Islamiści wciąż snują plany zamachów, dzięki którym chcą odzyskać znaczenie i prestiż.
Pod koniec czerwca zachodnie służby specjalne postawiono w stan gotowości – szef irackich antyterrorystów przekazał im informacje, że Państwo Islamskie (ISIS) planuje duży atak w Wielkiej Brytanii. Samego zamachu miałyby dokonać osoby mające brytyjskie obywatelstwo. Na trop spisku irackie służby wpadły, likwidując jedną z baz ISIS. Temat zagrożenia islamskim terroryzmem znów stał się aktualny.
Od kilku lat Europa nie doświadczyła potężnego ataku terrorystycznego. Z raportów służb specjalnych wynika, że maleje zarówno liczba zamachów, jak i ofiar. Jednak te same służby podkreślają, że terroryzm dżihadystyczny wciąż pozostaje zagrożeniem dla Zachodu. Diagnozę potwierdza Soufan Center, niezależny think tank zajmujący się bezpieczeństwem – zdaniem jego specjalistów temat terroryzmu po prostu ustąpił miejsca pandemii, wojnie w Ukrainie oraz globalnej konkurencji geopolitycznej (m.in. Chiny–USA, Chiny–Tajwan).
Ostrzeżenia
Spadek zdolności terrorystów do organizacji zamachów potwierdza raport Europolu za 2022 r. Opisuje co prawda aż 28 ataków – z czego 16 dokonanych, lecz uderzenia islamistów były tylko dwa (Francja i Belgia: dwie ofiary śmiertelne). Skrajna lewica oraz anarchiści byli o wiele aktywniejsi, dokonując 13 ataków (ranna jedna osoba). I choć Europol spodziewa się wzrostu terroryzmu ze strony skrajnej prawicy, lewicy oraz radykalnych ekologów, to wskazuje na niekorzystne wydarzenia w otoczeniu Europy, które mogą zwiększyć zagrożenie terroryzmem dżihadystycznym.
Niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) – choć podkreśla skuteczność działań koalicji antyterrorystycznej (w 2022 r. zabito Ajmana Az-Zawahiriego, lidera Al-Kaidy, oraz dwóch kalifów Państwa Islamskiego) – to jednak uważa dżihadyzm za stałe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Również holenderska Główna Służba Wywiadu i Bezpieczeństwa (AIVD) w rocznym podsumowaniu z czerwca stwierdziła, iż „globalny dżihadyzm stanowi najpoważniejsze terrorystyczne zagrożenie dla kraju”. Holendrzy w drugiej połowie ubiegłego roku otrzymywali coraz więcej informacji o atakach planowanych przez ISIS. W przypadku Al-Kaidy podają w wątpliwość jej zdolność do wyszkolenia i wysłania terrorystów do Europy mimo jej regionalnych sukcesów w innych obszarach świata.
Nie inaczej sprawę zagrożenia widzą nad Sekwaną. Minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin rozmawiał w maju w Waszyngtonie o wzmocnieniu współpracy służb specjalnych i policji obu państw. – Dla Europejczyków i Francji głównym ryzykiem jest sunnicki islamistyczny terroryzm, zaś antyterrorystyczna współpraca pomiędzy naszymi służbami wywiadowczymi jest kluczowa – powiedział AFP podczas wizyty w USA. Francja przygotowuje się na terrorystyczne zagrożenie, bo czekają ją wielkie imprezy masowe: w tym roku Puchar Świata w rugby oraz wizyta papieża Franciszka w Marsylii, a w przyszłym letnie igrzyska olimpijskie. O zwiększenie tego zagrożenia minister obwinia m.in. wycofanie się Amerykanów z Afganistanu, a Francji z Sahelu, ale też częściową reaktywację komórek ISIS w Syrii i Iraku.
Nowe ogniska
Brak zamachów połączony z ostrzeżeniami przed możliwymi atakami może rodzić spiskowe teorie, według których służby specjalne tworzą narrację zagrożenia, by uzasadnić inwigilację obywateli i ugrać zwiększenie swoich budżetów. Dla przykładu po udaremnionym w czerwcu ataku na paradę równości w Wiedniu służby tego państwa podniosły kwestię zwiększenia dostępu do monitorowania treści cyfrowych, jak kanały Telegramu.
Historycznie wiemy jednak, że okresy relatywnego spokoju pomiędzy zamachami wynikają z przegrupowań organizacji terrorystycznych lub czasowego ograniczenia ich działalności. I tak po serii dużych zamachów, trwającej od 11 września 2001 r. (Nowy Jork) do 7 lipca 2005 r. (Londyn), nastąpiła przerwa. Wynikała ona głównie ze związania terrorystów walkami w Afganistanie, który stanowił centrum planowania takich akcji. Dopiero ok. 2012 r. Al-Kaida odzyskała zdolność zaatakowania w Europie, zaś w 2014 r. pałeczkę przejęło ISIS. Tu znowu skoordynowane większe ataki były możliwe, bo ugrupowanie zyskało solidną bazę w Syrii i Iraku. Dlatego odzyskiwanie inicjatywy przez terrorystów w odległych częściach świata jest dla służb wyzwaniem i powodem do zaniepokojenia.
Ile czasu zostało do uzyskania takiej zdolności teraz? W marcu dowódca Centralnego Dowództwa Stanów Zjednoczonych CENTCOM gen. Michael Kurilla przekonywał kongresmenów, że odłamy ISIS mogą uzyskać zdolność do atakowania zachodnich celów do końca roku. Zwracał przy tym uwagę na odradzające się w Afganistanie Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (ISKP). „Mogą przeprowadzić zewnętrzne operacje przeciwko interesom USA lub Zachodu za granicą w ciągu sześciu miesięcy bez praktycznie żadnego ostrzeżenia” – jego słowa cytowało radio Voice of America. Nie oznacza to koniecznie zamachów na terenie zachodnich państw, ale uderzenia w ich firmy i interesy.
Odmiennego zdania jest przebywający w Kabulu orientalista i były konsul RP w Afganistanie Marcin Krzyżanowski. Według niego „talibowie zwalczają ISKP, które traktują jak konkurencję w sprawowaniu rządu dusz, i co najwyżej ta organizacja będzie w stanie uderzać na pograniczu Pakistanu”.
Ale nie zaleca lekceważenia ISKP, bo w sprzyjających warunkach organizacja może się rozwinąć. W kwietniu „The Washington Post” opublikował informacje wywiadu na temat przygotowywanych przez ISIS ataków w Europie, Azji i USA – bazą planowania ponownie jest Afganistan. W lutym Pentagon miał informacje o 15 takich spiskach na świecie. Także w lutym tureckie media podały, że aresztowano 15 członków ISIS, którzy mieli przygotowywać ataki na konsulaty szwedzkie oraz holenderskie w Stambule, a także na kościoły i synagogi. Również ministerstwo spraw wewnętrznych Austrii wskazuje na związki trójki mężczyzn przygotowujących zamach na paradę równości w Wiedniu z ISKP – mieli się radykalizować przez uczestnictwo w grupie na Telegramie, której członkowie byli sympatykami Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan. To zresztą dziś typowe zjawisko dla terroryzmu, który coraz częściej opiera się na inspiracji niż na strukturach. Ma to też swoje konsekwencje. Z jednej strony trudniej wykryć zamachy dokonywane przez zradykalizowane jednostki bez powiązań z organizacjami, z drugiej – atakującym jest trudniej zaplanować większą akcję.
Kolejnym zewnętrznym czynnikiem zwiększającym zagrożenie terrorystyczne jest coraz bardziej szerząca się dżihadystyczna rebelia na Sahelu. Nie dość, że przez lata trudno ją było powstrzymać Francuzom we współpracy z USA oraz misjami ONZ, to ostatnio Francja została wyproszona z dwóch najbardziej dotkniętych nią krajów – Mali i Burkina Faso. W pierwszym kraju wydarzyło się to za sprawą Grupy Wagnera, w drugim mamy tylko niejasne podejrzenia co do rosyjskiego udziału. Możliwe, że jeszcze przez jakiś czas lokalna specyfika konfliktu – rywalizacja o dostęp do wody oraz pól, walki między Grupą Wsparcia Islamu i Muzułmanów a Islamskim Państwem Prowincji Sahelu (IS Sahel) – ograniczą zdolności ataku na zewnątrz. Perspektywy rozwoju konfliktu są jednak niepokojące.
Z Somalii, po drugiej stronie Sahelu, część swoich żołnierzy wycofała właśnie Unia Afrykańska. To związane z przygotowaniami do przekazania w następnym roku kontroli nad państwem siłom somalijskim. Rząd w Mogadiszu uważa, że armia jest gotowa przejąć obowiązki misji UA, lecz były przedstawiciel wywiadu, płk Abdullahi Ali Maow, ostrzega, że Ruch Młodzieży Mudżahedińskiej (Asz-Szabaab) może się zmobilizować przeciwko rządowi i doprowadzić do jego rychłego upadku. Do tego dochodzi jeszcze najświeższy konflikt w Sudanie, który skutkuje kolejnymi falami uchodźców, a destabilizacja tego kraju może przyciągnąć zainteresowanie terrorystów.
Pomiędzy tymi obszarami pozostaje jedno z najbiedniejszych i najbardziej dzietnych państw na świecie – Niger, gdzie postępy terrorystów są hamowane przez wojsko wspierane przez Francuzów, Amerykanów i Niemców. Prezydent kraju Mohamed Bazoum oparł się propozycji złożonej przez rosyjskich najemników, dlatego Waszyngton postanowił zwiększyć tu swoje zaangażowanie. Obecnie Niger jest traktowany jak ważny partner w walce z terroryzmem, chociaż sytuacja kraju jest wyjątkowo trudna: od zachodu graniczy on z Mali i Burkina Faso, od północy z upadłą Libią i obszarami Algierii, gdzie schronienie znajdują ugrupowania związane z Al-Kaidą Islamskiego Maghrebu, zaś na południowym wschodzie działają terroryści z rejonu jeziora Czad.
Czy jednak to, co dzieje się na Sahelu, musi się przełożyć na wydarzenia w Europie? Na korzyść europejskiego bezpieczeństwa przemawia trudność logistyczna w porównaniu z np. Syrią, dokąd łatwo było rzeszom dżihadystów dostać się przez Turcję. W przypadku Afryki Subsaharyjskiej jest to o wiele bardziej skomplikowane, kosztowniejsze oraz łatwiejsze do wykrycia. Z kolei niekorzystny jest fakt, że wiele szlaków migracyjnych do Europy wiedzie przez te kraje, co może dawać okazję do ukrycia terrorystów w strumieniu szukających azylu.
W 2015 r. takie ostrzeżenia przedstawiane przez włoskie służby specjalne były uznawane za szczucie na uchodźców. Ale mamy za sobą zamach w Paryżu dokonany przez terrorystów (13–14 listopada 2015 r.; 137 zabitych, w tym siedmiu islamistów), którzy przedostali się do Europy szlakiem zachodniobałkańskim wraz z falą migrantów. W kwietniu o wykorzystywaniu szlaków migracyjnych przez dżihadystów mówił szef włoskiego Instytutu Międzynarodowych Studiów Politycznych Giampiero Massolo. Wskazywał na Tunezję, która stała się głównym punktem przerzutowym migrantów do Włoch.
Pozytywniej sytuację w Europie widzi francuski ekspert Gilles Kepel. Podkreśla, że zachodnie służby odrobiły lekcje i są w stanie rozmontowywać terrorystyczne spiski. Dodaje też, że znacząco zmalało finansowanie radykałów, od kiedy władzę w Arabii Saudyjskiej objął książę Muhammed ibn Salman, który rozprawił się z wieloma sieciami terrorystycznymi działającymi w jego kraju. To, czego dla odmiany obawia się Kepel, to konsekwencje wojny w Ukrainie, gdzie dżihad ogłosiła grupa Czeczenów walcząca po stronie Moskwy. Uważa on, że w przyszłości może się to przerodzić w walkę przeciwko zachodnim sojusznikom Ukrainy. Drugim obiektem zaniepokojenia eksperta jest bezpieczeństwo granicy syryjsko-tureckiej związane z nierozwiązanym konfliktem Turcji z Kurdami w Syrii czy obecnością związanych z sunnickim terroryzmem organizacji w Idlibie.
Sny o zamachach
Służby i eksperci działają nieco po omacku, co zrozumiałe w sytuacji walki z wrogiem, który za wszelką cenę stara się ukryć swoje działania. Nie odrzucałbym jednak ich ostrzeżeń, bo pamiętam wykłady z 2007 r. założyciela Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, dr Krzysztofa Liedela, który mówił wtedy o przerwie w zamachach i przegrupowywaniu się terrorystów bliżej Europy. Nie nastąpiło to tak szybko, jak wtedy się spodziewano, i nie z Północnej Afryki, ale skutków wzrostu siły terrorystów poza naszym kontynentem doświadczyliśmy.
Obecnie zagrożeniem jest terroryzm, którego głównymi narzędziami są samochód, nóż, siekiera czy maczeta. Tak było w przypadku ataku na kościoły w hiszpańskim Algeciras w styczniu tego roku czy w planowanym zamachu na paradę równości w Wiedniu. To powoduje, że informacja o ofiarach, choć może nie brzmi to najlepiej, powszednieje – bo jest ich niewiele – ale także nie wywołuje szoku, o który chodzi terrorystom. Szoku, który może – jak w przypadku zamachów na dworzec kolejowy 11 marca 2004 r. w Madrycie (191 ofiar) – doprowadzić do decyzji o wycofaniu wojska z Iraku.
Nie ma wątpliwości, że organizacje terrorystyczne wciąż snują plany ataków, dzięki którym chcą odzyskać znaczenie i prestiż. Więc jeżeli wydaje nam się, że nie ma zagrożenia, a służby niepotrzebnie straszą, to tylko się nam wydaje. Potwierdzają to wydarzenia z 6 lipca: służby niemieckie i holenderskie aresztowały dziewięć osób z Turkmenistanu, Tadżykistanu i Kirgistanu, które planowały zamachy i gromadziły broń, pozostając w kontakcie z ISKP. Do UE osoby te dotarły z Ukrainy w tym samym czasie, kiedy Rosja rozpoczęła inwazję. ©Ⓟ