Trudno dziś przewidzieć, który sygnał wysłany przez Emmanuela Macrona okaże się silniejszy: nominacje ministerialne dla konserwatywnej prawicy czy wybór na premiera nowoczesnego 34-latka przypominającego prezydenta sprzed lat.
Élisabeth Borne musiała odejść. Była twarzą najmniej popularnych reform – na czele ze zmianami w prawie emerytalnym, które przeforsowała dzięki użyciu niesławnej procedury 49.3 (przyjęcie bez dyskusji i głosowania ustawy mającej istotne skutki dla finansów publicznych). Nazywano ją zresztą „Madame 49.3”, bo po ten środek sięgnęła 23 razy w 18 miesięcy.
Zużyta twarz
Trzeba uczciwie przyznać, że w warunkach braku stabilnej większości w parlamencie Borne zrobiła, co mogła. Przeprowadziła ok. 60 ważnych ustaw, w tym o ubezpieczeniu na wypadek bezrobocia. Przetrwała minirekonstrukcję z lipca 2023 r. – według „Le Monde” dlatego, że Emmanuel Macron chciał uniknąć groźby wotum nieufności jesienią podczas rozpatrywania budżetu. Nowy premier mógłby z nim sobie nie poradzić.
Łabędzim śpiewem pani premier była ustawa o imigracji przyjęta pod koniec 2022 r., choć z wielkim trudem i dzięki poparciu Zjednoczenia (dawniej Frontu) Narodowego. Z głosowania „za” wyłamało się natomiast kilku parlamentarzystów partii prezydenckiej. I choć Borne zapewniała na antenie France Inter, że ma poczucie spełnionego obowiązku, już następnego dnia w akcie sprzeciwu przeciw przyjętemu prawu dymisję złożył Aurélien Rousseau, minister zdrowia i były dyrektor gabinetu Borne. Ustawa zwalnia bowiem państwo z odpowiedzialności za udzielanie pomocy medycznej osobom o nieuregulowanym statusie, co budzi zdecydowany sprzeciw organizacji społecznych i samej ochrony zdrowia. Olivier Dussopt, minister pracy, bronił Élisabeth Borne, mówiąc, że „jest bardzo odważna” i wykazała się „poświęceniem i zrozumieniem państwa”. Okazało się, że to za mało.
Także dlatego, że Borne wizerunek miała fatalny. Według sondażu opublikowanego 4 stycznia przez dziennik „Les Echos” (pracowni Elabe) nie chciało jej już 66 proc. Francuzów. Jedynie 23 proc. respondentów uważało, że premier „skutecznie skonfrontuje się z głównymi problemami” kraju. Tak wynikało z innego badania – dla „Le Figaro”. „Nigdy wcześniej tak wiele osób nie chciało się z nią rozstać” – zauważali autorzy z instytutu Odoxa. I nie chodziło tylko o ocenę jej polityki (jeśli przyjmiemy, że premier we Francji ma w ogóle do jej prowadzenia prawo). Nisko oceniono też jej osobiste walory: według 57 proc. brakuje jej energii, za niekompetentną uznaje ją 58 proc., a za zamkniętą na dialog 70 proc. pytanych. I nie bez znaczenia: 72 proc. odbierało ją jako „niesympatyczną”.
Prezydent przyjął w zeszłym tygodniu jej dymisję (do której zapewne doszłoby, nawet gdyby sama jej nie złożyła), podziękował za wspaniałą służbę narodowi (plotka głosi, że zaproponował jej stanowisko ministra obrony, które zdecydowanie odrzuciła) i szybciutko wyznaczył na nowego premiera całkowite przeciwieństwo pani Borne – Gabriela Attala.
Młody, zdolny, energiczny
„Uroczy chłopak, kompetentny i rzutki” – tak mówił o Attalu Jean-Louis Bourlanges, deputowany Ruchu Demokratycznego i szef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych, na antenie FranceInfo. I tak odbierają tego byłego ministra edukacji właściwie wszyscy. Przystojny, energiczny 34-latek po SciencesPo (mimo kontrowersji wciąż najważniejszej kuźni elit politycznych nad Sekwaną), poseł od 2017 r., gej. Nowoczesny i – jak podkreślają komentatorzy – bardzo sprawny w zarządzaniu właściwie każdą dziedziną, jaką mu do tej pory powierzano. O jego poglądach politycznych wiadomo w sumie niewiele. „Od początku z Macronem” – tak można by je podsumować. A poglądy prezydenta są z założenia nijakie. Obaj panowie to po prostu technokraci, którzy zapewne mają światopogląd, ale głośno o nim nie mówią.
„Działanie, działanie, działanie i wyniki, wyniki i wyniki” – streścił swoją strategię Attal w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego w TF1. „Przyjąłem funkcję i wyjątkową odpowiedzialność, która przerasta mój wiek” – dodał.
Wydaje się, że na nowym stanowisku za mocno przejmuje się jednak zdobywaniem popularności. Ogłosił np. przeznaczenie 32 mld euro na ochronę zdrowia w ciągu pięciu lat. Pieniądze bardzo się w systemie – zwłaszcza w szpitalach – przydadzą, tyle że ta kwota już jest zatwierdzona przez parlament – i to za jego poprzedniczki, co natychmiast przypomniały związki zawodowe personelu medycznego. – Attal powinien uważać, co mówi, i najpierw zaplanować właściwą politykę, a potem ogłaszać konkretne środki, które zostaną przedsięwzięte. Tak to działało w oświacie i było bardzo dobrze odbierane przez opinię publiczną. Polityka powinna się opierać na precyzyjnym określeniu celów i szukaniu finansowania, a tym razem jest odwrotnie – komentował Jean-Louis Bourlanges.
Fasada i gabinety
Chęć ogłoszenia dobrej nowiny, nawet jeśli nowiną nie jest, można nowemu premierowi wybaczyć. Większe kontrowersje budzi skład jego rządu. – Według mnie jest spora różnica między tym, co komunikuje się społeczeństwu nominacją Gabriela Attala, a tym, co zapowiadają nominacje ministerialne – stwierdza Bourlanges.
Po co Emmanuel Macron powoływał tego „młodego, zdolnego, nowoczesnego” na szefa rządu? Najprawdopodobniej po to, aby odbudować wizerunek swój i swojego ruchu (dziś już partii). Macron kandydat i jego ludzie prezentowali się jako alternatywa dla rządzących w miarę sukcesywnie prawicy i lewicy, na których Francuzi się zawiedli. Prawicę spod znaku Nicolasa Sarkozy’ego skreślili jako niezainteresowaną ich losami, sztywną i chętną do karania. Lewica rozczarowała ich w sprawach społecznych i ekonomicznych (w tych wymiarach prezydentura François Hollande’a niewiele różniła się od rządów jego poprzednika, przy czym sam szef państwa wykazał się całkowitym brakiem charyzmy). Macron zdobył pierwszą kadencję, lansując młodość, zachęcając do partycypacji i prezentując się jako ktoś, kto zapewnia równowagę między prawą i lewą stroną sceny politycznej (kandydat „spoza systemu” i „przeciw systemowi”, choć oczywiście wcześniej sam w nim ochoczo uczestniczył). Attal ma być takim nowym Macronem. Ten „oryginalny” nie musi – i nie może –zabiegać już o reelekcję, więc młody premier nie jest dla niego konkurencją, za to przyda mu się, by odzyskać zwolenników na pozostałą długą część kadencji. Komunikat z nominacji jest prosty: wracamy do korzeni. Kilka dni później tworzy się jednak rząd, który z równowagą ma niewiele wspólnego. Ewidentnie przechyla się na prawo.
Nowi na pokładzie
Największym zaskoczeniem jest Rachida Dati na stanowisku ministra kultury. Po pierwsze, nikt chyba nie spodziewał się powrotu do wielkiej polityki tej minister sprawiedliwości z czasów Nicolasa Sarkozy’ego, po drugie, nie wiadomo o tym, by miała jakikolwiek związek z kulturą. Wiadomo zaś, że dotychczasowa szefowa resortu Rima Abdul-Malak naraziła się prezydentowi „nadgorliwością” w sprawie ewentualnego odebrania Legii Honorowej Gérardowi Depardieu Nominacja jest tym bardziej zaskakująca, że Dati (w zeszłym tygodniu wyrzucona z Republikanów) bezpardonowo atakowała prezydenckie ugrupowanie, np. pisząc na portalu X, że „République en Marche jest partią zdrajców i z lewicy, i z prawicy”. Dlaczego została mianowana? Jak twierdzi premier, dlatego że jest „kobietą, która nikogo nie pozostawia obojętnym” i „musiała walczyć o wszystko, co osiągnęła”. No i jest „energiczna”. Faktycznie, pięć dni po porodzie była już w pracy; działo się to, kiedy prezydent Sarkozy ogłosił reformę wymiaru sprawiedliwości. Zlikwidowano wtedy 23 sądy II instancji, 178 sądów rejonowych i 55 sądów gospodarczych, w ten sposób odsuwając wymiar sprawiedliwości od obywateli.
Dati oskarżano o forsowanie niepopularnych rozwiązań bez właściwej debaty. Z łask swojego mentora politycznego miała wypaść dlatego, że nie przekonała do nich środowiska prawniczego, ale też za to, że – jak wówczas spekulowano – zbytnio obnosiła się ze swoim stylem życia (nieślubne dziecko w okresie pełnienia funkcji nie było najważniejsze, bardziej szokowały jej drogie kreacje i status „celebrytki” w mediach podczas kryzysu gospodarczego).
Z prezydentem Sarkozym kojarzy się też szefowa nowego superministerstwa zdrowia, pracy i spraw społecznych Catherine Vautrin. „Pani Vautrin jest przeciwna aborcji, a być może będzie musiała przedstawić projekt ustawy konstytucyjnej włączającej aborcję do konstytucji. Jest również przeciwna projektowi o godnej śmierci” – alarmuje na antenie radia Europe 1 Patrick Pelloux, prezes Stowarzyszenia Lekarzy Pogotowia Ratunkowego. Medyk obawia się nie tylko Vautrin na czele resortu. Martwi się też, że sprawy zdrowia zostaną zmarginalizowane w nowym superministerstwie.
Vautrin była ponoć pierwszym wyborem Emmanuela Macrona, kiedy wymieniał premiera w 2022 r. Na przeszkodzie miało wówczas stanąć jej zaangażowanie w ruch sprzeciwiający się małżeństwom jednopłciowym („Manif pour tous”, czyli „manifestacja dla wszystkich” – w odróżnieniu od „mariage pour tous”, małżeństwo dla wszystkich). Ostatecznie wybór padł na Élisabeth Borne.
Utworzono jeszcze jeden superresort: edukacji i sportu. Pokieruje nim Amélie Oudéa-Castéra. Ryzykowne w roku igrzysk olimpijskich w Paryżu. Roboty nie zabraknie, a w edukacji – od dawna w kryzysie, i to nie tylko wizerunkowym (patrz: problemy z wyegzekwowaniem laickości szkoły), lecz przede wszystkim finansowym. Zwłaszcza że premier zapowiedział, iż szkolnictwo będzie dla niego „najważniejszym z priorytetów”. I na dowód razem z nową minister udał się z wizytą do państwowego college’u. Tymczasem na szefową resortu spadła burza: wyszło na jaw, że jej dzieci uczą się w prestiżowym katolickim Lycée Stanislas w Paryżu. Amélie Oudéa-Castéra tłumaczyła się przed reporterami, że o wyborze prywatnego liceum dla jej synów zdecydowało to, że było blisko, a w poprzedniej szkole najstarszego nie było dobrych zastępstw dla nieobecnych nauczycieli. Jak na ironię o tym ostatnim problemie wspomniał prezydent podczas wtorkowej konferencji prasowej. Dużo mówił też o „priorytecie dla edukacji”.
To niejedyny problem. W 2023 r., po doniesieniach prasowych ministerstwo edukacji wezwało ewentualnych świadków do składania zeznań w sprawie homofobicznych i seksistowskich zachowań w nowej szkole synów obecnej pani minister. Pojawiły się wątpliwości, czy nie zachodzi tu konflikt interesów, które Oudéa-Castéra – szefowa resortu i matka uczniów – odrzuciła.
Przynajmniej do nowego ministra spraw zagranicznych Stéphane’a Séjourné’a nie ma merytorycznych zarzutów. Są inne. Attal i Séjourné byli w związku partnerskim od 2015 r. Pierwszy pełnił wówczas funkcję doradcy minister zdrowia Marisol Touraine, drugi pracował w biurze ministra gospodarki Emmanuela Macrona. Otoczenie Séjourné informuje prasę, że panowie nie są już parą, jednak sytuacja jest co najmniej niezręczna. – Osobiście dobrze oceniam jego wybór na ministra spraw zagranicznych i jego priorytety. Najpierw Ukraina, a potem Niemcy i Polska, czyli odbudowanie Trójkąta Weimarskiego – mówi szef komisji spraw zagranicznych w Zgromadzeniu Narodowym.
Szaleństwo czy metoda
Prezydent Macron rozpoczął rok z zaufaniem mniejszym o 5 pkt proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym (32 proc. w styczniu 2023 r. i 27 proc. teraz). Czy z premierem Attalem uda mu się odbudować popularność w społeczeństwie? Być może, jeśli nowy szef rządu nie będzie zmuszony firmować niepopularnych decyzji lub przynajmniej będzie je konsultował i argumentował czymś więcej niż „bierzemy za to pełną odpowiedzialność”. Szef rządu ma obowiązek realizować politykę prezydenta i nie zawsze może sobie pozwolić nawet na wybór metod. Ani składu gabinetu, którym kieruje.
Nominacje ministerialne są przeciwwagą dla „progresistowskiego” wizerunku premiera. Ładna i nowoczesna twarz plus wzmocnienie prawej strony sceny – w tym szaleństwie może być metoda: spodobać się trochę wszystkim (zwłaszcza klasie średniej) i podebrać po trosze poparcia obu stronom, zwłaszcza konserwatywnej prawicy. Jak jednak mówi deputowany Bourlanges, „efekt Dati” może znieść „efekt Attala”. Może też Attala spalić jako kandydata na przyszłość, odstręczyć od niego co bardziej liberalnych wyborców. Mało prawdopodobne, by ostatni ruch prezydenta przekonał zwolenników opcji skrajnych. W każdym razie Emmanuel Macron nie musi się już przejmować następnymi wyborami. ©Ⓟ
O poglądach politycznych nowego premiera wiadomo w sumie niewiele. „Od początku z Macronem” – tak można by je podsumować. A poglądy prezydenta są z założenia nijakie