Film, w którym przebrany za Spider-Mana youtuber Sylwester Wardęga biega po warszawskich ulicach, zaczepiając policjantów, spryskuje fotoradar pajęczyną w sprayu i wspina się na poręcze w metrze, to klasyka gatunku. W ciągu 12 lat ten prank, czyli po polsku: psikus, odtworzono na YouTubie 33 mln razy. Szczerze mówiąc, do dziś bawi mnie do łez. I czasem skłania do narzekań, że teraz już takich nie robią.

Tymczasem prawdziwy polityczny prank przeprowadziło właśnie Polskie Stronnictwo Ludowe. 15 sierpnia wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz zaprezentował nie tylko paradę czołgów, wozów opancerzonych i żołnierzy dumnie wypinających pierś przed wielotysięczną publicznością, lecz także projekt ustawy o wychowaniu patriotycznym, który na nowo ma umeblować stosunki w polskiej szkole.

Czytając ustawę, poczułam się, jakbym była jedną z osób, które z mieszanką zdumienia i niedowierzania patrzą na Spider-Mana wspinającego się pod dach przystankowej wiaty. Oto bowiem PSL pokazało projekt, który idzie zupełnie w poprzek temu, co do tej pory szykował resort edukacji. Niedawno trwała tam debata o odchudzaniu podstaw programowych (w tym liczby lektur), zmniejszaniu liczby godzin religii, wymyślono nawet dwa przedmioty, z których jeden to wychowanie obywatelskie mające być opozycją do historii i teraźniejszości (HiT) Przemysława Czarnka.

Ustawa PSL niemal jeden do jednego powiela pomysły, które w poprzedniej kadencji próbował wprowadzić minister Czarnek

Wychowanie patriotyczne w szkole

Ustawa ludowców nie zauważa tych faktów. Zakłada, że wychowanie patriotyczne ma trafić również do podniosłej preambuły w ustawie o systemie oświaty. „Nauczanie i wychowanie – respektując chrześcijański system wartości – za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki oraz konieczność dążenia do prawdy. Kształcenie i wychowanie służy rozwijaniu u młodzieży postaw patriotycznych (…)” – czytamy w dokumencie.

Dodatkowych walorów humorystycznych prankowi PSL nadaje to, że z powyborczego rozdzielnika Ministerstwo Edukacji Narodowej przypadło Barbarze Nowackiej (KO), znanej z lewicowych poglądów. Jej zastępczyni Katarzyna Lubnauer w wywiadzie dla DGP postulowała nawet, by „wypędzić ze szkoły ideologiczne duchy Czarnka”. Pod projektem, który bez cienia przesady można byłoby obwołać ustawą „Czarnek+”, podpisał się drugi z wiceministrów resortu Henryk Kiepura (PSL).

Patriotyczne wycieczki w szkołach

Ustawa niemal jeden do jednego powiela pomysły, które w poprzedniej kadencji próbował wprowadzić polityk z Lubelszczyzny. Podobnie jak Czarnek ludowcy planują wysyłać dzieci na patriotyczne wycieczki. Analogicznie do PiS chcieliby też ustalić listę patriotycznych lektur szkolnych. Tu PSL idzie nawet dalej niż Czarnek – zamierza listę lektur zabetonować na poziomie ustawowym.

Dla tych z Państwa, którzy polityki oświatowej nie śledzą, krótkie wyjaśnienie: dotychczas żaden rząd nie zdecydował się na takie rozwiązanie. Lektury były w rozporządzeniach, czyli przepisach niższej rangi, które łatwiej zmienić, bo nie wymagają długiej parlamentarnej ścieżki legislacyjnej podpisu i prezydenta. Ostatnie słowo miał minister edukacji narodowej.

Reforma podstaw programowych

A to nie koniec humorystycznych paradoksów. Otóż MEN szykuje na 2026 r. dużą reformę podstaw programowych – każdy przedmiot ma zostać napisany na nowo. Gdyby PSL chciało poważnie podejść do sprawy, włączyłoby się w prace nad tymi dokumentami, a nie przedstawiało ustawę, która wiązałaby w pewnych aspektach ręce twórcom podstaw. W dodatku – jak zauważył jeden z komentujących na X – gdyby ustawa weszła w życie, rok szkolny 2025/2026 rozpocząłby się kompletnym chaosem, bo dotychczasowe rozporządzenia byłyby nieważne, a nowych nie zdążono by wydać.

Wreszcie ustawa o wychowaniu patriotycznym kradnie KO pomysł na zbudowanie Komisji Edukacji Narodowej, która miałaby nadawać kierunek oświacie. Była ona wymieniona w przedwyborczych „Stu konkretach”, ale prace nad jej powołaniem nawet się nie zaczęły. Ludowcy kładą na stole gotowy koncept takiego ciała.

Skoro już się pośmialiśmy, warto spojrzeć na projekt PSL jeszcze z innej perspektywy. Wrzucenie go na agendę tuż przed początkiem kolejnego sezonu sejmowego wpuszcza do dyskusji o oświacie nieco powietrza tam, gdzie wydawało się, że karty już są rozdane, a szkoła wymyślona na nowo – zgodnie z regułą politycznego wahadła „skoro oni w nas Sienkiewiczem, to my w nich Tokarczuk”. Władysław Kosiniak-Kamysz toczy grę o zbudowanie elektoratu na wybory w 2027 r., a także o większą rolę w obecnej koalicji. Prawdopodobnie ustawa o wychowaniu patriotycznym to dopiero początek wpychania stopy w drzwi gmachów zarządzanych przez koalicjantów. Sądzę, że niejeden taki rajd ustawowy jeszcze w tej kadencji zobaczymy.

Ustawy PSL nie można zignorować nie tylko dlatego, że podpisał się pod nią wicepremier, lecz także dlatego, że – przy całej swojej niedoskonałości – zauważa ona dwie ważne konieczności. Po pierwsze – pracy z uczniami w obszarze obrony cywilnej i szeroko pojętego zachowania w sytuacjach kryzysowych. Po drugie – motywowania młodzieży do „zdobywania wiedzy w obszarach nauki, technologii, inżynierii i matematyki”. Posłowie PSL widzą, że nie samą historią żyje człowiek, i chcieliby szerszego dostępu do szkół, po których można się dostać na studia inżynierskie, a w szkołach ponadpodstawowych powołania „klubów inżynierskich”, których celem ma być propagowanie zawodów związanych z przedmiotami ścisłymi.

Choć szczegółów rozwiązań brak, minister edukacji powinna usiąść z ludowcami do stołu i je przygotować. Wierzę, że to możliwe, zwłaszcza że w tym roku kształcenie w przedmiotach ścisłych znalazło się wśród kierunków polityki oświatowej państwa. A upowszechnienie kierunków inżynieryjnych będzie się opłacało i Polsce, i samym absolwentom. I to już nie jest prank. ©Ⓟ