Długo wyczekiwany raport Maria Draghiego zawiera trafną diagnozę sytuacji ekonomicznej Unii Europejskiej, a jego alarmistyczny ton jest w pełni uzasadniony. Uwagę przykuwa szczególnie kwestia zwiększenia bezpieczeństwa i zmniejszenia zależności od gospodarek zewnętrznych. Obecne powiązania handlowe przyjmują przeważnie formę globalnych łańcuchów wartości, czyli skoordynowania wykonywania poszczególnych etapów produkcji w różnych krajach, na których końcu powstaje ostateczny produkt. Taki produkt można często określić jako „made in the world”. To właśnie globalne łańcuchy wartości stanowią o współ zależnościach technologicznych i produkcyjnych gospodarek.

Powiązania międzynarodowe kolejnych etapów produkcji są podatne na rozmaite zagrożenia: od klęsk żywiołowych przez utrudnienia w transporcie do tarć politycznych. Unia Europejska jako gospodarka dość otwarta może się wydawać szczególnie narażona na negatywne skutki takich wydarzeń. Dlatego od dłuższego czasu mówi się o odporności globalnych łańcuchów wartości, strategicznej autonomii Europy i zmniejszaniu ryzyka w dostawach kluczowych produktów.

Można się już pokusić o ocenę tego, jak dotychczas wyglądało uniezależnianie się UE od gospodarek zewnętrznych w sektorze wytwórczym. Jak podkreślił Draghi, Unia nie startuje od zera. Kluczowe są tutaj pojęcia backshoringu i reshoringu. Pierwsze oznacza przeniesienie produkcji z powrotem do kraju macierzystego – np. firma niemiecka, która z Chin albo Polski wraca do Niemiec. Reshoring to z kolei przeniesienie produkcji z jednej zagranicznej lokalizacji do innej – np. firma niemiecka przenosi produkcję z Chin do Polski. Celem tych działań może być ograniczenie ryzyka i kosztów transakcyjnych, takich jak: czas transportu, ewentualne opóźnienia czy problemy polityczne.

Podejście Draghiego do łańcuchów wartości odnosi się głównie do krytycznych zasobów i technologii. Ważniejsza niż wyróżnienie poszczególnych produktów lub technologii jest jednak kwestia skali i zakresu. Europa nie ma dzisiaj bazy przemysłowej pozwalającej na konkurowanie cenowe – nie tylko w tradycyjnych przemysłach, lecz także w nowoczesnych, takich jak produkcja samochodów elektrycznych i mikroprocesorów. Skala i zakres łączą się bezpośrednio z łańcuchem tworzenia wartości, którego kluczowe elementy znajdują się obecnie w Azji.

Chiński eksport do większości krajów świata rośnie nieprzerwanie od wielu miesięcy. Cła nakładane na produkty z Państwa Środka powodują, że coraz więcej handlują gospodarki pośrednie. Na przykład panele fotowoltaiczne, które nie mogły popłynąć bezpośrednio z Chin do USA, trafiają tam m.in. przez Indie. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne niemieckich firm w Państwie Środka utrzymują się na wysokim poziomie (choć częściowo wyjaśnia to reinwestycja zysków osiągniętych na tym rynku). Robotyzacja nie jest łatwa – co pokazuje przypadek zamknięcia przez Adidasa zautomatyzowanych fabryk obuwia w Niemczech i USA. Technologia ta została następnie wdrożona w fabrykach azjatyckich.

Draghi skupił się na kilku krytycznych branżach przemysłu. W warunkach budowania niezależności nie ma możliwości rozczłonkowania procesu produkcyjnego i ulokowania w Europie jedynie najbardziej opłacalnych branż. Jest to możliwe tylko w warunkach otwartości i budowania dalszych zależności – a tego raport nie rekomenduje. Poszczególne branże nie funkcjonują w próżni, lecz w złożonym ekosystemie gospodarczym. Można przyklasnąć unijnym inicjatywom wspierającym produkcję półprzewodników (European Chips Act) czy baterii do samochodów elektrycznych (Batteries Regulation). Jednak i na tym widać już rysy. Wschodząca europejska gwiazda w zakresie produkcji akumulatorów do samochodów elektrycznych – Northvolt – musi się mierzyć ze spowolnieniem na rynku i rewiduje plany dotyczące rozwoju produkcji w Europie (w tym w Gdańsku). Northvolt zamierzał w sposób całościowy podejść do łańcucha wartości wytwarzania akumulatorów. Byłoby to zgodne z makroekonomiczną strategią niezależności Europy. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że nie będzie wytwarzał materiału do produkcji katod, lecz importował go z Azji.

Draghi poświęcił jeden z rozdziałów raportu produkcji podstawowych materiałów, takich jak stal, papier czy szkło. To o tyle ważne, że są one konieczne w różnych stadiach produkcji, zanim powstanie produkt o wysokiej wartości dodanej. Dla przykładu: do produkcji samochodów lub precyzyjnej obrabiarki potrzeba stali. Chodzi tu o uniknięcie skupienia się na najbardziej smakowitych kąskach generujących wysokie zyski, a jednocześnie na pozyskiwaniu pozostałych elementów „z zewnątrz”, bo tak jest taniej i wydajniej. Całościowym podejściem można próbować wyjaśnić przeszkody stawiane przez administrację Joego Bidena wobec przejęcia koncernu U.S. Steel przez japoński Nippon Steel (choć w roku wyborczym inne czynniki odgrywają większą rolę).

Z drugiej strony nie brakuje argumentów przeciwko nadmiernej konsolidacji produkcji w jednym miejscu. Stara zasada ekonomiczna mówiąca, aby nie wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka, znajduje tutaj potwierdzenie. Zamiast zmniejszania ryzyka w łańcuchach wartości, w rzeczywistości ono rośnie. OECD wskazuje to w swoim raporcie: szoki w łańcuchu dostaw spowodowane przez zewnętrzne czynniki są mniej dotkliwe niż zakłócenia lokalne.

Największym problemem w backshoringu i reshoringu jest niedopasowanie prywatnych i państwowych celów. Kto zapłaci za przeniesienie produkcji do Europy i stworzenie całego zaplecza produkcyjnego? Czy postulowane wspólne unijne finansowanie jest możliwe? Czy to jednak firmy powinny się mocniej zaangażować? Duże europejskie koncerny posiadają ogromne zasoby finansowe, ale w niekorzystnym środowisku mogą pojawić się realne zagrożenia dla funkcjonowania nawet kluczowych podmiotów. Dobrymi przykładami są tu znaczenie Nokii dla fińskiej gospodarki w przeszłości czy obecna dyskusja nad kondycją VW.

Backshoring nie powinien dotyczyć tego, co było kiedyś, ani tego, co jest obecnie. Punkt wyjścia powinny tu stanowić nowe rozwiązania, a nie przenoszenie z powrotem tych istniejących. Jest tego prosta ekonomiczna przyczyna – podwójne ponoszenie kosztów związanych z uruchomieniem produkcji nie będzie konieczne. Backshoring oznacza zatem konieczność stworzenia zupełnie nowych produktów i technologii.

Z ekonomicznego punktu widzenia ten proces nie powinien się udać, bo będzie dostarczał nieoptymalnych rozwiązań. W krajach Europy Zachodniej dobrze się sprawdzała teoria „krzywej uśmiechu” (smile curve), która mówiła, że zadania o najwyższej wartości dodanej (zarządzanie, badania i rozwój na początku łańcucha wartości, a obsługa klienta na drugim krańcu) były wykonywane w gospodarkach rozwiniętych, zaś zadania o niższej wartości dodanej (produkcja podzespołów i montaż produktów gotowych) w krajach o niższym poziomie rozwoju. Wszystko wskazuje na to, że teoria uśmiechu pozostanie dominująca. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie ona lepiej odpowiadała rzeczywistości niż kolejna oficjalna strategia. ©Ⓟ

Autor jest doktorem habilitowanym nauk ekonomicznych, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Wydał książkę „Korporacje transnarodowe z krajów wschodzących w gospodarce światowej”