tych, którzy będą blokowali np. założenie internetu, bo im nie jest potrzebny
Sytuacja żartobliwa. Ale jeśli ludzie są w kiepskim stanie psychicznym, np. przeżywają osobiste dramaty czy po prostu mają kryzys, to drażni ich wszystko. Przecież znaczna część konfliktów międzysąsiedzkich, również w miastach, wybucha o to, że ktoś rano drzwiami trzasnął. Problemy tego rodzaju dotyczą również ludzi, którzy osiedlają się na wsi. Wymarzyli sobie raj, a tu się okazuje, że kogut pieje, krowa ryczy, a jeszcze, nie daj Boże, chłop kombajnem po nocy jeździ. Frustracja, rozdrażnienie...
Wie pan, na tej samej zasadzie, wydzierające się żurawie albo derkacze, które są tak w stanie „śpiewać” wiele godzin, też mogą doprowadzić do rozstroju nerwowego. Trzeba przyjąć, że jeśli chcemy mieszkać na wsi, to bierzemy ją ze wszystkim.
Można zamieszkać w lesie, gdzie tramwajów nie ma... Oczywiście, rozumiem, że ktoś chce mieszkać tam, gdzie mieszka, i żyć dobrze. Jednak to dość charakterystyczne, że ludzie chcieliby mieć blisko siebie osiągnięcia cywilizacji – żeby autostrada, metro, pizzeria były niedaleko, ale bez uciążliwości z tego powodu.
Wyprowadzka na wieś. Niewiele osób wie, na co się pisze
Polska jest chyba jedynym w Europie krajem z dodatnią migracją na wieś. Kiedyś ludzie z niej wyjeżdżali za chlebem, szukali awansu społecznego. W tej chwili wiele osób, które pewien status materialny zyskały, ma dość życia w mieście. Lubelszczyzna ma ok. 60 proc. mieszkających na wsi...
Oczywiście, że nie. Ludzie chcą mieć miastowe zarobki i mieszkać na wsi, korzystając z jej uroków. I wie pan, konflikty miejsko-wiejskie są częstsze stosunkowo niedaleko miasta. Tylko że kiedyś to blisko oznaczało 20–30 km, teraz to nawet 80 km. Również mieszkańcy wsi, którzy zaprzestali produkcji rolniczej, chcą żyć inaczej. Mieszkają na wsi od dawna, ich odporność na utrudnienia powinna być większa, skoro kiedyś sami się zajmowali produkcją rolną – ale już mają jej dosyć. Obserwujemy nieraz konflikty spowodowane zazdrością, zawiścią, że ten rozwija gospodarstwo, a ja musiałem ze swojego zrezygnować, bo sobie nie radziłem... I zaczynają uciążliwości podkreślać, dzwoniąc na policję, robiąc różnego rodzaju listy poparcia i protestu itd. Dochodzi też do cynicznych prób wyeliminowania rolników, bo tereny pod miastem – a sporo ziemi rolnej jest w tym obszarze – są upatrzone przez deweloperów. Ci widzą już atrakcyjne miejsca dla osiedli czy innych pozarolniczych form działalności. I zaczyna się szantażowanie rolników.
Dam przykład z Torunia. Chłopak, który przejął gospodarstwo po zmarłym ojcu, jest pasjonatem rolnictwa. Ma gospodarstwo – leży ono w miejscu, wokół którego już powstają domy, a on hoduje bydło mięsne. Powinniśmy się cieszyć, bo wołowina kulinarna jest potrzebna, dobra żywność jest czymś naprawdę cennym. Tyle że ktoś tam już zagiął parol na niego. Nie można się było przyczepić do utrzymania zwierząt, bo weterynarze stwierdzili, że ich dobrostan jest niezły, więc zaczęto dowodzić, że budynki nie pasują do hodowli zwierząt.
Bydło mięsne może żyć całkowicie bez budynków, na świeżym powietrzu, co najwyżej z przesłoną od zimnych wiatrów i deszczu. Zimą może chwilowo być przetrzymywane w stodole czy nawet garażu. Ale tu się do chłopaka przyczepiono. Interwencja w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego: czy te zabudowania, do których okazjonalnie zimą bydło wchodzi, są budynkami inwentarskimi? Czy spełniają one wszystkie wymagania dotyczące wentylacji, powierzchni, powierzchni okien do powierzchni podłogi itd.? Chodzi o to, żeby tego rolnika zniechęcić. Jak porzuci gospodarstwo, natychmiast zjawi się ktoś, kto tę ziemię kupi.
Wymarzony dworek na wsi, a obok ryczące i jeżdżący na traktorze rolnik. Wojna gotowa
Produkcja rolnicza staje się właściwie trwale niedochodowa. A jeśli na unijny rynek wejdzie żywność z Ameryki Południowej oraz z Ukrainy to będzie katastrofa. Ludzie ratują się, sprzedając część areału. I jak ktoś kupuje tanio ziemię od rolnika, to wtedy u notariusza jest miły. A kiedy już działkę kupi i zaczyna wymarzony pałac budować – a to dworek szlachecki, a to góralską chałupę w stylu bizantyjskim – zaczyna się wrogość, bo sąsiad hoduje zwierzęta. Ba, traktorem jeździ. I zaczyna się interweniowanie w Inspekcji Ochrony Środowiska, Inspekcji Nadzoru Budowlanego, w różnych innych instytucjach, żeby tego chłopa zmusić do zmniejszenia albo zlikwidowania produkcji. Znam takie przypadki, bo rolnicy przychodzą z takimi sprawami do mojego biura poselskiego.
Tak, to ma bardzo zbliżone konotacje i sposób postępowania, jak w przypadku czyścicieli kamienic. Działanie wykorzystujące ich bezradność, często nieznajomość przepisów, bo rolnik nie musi być biegły w prawie. Często gra się opinią społeczną, bo ktoś przejedzie przez wieś i zbierze podpisy, co niewiele kosztuje. Podpisanie się pod ogólnie sformułowanym protestem, że my nie chcemy, by u nas było coś uciążliwego, jest łatwe.
Francuzi ustawowo chronią swoją wieś i jej odgłosy oraz zapachy, a nawet bicie dzwonów
Myślę, że ci, którzy by się podpisali, to byliby głównie ludzie trwale związani z wsią. Aczkolwiek w tych sprawach bardzo trudno o precyzyjne przepisy, nie da rady enumeratywnie zbudować katalogu uciążliwości.
Tam uznano, że odczuwane zmysłami cechy wsi podlegają ochronie i nikt nie może tego dziedzictwa kwestionować. Francuska ustawa jest próbą zapewnienia przetrwania rolnictwa, wymuszona zresztą przez rolników. Ich pozycja jest mocniejsza. Generalnie w innych krajach, także w Polsce, rolnicy są lekceważeni, bagatelizowani.
Dla mnie problem leży w braku wyrozumiałości ludzi żyjących obok siebie. Nienawiść napędza świat polityki, granie negatywnymi emocjami i skłócanie społeczeństwa to mechanizm uruchomiony ze strony liderów głównych partii. To się na relacje międzyludzkie przerzuca: ktoś uważa się za lepszego, zamożniejszego, bardziej wykształconego, uważa, że należy do mitycznej klasy średniej, cokolwiek to znaczy. I z tych powodów ma w pogardzie mieszkańca wsi – jego zdaniem mniej wykształconego, który jeszcze na dodatek jest moherem, bo Radia Maryja słucha. Gubimy poczucie wspólnoty. Polskiej wspólnoty. I nie wiem, czy to jest jeszcze do odwrócenia. „Jeden drugiego brzemiona noście”... Ale też rolnicy czasami nie robią nic, by ograniczyć uciążliwości. Zdaję sobie sprawę, że czasami mowa o bardzo kosztownych przedsięwzięciach, jak np. budowa ekranów akustycznych czy montowanie pochłaniaczy zapachów przy wentylacji budynków przeznaczonych do hodowli. Państwo mogłoby partycypować we wsparciu tych technologii, które by zmniejszały dolegliwości. Ale zawsze jakaś uciążliwość pozostanie, warto jednak uznać, że nasza produkcja żywności jest czymś naprawdę ważnym. I wie pan, co? Zwiastuny budowania poczucia wspólnoty ludzi, różnych zawodów i różnego pochodzenia jednak dostrzegam.
Ma to miejsce w przypadku kół gospodyń wiejskich. Wydaje mi się, że ten ruch jest unikatowy w skali świata. Cieszę się, że wprowadziłem w 2018 r. ustawę o kołach gospodyń, trochę nie wierząc, że przyniesie taki efekt. Bo koła istniały w Polsce od stu parudziesięciu lat, lecz raczej były mało atrakcyjne, zajmowały się głównie wypożyczaniem naczyń na różnego rodzaju uroczystości itd. Teraz okazuje się, że jak mają, dzięki ustawie, osobowość prawną i drobne dofinansowanie z kasy państwa, korzystają z możliwości prowadzenia wszelakiej działalności. Nie są już przez aparat kółek rolniczych zdominowane. Ustawa mówi o tym, że panie nie mogą się zamknąć we własnym towarzystwie, muszą ewentualnie przyjąć czasami jakiegoś mężczyznę, choćby po to, żeby za nimi pakunki nosił. Żartuję oczywiście.
Dobry przyczynek do tego, żeby spory międzysąsiedzkie łagodzić. Bo się ludzie znają z innych stron, rozmawiają o problemach, dzieciach, rodzinie, chorobach... Angażują się w ten ruch zarówno kobiety z gospodarstw, córki i żony rolników, jak również te panie, które się sprowadziły na wieś. Fantastyczny efekt. Jedne mają ogromne osiągnięcia w sztuce kulinarnej, odtwarzając produkty regionalne. Inne zajmują się promowaniem zdrowego stylu życia, odpowiedniego zachowania, odżywiania, sportu, rekreacji. Inne pielęgnują tradycje związane ze strojem, mową i folklorem. Zaczyna się pewnego rodzaju moda na odtwarzanie stroju – w niektórych regionach te stroje trzeba odtworzyć, bo zanikły.
Pewnie. Jestem patriotą ziemi dobrzyńskiej. Ten strój już właściwie historycznie zaginął, ale kilkanaście lat temu został odtworzony, więc chodzę, kiedy są okazje.
Na wsi trzeba się zmobilizować i umieć przekonać tych, którzy będą blokowali np. założenie internetu, bo im nie jest potrzebny
Urządzenia sportowe, sala gimnastyczna dostępna dla wszystkich... Integrowanie odbywa się przez wspólne korzystanie z tych samych elementów usług społecznych. Ok. 15 proc. miejscowości w Polsce nie ma dostępu do wodociągów. Korzysta z własnych ujęć wody. Budowa rozproszonych oczyszczalni ścieków, zaopatrzenie w energię elektryczną, szerokopasmowy internet często wymagają pewnego wysiłku ze strony lokalnej społeczności. W mieście ludzie nie wiedzą, skąd to się bierze, że jest ulica i lampy świecą. A na wsi trzeba się zmobilizować. Wesprzeć sołtysa i radę sołecką w staraniach o to, by przekonać nieprzekonanych, bo zawsze się tacy znajdą, którzy będą blokowali przekop przez swoje pole, np. uważając, że im niepotrzebny internet.
I dotyczy to tylko rolników? Mamy to w charakterze jako Polacy. Jesteśmy wyrozumiali wobec siebie i najbliższych i nieufni wobec tych, którzy do naszego kręgu nie należą. Dziedzictwo rozbiorów.
Gospodarstw będzie ubywało. Brakuje następców, ludzie nie chcą ciężko pracować, jak rodzice. Widzą, że ich rówieśnicy mają krótszy tydzień pracy, zarabiają lepiej, mają więcej wolnego, więc niewielu chętnych jest do pozostania na gospodarstwie. Dobre gospodarstwa do tej pory były logicznym wyborem i dawały przyzwoite środki na utrzymanie. Obawiam się, że uderzenie w postaci umowy Mercosur i otwarcia na Ukrainę tym dobrym gospodarstwom najbardziej zaszkodzi. Przybywać także będzie migrantów z miast. Trzeba się będzie uczyć wspólnego życia. Jako minister rolnictwa dużo w tej materii starałem się czynić, przekonując premiera i prezydenta, by przywrócić wieś jej naturalną godność. Historia, szczególnie 100 lat niepodległości, pokazuje, jak ogromny wpływ polska wieś miała na odzyskanie i utrzymanie wolności. To godnościowe dowartościowanie rolników, pokazanie roli ich przodków w wojnie bolszewickiej, w II wojnie i w walce z komuną po wojnie przy ochronie stanu posiadania tej polskiej ziemi. Podkreślanie tych elementów daje taką osobistą dumę rolnikom, że nie są od macochy. W pozytywnym świetle należy pokazywać bogactwo kultury ludowej. To nie jest coś przaśnego, jakiś Rydel z „Wesela”.
A ja bym tego nie traktował jako coś złego, raczej jako złe traktuję wypieranie się wiejskiego pochodzenia. Ludzie uciekali ze wsi od biedy, ciężkiej pracy, wychodka za stodołą. Teraz, kiedy przyjeżdżają miastowi do krewnych na wsi, widzą, że dom jest ładny, łazienka luksusowa, a jak jeszcze rolnik pokazuje maszyny, których ceny są niebotyczne, pojawia się refleksja: nie z takiej wsi uciekaliśmy. ©Ⓟ