Pierwsze dwa cele w Rosji, na które spadły zachodnie pociski ATACMS oraz Storm Shadow, w całości wpisują się w logikę ustaleń pomiędzy Ukrainą a sojusznikami z USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Pociskiem balistycznym bardzo krótkiego zasięgu uderzono we wtorek w skład amunicji w miejscowości Karaczew, tuż przy granicy obwodów briańskiego i kurskiego – i ok. 130 km od granicy z Ukrainą. W czwartek manewrujące storm shadows spadły na podlegający kancelarii prezydenta Rosji kompleks pałacowy książąt Baratyńskich w Maryjnie. Pewnym chichotem historii jest to, że jeden z członków rodu – Jewgienij – jako przedstawiciel rosyjskiego romantyzmu przyjaźnił się z Adamem Mickiewiczem.
Pod pałacem znajdowały się schrony, w których był zlokalizowany sztab dowodzenia rosyjsko-północnokoreańską operacją przeciw Ukraińcom w obwodzie kurskim. Ataku dokonano w dzień. Nie wiadomo, czy zginęli w nim wysocy rangą oficerowie. Wiadomo, że resztki jednego z pocisków znaleziono również przy drodze Łgow–Rylsk–Kurczatow, co oznacza, że nie wszystkie doleciały do celu. Wszystko to w odległości 50 km od granicy z Ukrainą. Na nagraniach publikowanych na rosyjskich kanałach w Telegramie słychać uderzenia co najmniej czterech pocisków, które Wielka Brytania przekazała Wołodymyrowi Zełenskiemu.
– Jako naród i jako rząd podwoimy wsparcie dla Ukrainy, jesteśmy zdeterminowani, by zrobić więcej. Rozmawiałem z moim odpowiednikiem Rustemem Umierowem o reakcji na rosyjską eskalację (bezprecedensowy nalot na Ukrainę w poprzedni weekend – red.) – mówił w środę brytyjski minister obrony John Healey w Izbie Gmin. Nie powiedział wprost, że Londyn wydał zgodę na ataki na terenie Rosji. Podobną politykę prowadzą Stany Zjednoczone. Nie komentują spraw związanych z użyciem ATACMS.
Jak pisaliśmy 13 września w DGP Magazynie na Weekend, USA oraz Wielka Brytania zgodziły się na używanie pocisków pod koniec lata. Londyn i Waszyngton miały nie ogłaszać tego publicznie, poproszono też stronę ukraińską, aby oszczędnie informowała o uderzeniach oraz nie obnosiła się z sukcesami. Chodziło o wykorzystanie czegoś, co strona zachodnia określa mianem „strategicznej niejednoznaczności”. Miała ona zminimalizować ryzyko niekontrolowanej eskalacji.
To, czy Władimir Putin powstrzyma się od spektakularnego odwetu, jest pytaniem otwartym. Wiadomo, że do zaprzysiężenia nowej administracji i wejścia do Białego Domu Donalda Trumpa Ukraina i Rosja będą dążyły do stworzenia jak największej liczby faktów dokonanych. Putin przede wszystkim chce dokończyć niszczenie ukraińskiej infrastruktury energetycznej, aby wywołać kryzys humanitarny, tym samym zmuszając Kijów do kapitulacji. Wołodymyr Zełenski najpewniej zainwestuje w utrzymanie tego, co zajął w obwodzie kurskim latem 2024 r., by siąść do stołu rozmów o rozejmie z argumentem pozwalającym na wymianę terytoriów (np. okupowane tereny na Charkowszczyźnie w zamian za Sudżę). To oznacza jednak co najmniej trzy miesiące eskalacji.
Nie ma też pewności, czy którejś ze stron nie puszczą nerwy. Ze strony Rosjan może to być masowy ostrzał celów cywilnych lub otwarcie nowych frontów od północy w rejonie Czernihowa i od południa na Zaporożu. Ze strony Ukraińców z kolei – użycie zachodniej broni daleko głębiej, niż przewiduje nieformalna umowa z Amerykanami i Brytyjczykami (dalej niż w obwodzie kurskim i u jego granic). Dotyczy to szczególnie ATACMS wystrzeliwanych z platform HIMARS. W przypadku storm shadows lista celów – jak pisaliśmy we wrześniu – miała zostać ustalona z sojusznikami. Źródła DGP przekonują, że jest ich 30. To lotniska, punkty dowodzenia i wojskowe huby logistyczne. Aby móc w nie uderzać, są konieczne cyfrowe mapy terenu, które udostępniają sojusznicy (storm shadow po odpaleniu z SU-24 obniża lot i zdąża do celu na niewielkiej wysokości). Ukraińcy tych map nie mają, co daje Brytyjczykom możliwość kontrolowania tego, do czego strzelają.
Mrożenie konfliktu
Po spodziewanej w kolejnych trzech miesiącach eskalacji Putin i Zełenski będą jednak najpewniej naciskani przez Waszyngton na rozpoczęcie rozmów. Jeszcze nie bardzo wiadomo o czym ani gdzie. Można jednak określić tematy, które trafią na agendę. O tym, że trend na mrożenie konfliktu jest realny, świadczy również rodzaj uzbrojenia, który oprócz pocisków Storm Shadow i ATACMS trafia na Ukrainę. Jak podaje „The Washington Post”, odchodząca administracja Joego Bidena wysyła nad Dniepr hurtową liczbę min przeciwpiechotnych. Skoro tak, to USA zależy na ufortyfikowaniu linii rozgraniczenia na całej długości frontu. Najpewniej łącznie z zaminowaniem tego, co Ukraińcom uda się utrzymać w obwodzie kurskim, którego odbicie jest dla Putina priorytetem przed jakimikolwiek rozmowami. Kontrolowanie przez Ukrainę choćby kilometra kwadratowego Federacji Rosyjskiej jest dla dyktatora kompromitacją, która narusza umowę społeczną pomiędzy nim a poddanymi. Dla Zełenskiego to z kolei poważny argument na rozmowy.
Co jest na agendzie planowanych rozmów o rozejmie? Z pomysłów publicznie prezentowanych przez Recepa Tayyipa Erdoğana i Olafa Scholza po niedawnym spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO Markiem Ruttem oraz ludzi z otoczenia Donalda Trumpa wynika, że za pewnik uznają oni utratę części terytorium przez Ukrainę. Z tym zastrzeżeniem, że do ewentualnych porozumień lustrzanych – czyli dwóch różniących się niuansami umów, których depozytariuszem będzie np. G7 czy ONZ – Ukraińcy wpiszą wyraźny brak zgody na aneksję i określą kształt państwa w granicach z 1991 r. W rzeczywistości 18 proc. państwa będzie pod okupacją rosyjską. Oznacza to de facto rozbiór. W tym kontekście dla Kijowa kluczowa jest cena, jaką Kreml będzie musiał za to zapłacić. Jeśli będzie niska – jak w przypadku pierwszego rozbioru Ukrainy w 2014 r., po aneksji Krymu i wywołaniu separatyzmu na Donbasie – Putin chętniej i szybciej odmrozi konflikt i ponownie zacznie opiłowywać Ukrainę. Takim obniżaniem ceny może być np. ustępstwo Zachodu w postaci rozmontowywania systemu sankcji nałożonych na Moskwę po 24 lutego 2022 r.
NATO i neutralność
Kolejnym kluczowym punktem rozmów jest spin dotyczący przyszłej neutralności Ukrainy i moratorium na przystąpienie do NATO. Wstępna zgoda Kijowa na negocjacje o takim statusie pojawiła się już podczas rozmów w Turcji wiosną 2022 r., na początku wojny (pisaliśmy wówczas o tym szczegółowo w DGP). Pozostaje jednak pytanie, o jakiej neutralności byłaby mowa dziś. Czy będzie to neutralność z armią ukraińską liczącą 90 tys. żołnierzy, czy pół miliona wojskowych? Czy Kijów będzie dysponował rozbudowanymi siłami powietrznymi z samolotami w standardzie NATO, uzbrojonymi w pociski manewrujące o zasięgu do 300 km? Czy też będzie to neutralność bez lotnictwa lub z lotnictwem wyposażonym jedynie w śmigłowce ewakuacji medycznej i samoloty meteorologiczne? Czy armia Zełenskiego będzie miała wojska rakietowe z pociskami manewrującymi i balistycznymi o zasięgu pozwalającym razić cele pod Moskwą? Czy Ukraina zachowa flotę (choćby wyposażoną w ogromną liczbę dronów morskich) pozwalającą chronić Odessę i zagrażać portom na okupowanym Krymie?
Strategiczne pytanie dotyczy w końcu tego, kto będzie się zajmował pilnowaniem rozejmu w ewentualnej strefie zdemilitaryzowanej. Jakie oddziały będą za to odpowiedzialne? Czy w ogóle można mówić o efektywnej demilitaryzacji na mierzącym ponad 1000 km długości froncie? Jak będą wyglądały rozmowy o podziale obowiązków między poszczególnymi kontyngentami? Kto będzie dowodził i na jakich zasadach? Czy będzie konieczne zaangażowanie Polski?
Straszenie atomem
W bonusie przed mrożeniem konfliktu Władimir Putin postanowił zaserwować światu jeszcze festiwal strachu. W środę rano pojawiły się doniesienia o planowanym bezprecedensowym ataku na Kijów. Łącznie z ryzykiem zdetonowania głowicy nuklearnej. Rozsyłano również przez komunikatory wiadomości, w których pod flagą wywiadu wojskowego HUR potwierdzano te obawy. Wieczorem okazało się, że była to operacja propagandowa Rosji. Podobny cel miało nagłośnienie zmiany doktryny nuklearnej Rosji – jej nowa redakcja dopuszcza użycie broni A w odpowiedzi na naruszenie potencjału sił powietrzno-kosmicznych, czyli np. atak na magazyny amunicji dla lotnictwa. W czwartek z kolei Moskwa dokonała uderzenia przeciw Ukrainie pociskiem międzykontynentalnym RS-26 Rubież, zdolnym do przenoszenia głowicy nuklearnej, co miało potwierdzić obawy tych, którzy lansowali wersję o „nowej jakości”. Pocisk spadł na miasto Dniepr i było to pierwsze w historii wojskowe zastosowanie tego typu uzbrojenia. To wszystko mieści się w logice zarządzania strachem.
Niemniej jednak równocześnie Amerykanie prowadzą dostawy sprzętu niezbędnego do ochrony żołnierzy ukraińskich przed skutkami użycia broni masowego rażenia. A media w USA zaczęły podawać informację o produkcji przez Rosję mobilnych schronów przeciwatomowych, które miałyby być rozmieszczane na froncie. Jeśli analizować racjonalnie, to nie ma powodu, by Putin użył taktycznej głowicy nuklearnej. Do władzy idzie Trump, który chce rozmów o rozejmie. W Białym Domu będzie polityk, który otwarcie zapowiada obcięcie programów pomocowych dla Ukrainy. Ale wywrócenie stolika nie byłoby pierwszą nieracjonalną decyzją rosyjskiego przywódcy. Wojna to żywioł, który ma skłonność do wymykania się spod kontroli. ©Ⓟ