No, wspaniały rym na początek: w cieniu zaciekłego boju o Polskę między broniącymi demokracji a broniącymi demokracji upada projekt podniesienia poziomu cywilizacji. Proszę się nie obrażać (to do patriotów) o tę cywilizację. Polska ma naprawdę wiele cech przynależnych światu uprzywilejowanemu, nie temu „normalnemu”.

Cztery piąte globu może tylko nam pozazdrościć dostępu do publicznej służby zdrowia, edukacji, bezpieczeństwa wewnętrznego, ba, nawet kultury jazdy kierowców. Świadomie wybieram te dziedziny, w których aż się prosi, by coś poprawić. Tak – w publicznej służbie luki, w edukacji beton, akcja „Znicz” co roku pokazuje, ilu głupków siada za kierownicą... i tak dalej. Nie zmienia to tego, że jesteśmy nawet w tych dziedzinach w świecie mającym lepiej niż gorzej.

I co z tego? Mamy się zadowolić czwórką z minusem, kiedy możemy powalczyć o piątkę? Oczywiście, nie. Walczmy dalej. Na szczęście emocja, aby w szpitalu było jak w serialu, a na drodze bezpiecznie (ileż razy słyszałem zachwyty nad Finlandią, w której łupią mandaty wedle dochodów delikwenta, a nie według stałej taryfy!), wciąż jest żywa w polskich sercach. Tyle że analogiczna emocja dotycząca życia politycznego wydaje się wygaszona. Przesunięta na wieczne potem. W zeszłym tygodniu specjalna sejmowa komisja, powołana, aby ocenić system mianowania ekspertów do rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, zablokowała projekt Polski 2050. Utrąciła ideę „ładu korporacyjnego”, bo posłowie, ze szlachetnym wyjątkiem partii Hołowni, chcą ładu partyjnego.

Jasno postawmy sprawę: posłowie KO i PSL chcą, aby w spółkach Skarbu Państwa było jak za PiS. PiS zresztą, uczciwie mówiąc, też prochu nie wymyślił w 2015 r., a tylko rozwijał ideologię pajęczyny. Pasł się, pasł, a teraz zmiana przy paśniku, ale zmiana partyjna, nie strukturalna.

Nie jest to jedyny sektor, w którym zmiana „demokratyczna” koalicji rządowej polega na niczym. Bodaj jednak tylko tutaj widzimy absolutne poczucie bezkarności. No, dobra, myślą polityczni starzy wyjadacze, czasem jakaś ekipa przesadzi i przez chwilę opinię publiczną coś poruszy; może nawet trochę się wścieknie sam premier. Następnie jakaś bzdura z gatunku „polityk wyszedł ze studia” przyćmi obywatelskie oburzenie – i w Polskę idziemy, drodzy panowie...

To fajnie, że wciąż w wielu sprawach chce nam się ojczyznę usprawniać i upodabniać do czołówki. Niestety, jeżeli chodzi o politykę partyjną, machnęliśmy ręką. Transparencja w paśniku? Za wysokie progi na znużone polskie nogi. ©Ⓟ