Wspomnienia Angeli Merkel to zapis upadku niemieckich elit politycznych i stenogram z procesu, jakim było budowanie siły Władimira Putina
Napisana przez Angelę Merkel polityczna autobiografia jest czymś znacznie więcej niż wspomnieniem 16 lat na stanowisku szefowej niemieckiego rządu. Ten zapis wydarzeń z czasu, gdy kanclerz odpowiadała za najważniejsze decyzje w państwie, to anatomia rozkładu niemieckiej polityki. I analiza tego, jak rodził się współczesny bundesnacjonalizm. Doktryna polityczna, która zakłada unarodowienie interesu europejskiego i czerpanie z tego wszelkich możliwych zysków. I europeizację problemów Niemiec, która pozwalała minimalizować koszty turbulencji, które zaczęły trapić UE po objęciu władzy przez Merkel. Kanclerz w „Wolności. Wspomnieniach 1954–2021” jawi się jako mistrzyni nietrafionych pomysłów, za które płacili inni. W tym wszystkim najciekawszy jest jej proces wyparcia. Była szefowa rządu jest przekonana, że decyzje, które podjęła, były jedynymi słusznymi, choć nie potwierdzają tego ani fakty, ani jej dawni współpracownicy.
Polityka Niemiec zrekonstruowana
„Wolności” nie można czytać i analizować w oderwaniu od drugiej książki, kluczowej dla zrozumienia tego, co dziś dzieje się w Europie. To wydana przez Kulturę Liberalną książka „Zaślepieni. Jak Berlin i Paryż dały Rosji wolną rękę” Sylvii Kauffmann, w przeszłości ko respondentki „Le Monde” w Moskwie i Paryżu. Autorka na podstawie rozmów z uczestnikami wydarzeń – rekonstruuje politykę wschodnią Niemiec i Francji. Opisuje kulisy szczytu NATO w Bukareszcie. Analizuje wojnę w Gruzji i dochodzenie do porozumienia o zawieszeniu broni. To w „Zaślepionych” współpracownicy Merkel stawiają tezy odwrotne do tych, które pojawiają się w „Wolności”.
W obydwu książkach centralne miejsce zajmuje szczyt NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 r. Praprzyczyna dzisiejszych problemów z bezpieczeństwem na kontynencie. Odkodowywanie znaczeń tamtego wydarzenia jest kluczowe. Bo to wówczas podjęto decyzje, które przesądziły o przyszłości nie tylko Ukrainy i Gruzji, lecz w zasadzie całej Europy.
Amerykanie jechali do rumuńskiej stolicy z wolą podjęcia decyzji o nadaniu Kijowowi i Tbilisi MAP, planu działań na rzecz członkostwa w NATO. Był to korytarz, który miał poprowadzić obie stolice do Sojuszu. USA zbudowały środkowoeuropejską koalicję państw pod przewodnictwem Polski do przeforsowania tego pomysłu. Nie było to łatwe. George W. Bush kończył drugą kadencję, miał za sobą obalenie blefu o broni masowej zagłady Saddama Husajna i nadużycia w prowadzonej tzw. wojnie z terroryzmem. Nie cierpiał na nadmiar zaufania. Co skutecznie wykorzystała Merkel, by we współpracy ze zwerbowanym do tego zadania Nicolasem Sarkozym postawić weto. Niemiecka polityk jednoosobowo zmieniła bieg wydarzeń. Uparła się. Powiedziała „nie”. I wygrała. To znaczy wygrała ona – nie bezpieczeństwo Europy.
Merkel: pomijanie Putina zaniedbaniem
Jak wspomina szczyt w Bukareszcie kanclerz? W jej analizie pojawia się ważny argument. Jest nim szukanie odpowiedzi na pytanie, jak planowane wówczas rozszerzenie NATO „wpłynie na bezpieczeństwo, stabilność i funkcjonowanie Sojuszu”. Dalej argumentuje, że do 2017 r. na Krymie miała stacjonować rosyjska Flota Czarnomorska, a do tego niechętni NATO byli sami Ukraińcy. Szczególnie ci ze wschodu kraju. W Gruzji natomiast istniał nierozwiązany spór o status separatystycznych Abchazji i Osetii Południowej. Dalej Merkel dodaje: „Uważam, że omawianie planu wstąpienia do NATO Ukrainy i Gruzji bez analizy punktu widzenia Putina byłoby rażącym zaniedbaniem (…). Uznawałam za naiwne założenie, że MAP zapewniłby Ukrainie i Gruzji ochronę przed agresją Putina, i nie wierzyłam, że mógłby skłonić Putina do biernego zaakceptowania rozwoju sytuacji (…). Jeśli chodzi o MAP, Steinmeier (wówczas wywodzący się z SPD szef MSZ – red.) podzielał moją opinię”. Sugeruje, że NATO uległoby podziałowi, bo Putin i tak po przyznaniu MAP zaatakowałby, a Sojusz nie udzieliłby pomocy ani Ukrainie, ani Gruzji. Porównuje to do sytuacji z okresu wojny w Iraku w 2003 r., gdy doszło do podziału na starą i nową Europę. „Jednak zarówno Amerykanie, jak i wiele państw Europy Środkowej okazali się głusi na nasze sprzeciwy wobec przyjęcia do NATO Ukrainy i Gruzji” – pisze Merkel.
Jej doradcą jest Christoph Heusgen. Podczas sesji roboczej 3 kwietnia 2008 r. rozpoczętej o godz. 8.55 Merkel powiedziała, że Ukraina i Gruzja „zostaną członkami NATO pewnego dnia”. Bush domagał się przez Heusgena zapisania tego zdania w deklaracji końcowej. Plus MAP. Z takiego obrotu spraw nie był zadowolony uczestniczący w szczycie prezydent Lech Kaczyński, bo, przede wszystkim, nie było zgody Niemiec na MAP, a sformułowanie „pewnego dnia” oznaczało to samo co „na greckie kalendy”. „Możemy siedzieć tu przez cały dzień, ale podstawowe oświadczenie dotyczące członkostwa Ukrainy i Gruzji w NATO będzie moim ostatnim słowem. Nie zmienię zdania w sprawie MAP” – mówiła do Kaczyńskiego w Bukareszcie Merkel. To był styl sowiecki. Nieuwzględniający szerokiego kompromisu i zatopiony w szantażu. Ostatecznie niemiecka kanclerz zgodziła się na usunięcie fragmentu „pewnego dnia”, choć, jak pisze, w kwestii NATO mówiono jedynie o jakimś „ogólnym zobowiązaniu”.
Angela Merkel zatrzaskuje drzwi do NATO
Amerykanom nie udało się zmienić jej stanowiska w sprawie MAP. Zamknięto jedyną realistyczną opcję, jaka pojawiła się po upadku komunizmu, na przyjęcie do Sojuszu dwóch ważnych państw byłego ZSRR. Merkel ten pomysł utrąciła. I w całości ponosi odpowiedzialność za tę decyzję. Na tym samym szczycie wygłosił przemówienie Władimir Putin. Powtórzył wówczas swoje tezy o Ukrainie jako „niedopaństwie”. Zmyślał liczby dotyczące Rosjan zamieszkujących Ukrainę. Retorycznie zaprzeczył wszystkiemu, o co zabiegała Merkel. Zatrzaśnięcie drzwi do NATO go nie uspokoiło. Nie zredukował swoich celów wobec Kijowa i Tbilisi. Uważał je za swoje lenno, po które i tak planował pójść. Putin wzmocnił wręcz przekaz, bo nie postawiono mu tamy. Nie dostał sygnału, że mu nie wolno. Nie wykorzystano ostatniej szansy, by powstrzymać go przed rozbiorem najpierw Gruzji, a następnie Ukrainy.
Merkel wspomina, że w Bukareszcie znaleziono „porozumienie”. Tymczasem szczyt był wymuszeniem, a nie – jak twierdzi – kompromisem. Niemcy nie dali Kijowowi i Tbilisi niczego. Pogłębili kryzys zaufania w relacjach z Polską. A wojna i tak wybuchła. Teza, że nie należy drażnić Putina, o której pisze Merkel, została zweryfikowana już w sierpniu tego samego roku, w którym odbył się szczyt NATO. Putin – po wielu miesiącach prowokacji i skompromitowaniu nadpobudliwego prezydenta Micheila Saakaszwilego – dokonał inwazji na Gruzję. Dokończył plan Merkel z Bukaresztu. Z perspektywy czasu to wygląda jak współpraca – na rzecz małej stabilizacji i handlu tanimi surowcami energetycznymi. Oczywiście ze strony Merkel jest to zanurzone w wielkiej trosce o Europę, jej bezpieczeństwo i przyszłość. Do dziś była szefowa rządu nie jest w stanie zrozumieć, że ta polityka całkowicie zbankrutowała. Ona sama otworzyła drogę do wojny. Bezczelność i polityczna głupota kanclerz osiągają zenit, gdy pisze ona, że „wielu mieszkańców Europy Środkowej miało w ogóle niewielką motywację do zaangażowania w budowanie stosunków z Rosją (…). Jednak Rosja ze swoją bronią nuklearną istniała”. Niby rozumie obawy np. Polski. Jednocześnie do dziś uważa, że metodą na Putina był „dialog”, a nie „gruby kij”.
To dialog Merkel doprowadził do tego, że Putin najechał Gruzję, potem zazaanektował Krym, wywołał separatyzm na Donbasie, a ostatecznie uderzył w Ukrainę. To dialog doprowadził do tego, że anektował również de facto Białoruś, budując z niej kolejny okręg wojskowy Federacji. To dialog za chwilę doprowadzi do utopienia we krwi protestów w Gruzji. Bo Rosji nie można drażnić, tylko trzeba z nią prowadzić dialog.
Kanclerz ma dobre samopoczucie
Merkel utrzymuje swoje dobre samopoczucie, mimo że jej dawni współpracownicy po latach zmienili stanowisko. Markus Ederer, były dyrektor centrum analiz i prognozowania MSZ i sekretarz stanu w tym resorcie, w rozmowie z Sylvie Kauffmann uznaje Bukareszt za „bezsprzecznie kluczowy”. „Być może mimo najlepszych chęci dokonaliśmy niewłaściwego wyboru. Zamierzaliśmy z Francuzami nie dopuścić do zapisania jakiegokolwiek zdania dopuszczającego wprowadzenie MAP w późniejszym okresie. Byliśmy przekonani, że to sprowokuje do działania Moskwę, która już wówczas myślała w kategorii stref wpływów. Dla Moskwy Ukraina pod względem mentalnym, kulturalnym i politycznym nie była niezależnym państwem (…). Wycofaliśmy się. Z jednej strony mówiliśmy, że Ukraina i Gruzja pewnego dnia przystąpią do Sojuszu, a z drugiej w zasadzie to uniemożliwiliśmy. I to chyba było najgorsze. To zdanie zostało zapisane i rozpaliło wszystkie światła alarmowe Moskwy, natomiast brak działania bardzo osłabił oba te kraje” – komentuje Ederer.
Były niemiecki dyplomata Volker Stanzel dodaje: „Z dzisiejszą wiedzą zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zrobić ten krok (MAP – red.) i sprowokować Putina. Wówczas nie był jeszcze gotowy na wojnę”. „Kojarzy mi się to ze sposobem, w jaki Hitler zaczął II wojnę światową. Kiedy w marcu 1936 r. podjął decyzję o zajęciu Nadrenii, powiedział swoim dowódcom, żeby wycofali się «jeśli padnie choć jeden francuski strzał». Ale nikt nie wystrzelił. A Anschluss… nikt z aliantów nie próbował powstrzymać aneksji. A Czechosłowacja…” – dodaje.
Były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen mówi Kauffmann, że zablokowanie MAP było błędem. – W ten sposób Putin dostał niewłaściwy sygnał. Dostrzegł podziały w Sojuszu i uznał je za słabość, którą wykorzystał, atakując Gruzję – opowiada.
Tak Putin zyskał czas
Dziś Ukraina i Gruzja znów znajdują się w momencie przełomowym. Pierwsze państwo jest przed rozbiorem. Drugie pogrążone w protestach po tym, jak Bidzina Iwaniszwili, prorosyjski oligarcha uwłaszczony na państwie, nakazał rządowi odwrót od Europy. Nie można wykluczyć nowej rosyjskiej interwencji w tym kraju.
A droga do tego wszystkiego rozpoczęła się w Bukareszcie. Niemądry upór Merkel dał czas Putinowi. Zbudował „moment nadreński 2.0”. Ceny za te błędy nie zapłacą jednak Niemcy. Zrobią to Polska, Rumunia, Mołdawia, państwa bałtyckie i dwie największe ofiary głupoty politycznej Merkel – Ukraina i Gruzja.
Jest tak, jak mówi Kauffmann obecny szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. W rozmowie z francuską dziennikarką opowiada o tym, jak w Bukareszcie Merkel nuciła mu polską piosenkę i wspominała czas spędzony w NRD. Sam Sikorski jest pewien, że było to obliczone na przekonanie go, że kanclerz jest w stanie przejrzeć Putina, bo rozumie Wschód. Szef polskiego MSZ dochodzi jednak do zupełnie innego wniosku. Stwierdza, że jest ogromna przepaść pomiędzy osobistą opinią Merkel o Putinie a niemiecką polityką wobec Kremla.
Pytanie o to, czy potencjalny nowy kanclerz z CDU Friedrich Merz pójdzie śladem autorki „Wolności”, czy wyciągnie wnioski takie, jak niemieccy dyplomaci cytowani przez Kauffmann, pozostaje otwarte.