Równocześnie jednak głosy pozostałych kandydatów można było w większości z góry dopisać do każdego z dwóch wielkich obozów. Wyborcy Mentzena i Brauna w zdecydowanej większości (po ok. 90 proc.) poparli Karola Nawrockiego. Ci, którzy w I turze głosowali na kandydatów partii koalicyjnych, w zdecydowanej większości (również po ok. 90 proc.) zagłosowali na Rafała Trzaskowskiego. Nawet elektorat Adriana Zandberga, najbardziej kręcącego nosem na obu kandydatów, w 84 proc. wybrał Trzaskowskiego, czego również można było się spodziewać. Jedynie zwolennicy PSL niekoniecznie zagłosowali na prezydenta stolicy, chociaż namawiał ich do tego Władysław Kosiniak-Kamysz.

Podział jest więc wciąż bardzo silny. Polacy podzieleni są na tradycjonalistów i lewicujących liberałów lub – jak kto woli – lokalistów i globalistów. W obu obozach pojawiły się jednak środowiska aspirujące do samodzielności. Konfederacja nie zamierza dać się pożreć partii Kaczyńskiego, a szeroko rozumiana lewica nie chce się stać przystawką Koalicji Obywatelskiej. Poza tym motywacje wyborców są różne. Nie wszyscy głosujący na Nawrockiego czują się tradycjonalistami – dla wielu był to głos protestu przeciw rządowi Tuska. Część wyborców Trzaskowskiego głosowała zaś bardziej przeciw Nawrockiemu. Być może w przyszłości te dzisiejsze pęknięcia staną się przyczynkiem do prawdziwej depolaryzacji. To jednak wciąż pieśń przyszłości.

Polaryzacja w Polsce

Polaryzacja w Polsce bywa oskarżana o psucie debaty publicznej i nadmierne podnoszenie jej temperatury. Często słusznie, przecież tegoroczna kampania prezydencka była najbrutalniejsza w historii. Kampania wyborcza z 2023 roku była wrzaskliwa, nieznośna i także brutalna. W tym wszystkim są jednak również dobre informacje. Obecnej polaryzacji towarzyszy przecież największe w historii III RP zainteresowanie polityką.

Wraz z rosnącą temperaturą sporu w górę idzie aktywność wyborcza Polaków. Frekwencja była w tym roku wyższa niż we wszystkich wcześniejszych wyborach prezydenckich. Już zapomnieliśmy, że w II turze w 2015 r. wyniosła 55,3 proc., dokładnie tyle, ile pięć lat wcześniej. W 2020 r. w II turze było to już 68 proc., a przed tygodniem niespełna 72 proc. Podobnie wygląda to w wyborach parlamentarnych. W 2015 r. głosować poszło 51 proc. wyborców – tylko o 2 pkt proc. więcej niż cztery lata wcześniej. W 2019 r. przy urnach stawiło się już jednak niemal 62 proc. uprawnionych, a w 2023 r. – ponad 74 proc.

Widać wyraźnie, że deklaracja o bierności podczas elekcji stała się niemodna. W 2014 r. 55 proc. pytanych zapewniało, że stawi się przy urnie. W 2023 r. było to już 80 proc. Odsetek twierdzących, że nie wezmą udziału w wyborach, spadł w tym czasie z 29 do ledwie 9 proc.

W wyborach samorządowych, gdzie startuje – i wygrywa – wiele komitetów lokalnych, a więc trudno mówić o polaryzacji, takiego wzrostu nie uświadczymy. Do 2014 r. głosowało w nich zwykle niespełna 50 proc. uprawnionych, a od 2019 r. – nieco ponad połowa. Postęp jest, ale nieporównywalnie mniejszy. To właśnie polaryzacja stoi za rozpolitykowaniem polskiego społeczeństwa w ostatnich latach.

Ludzie bardziej interesują się polityką

W badaniach CBOS w latach 2012–2023 odsetek respondentów deklarujących bardzo duże zainteresowanie polityką wzrósł z 2 do 5 proc. Ludzi zapewniających, że są nią zainteresowani w stopniu dużym, też przybyło (wzrost z 10 do 17 proc.). Łącznie mowa więc o niemal dwukrotnym wzroście – z 12 do 23 proc. – w ciągu ledwie dekady. Wśród seniorów (powyżej 65. roku życia) duże zainteresowanie w 2012 roku zgłaszało 11 proc. pytanych, a w 2023 już 21 proc. Odsetek ludzi w tym wieku zaangażowanych w stopniu bardzo dużym wzrósł z 4 do 8 proc. Wśród młodych (18–24 lata) duże zainteresowanie polityką w ciągu ostatniej dekady wzrosło z 5 do niespełna 15 proc., a więc aż trzykrotnie.

Wśród kobiet zanotowaliśmy wzrost z 5 do 12 proc., a wśród mężczyzn z 12 do 20 proc. Pod względem poziomu wykształcenia zdecydowanie najwyższe wzrosty pojawiły się w grupie z podstawowym lub gimnazjalnym, co jest skutkiem ekspansji zaangażowania politycznego wśród najmłodszych wyborców. Nic więc dziwnego, że polska debata publiczna stała się ostatnimi czasy bardzo emocjonalna. Część młodych ludzi nie potrafi jeszcze utrzymać nerwów na wodzy, ale niedługo się tego nauczą, a ich zainteresowanie polityką powinno już z nimi pozostać.

Bardzo pozytywnym zjawiskiem jest również wzrost poczucia sprawczości. Obywatele coraz częściej są przekonani, że mogą wpływać na sytuację w kraju, a to sprzyja ich zaangażowaniu. Według CBOS, jeszcze w 2013 r. zaledwie 19 proc. pytanych stwierdziło, że ma wpływ na sprawy krajowe. W 2023 r. było to aż 54 proc. Po raz pierwszy w historii ponad połowa społeczeństwa znad Wisły była przekonana o swojej sprawczości!

Co ciekawe, największe przekonanie o swoim wpływie przejawiali wyborcy Lewicy (aż 77 proc.). Najmniejsze natomiast – elektorat PiS (50 proc. pytanych). Jest to o tyle zaskakujące, że elektorat Prawa i Sprawiedliwości jest najbardziej zdyscyplinowany i najbardziej zżyty ze swoją partią. W badaniu CBOS z lipca 2023 r. aż w 72 proc. wskazywał na silną identyfikację ze swoją partią. Pod względem utożsamiania się z popieranym ugrupowaniem nie ma sobie w Polsce równych. W elektoratach Lewicy i KO silną identyfikację wskazała połowa respondentów, Konfederacji 43 proc., a Trzeciej Drogi ledwie 26 proc.

Zaangażowaniu politycznemu towarzyszy rosnąca aktywność obywatelska i społeczna

Dotyczy to właściwie wszystkich rodzajów działalności i typów organizacji pozarządowych. Najbardziej popularne są te pomagające osobom w potrzebie – biednym, bezdomnym czy chorym. Według danych CBOS w 2008 r. zaledwie 2,4 proc. respondentów poświęcało swój czas na pracę takich organizacji. W 2024 r. było to już 14 proc. Równie spektakularny wzrost zanotowano pod względem udziału w grupach protestu i związkach mających na celu załatwienie konkretnych spraw. W omawianym czasie odsetek Polaków aktywnych w tego rodzaju podmiotach skoczył z 0,4 proc. do 5 proc. Podobnie było z organizacjami lokalnymi i kobiecymi (w tym kołami gospodyń wiejskich), samorządami dzielnicowymi czy nawet klubami sportowymi.

Do nielicznych typów organizacji, które niemal nie odnotowały większego zaangażowania, należą związki zawodowe. Niezmiennie utrzymuje się ono na poziomie 3–4 proc., czyli o 1–2 pkt proc. mniej od organizacji działkowiczów, hodowców, wędkarzy i myśliwych.

Polska debata publiczna jest rozgrzana i angażuje wiele osób. Widać to po statystykach aktywności w mediach społecznościowych w Polsce. Według raportu „Digital Poland 2024” w ubiegłym roku liczba użytkowników mediów społecznościowych wzrosła o 400 tys. (pomimo odpływu z kraju 796 tys. internautów z Ukrainy). Najpopularniejsze są Facebook, Instagram, Tiktok oraz X (pomijając komunikatory takie jak Messenger czy WhatsApp). Z mediów społecznościowych korzysta 69 proc. populacji Polski, czyli wyraźniej więcej od średniej światowej (63 proc.).

Najbardziej politycznym z nich jest portal X, który w zeszłym roku zanotował gigantyczny wzrost zasięgu reklam – aż o 45 proc. Jego udział w polskim rynku reklamy w social mediach to już 16 proc. To efekt m.in. aktywności wielu popularnych komentatorów tworzących narracyjne nitki, przedstawiających informacje OSINT-owe (biały wywiad) czy gromadzących i przedstawiających dane statystyczne z różnych obszarów życia.

Pod względem reklamy cyfrowej numerem jeden od lat pozostaje jednak platforma YouTube. Reklamy na YT dotarły do 78 proc. użytkowników internetu w Polsce. To właśnie na YT dzieją się obecnie najbardziej interesujące rzeczy w polskiej debacie publicznej. Wysyp przeróżnych podcastów na tematy polityczne i kwestie spraw międzynarodowych robi wrażenie. Chociaż „na oko” wydaje się, że wciąż dominuje tam prawica (Nowy Ład, Trzech Panów K.), to także na lewicy pojawiło się kilkoro popularnych komentatorów (Dwie Lewe Ręce, Kasia Babis, ralindel). Wrażenie robią zasięgi podcastów prowadzonych przez komentatorów geopolitycznych (Piotr Zychowicz, Wojciech Szewko czy Radosław Pyffel), które sięgają kilkuset tysięcy wyświetleń, a zdarza się, że przebijają 1 mln. Podczas ostatniej kampanii wyborczej polski YT pobił również rekord pod względem liczby widzów na żywo. Rozmowę Rafała Trzaskowskiego ze Sławomirem Mentzenem oglądało w szczycie ok. 600 tys. widzów. Rozmowę z Karolem Nawrockim w pewnym momencie śledziło na bieżąco ponad 300 tys. ludzi.

Kanał Zero jako nowość

Fenomenem stał się Kanał Zero, skierowany głównie do młodych mężczyzn o bardziej prawicowym spojrzeniu na rzeczywistość. Prezentowane są tam dłuższe rozmowy, czasem niezbyt kontrolowane przez prowadzących, ale cieszące się ogromnym zainteresowaniem. Także tradycyjne media postanowiły docierać do odbiorców przez YT – DGP, TVN24 czy Onet prowadzą tam własne kanały z rozmowami o polityce i sprawach międzynarodowych. Fenomen polskiego YT nie wydarzyłby się, gdyby nie ten gigantyczny wzrost zaangażowania politycznego wśród młodych Polek i Polaków. Można się spierać, co było pierwsze – jajko czy kura. Wydaje się, że protoplaści, czyli czysto internetowi i jeszcze wręcz amatorscy (w niepejoratywnym słowa rozumieniu) komentatorzy wygenerowali początkowe zainteresowanie polityką, które następnie przyciągnęło do polskiego YT profesjonalne media tradycyjne.

Pomimo polaryzacji polska debata publiczna stała się więc bardziej pluralistyczna. W mediach cyfrowych można przebierać do wyboru do koloru, co w niedalekiej przyszłości powinno przynieść także zmiany polityczne, czyli rozbicie duopolu. O ile papierowe tygodniki czy telewizje informacyjne wciąż są podzielone na dwa obozy, o tyle w mediach cyfrowych widać chęć wyjścia poza utarte schematy i starcia między PO a PiS. Samo zainteresowanie sprawami publicznymi w tych nowych mediach zostało natomiast rozbudzone dzięki polaryzacji, która najpierw wytworzyła silne tożsamości polityczne, następnie przyciągnęła miliony zaangażowanych oraz intensywnie komentujących internautów.

Nie jest to zjawisko typowe tylko dla Polski, chociaż na tle innych krajów jawimy się jako jeden z liderów – przynajmniej w Europie. W UE to w Polsce polaryzacja pojawiła się jako pierwsza na tak dużą skalę. Protoplastą zjawiska są oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie napędza je dwupartyjny system polityczny.

W zeszłorocznym badaniu „Polarization is the psychological foundation of collective engagement” autorstwa Laury Smith, Emmy Thomas, Any-Marii Bliuc i Craiga McGary’ego, opublikowanym na łamach pisma „Nature”, badacze dowodzą, że polaryzacja polityczna jest podstawą mobilizacji do grupowego działania. „Interakcja społeczna, np. za pośrednictwem mediów społecznościowych, umożliwia grupom formowanie się w taki sposób, że ich przekonania na temat tego, co należy zrobić, żeby zmienić świat, zostają zintegrowane jako elementy nowej, wspólnej tożsamości społecznej” – czytamy w raporcie.

„Proponujemy alternatywny, być może bardziej optymistyczny pogląd na polaryzację. Chociaż zgadzamy się, że konflikty międzygrupowe i wrogość są możliwymi skutkami polaryzacji, nie są to jedyne skutki” – piszą autorzy. Jak dowodzą, zarówno polaryzacja jak i działanie zbiorowe mogą mieć charakter postępowy. Według nich nie można traktować polaryzacji społecznej jak patologii, tak jak Gustav Le Bon niegdyś robił z zachowaniami tłumu. To społeczeństwo bez podziałów byłoby statyczne i nie miałoby perspektywy zmian. Obecne procesy społeczne odbywają się na podstawie mechanizmów zidentyfikowanych przez psychologię społeczną już dekady temu, lecz teraz są bardziej intensywne z powodu nowych technologii. To jednak wcale nie oznacza, że nowe technologie sprzyjają jakimś konkretnym ideom bardziej niż innym. Rasizm, seksizm czy sprzeciw wobec nauki nie muszą więc wcale wygrywać w czasach mediów cyfrowych.

Nie ma zatem powodów, by polaryzacji i eksplozji zaangażowania politycznego nie zamienić w wielki, postępowy ruch. To zależy od zachowań mediów, polityków, aktywistów społecznych i rzesz obywateli. Jak również od idei, które będą ich napędzać, i sposobu artykulacji postulatów, które wybiorą. Obecnie możemy powiedzieć jedynie, że nadwiślańska polaryzacja w ogromnym stopniu wpłynęła pozytywnie na poziom partycypacji społecznej w sprawach wspólnych. Nawet jeśli dla mediów głównego nurtu oraz elity ekspercko-komentującej wygląda to groźnie, to w przyszłości powinno mieć zbawienne efekty. Politykom trudniej będzie unikać odpowiedzialności, gdyż wzrośnie – już zresztą wzrasta – poziom kontroli społecznej. Dzięki wysokiej aktywności publicznej obywateli czołowi decydenci będą mieli też większą legitymację do rządzenia, dzięki czemu łatwiej będzie im podejmować trudne decyzje. Bardziej krzykliwa i mniej kulturalna debata publiczna to niewielka cena za korzyści płynące z tej niezmiernie aktywizującej polaryzacji. ©Ⓟ

Zaangażowaniu politycznemu towarzyszy rosnąca aktywność obywatelska. To społeczeństwo bez podziałów byłoby statyczne i nie miałoby perspektywy zmian