Sytuacja na lotnisku w Kabulu jest krytyczna. Amerykanie są pewni, że kolejne ataki są kwestią czasu.

Kończy się ewakuacja Afgańczyków, którzy współpracowali z USA i NATO. Francja zakończyła swoje działania w piątek, a Wielka Brytania ostatnich obywateli przewiozła w sobotę. – Nie byliśmy w stanie przetransportować wszystkich. To bardzo bolesne – powiedział gen. Nick Carter.
Na trzy dni przed wyznaczonym przez prezydenta Joego Bidena ostatecznym terminem wycofania sił amerykańskich misja zmieniła charakter. Teraz ewakuowane jest wojsko. Talibowie zapowiedzieli, że ich „inżynierowie i technicy” mogą w każdej chwili przejąć lotnisko.
Departament Stanu USA informował w sobotę, że ok. 350 obywateli USA wciąż czeka na ewakuację, ale 280 osób, które zostały zidentyfikowane jako Amerykanie, nie zamierza wyjeżdżać z Afganistanu lub nie poinformowało o swoich dalszych planach. W mediach społecznościowych pojawiały się za to informacje, że USA dopuszczały się przymusowej deportacji dziennikarzy. „Nikt z nas nie posiada paszportu amerykańskiego. Zmusili więc obcych obywateli do wyjazdu z nie swojego państwa” – napisała na Instagramie związana z brytyjskim „The Guardian” dziennikarka Stefanie Glinski.
Choć na lotnisku przebywa już zdecydowanie mniej osób niż w pierwszych dniach ewakuacji, sytuacja jest niestabilna. Po czwartkowym ataku terrorystycznym istnieje ryzyko, że w najbliższym czasie dojdzie do kolejnych. – Bardzo prawdopodobne, że wydarzy się to w ciągu najbliższych 24 lub 36 godzin – mówił w sobotę prezydent USA Joe Biden.
Do ataku przyznał się jeden z oddziałów ISIS – Chorasan (ISIS-K). Wykorzystał chaos, by zrealizować jeden ze swoich najkrwawszych zamiarów. Zginęło co najmniej 175 osób, w tym 13 żołnierzy amerykańskich.
Choć była to pierwsza akcja oddziału, ISIS Chorasan jest odpowiedzialny za tysiące zgonów od czasu swojego powstania w 2015 r. Według Instytutu Gospodarki i Pokoju, który zajmuje się monitorowaniem terroryzmu na świecie, grupa w 2018 r. znalazła się na czwartym miejscu na świecie pod względem liczby dokonanych zabójstw. Jej członkowie odebrali życie ponad 1 tys. osób. Głównie w Afganistanie.
Z talibami walczą od 2015 r., czyli od utworzenia przez ISIS Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan na terytorium Afganistanu. ISIS starało się wtedy rozszerzyć swoje wpływy poza Irak i Syrię.
Od tego czasu rozwój grupy był jednak ograniczony. Zbliżające się wycofanie wojsk przez Stany Zjednoczone stało się więc okazją, by zmienić sytuację. Chaos panujący na lotnisku w Kabulu wykorzystali do pokazania światu, że talibowie nie mają pełnej kontroli nad sytuacją w kraju. Państwo Islamskie nie chciałoby bowiem, żeby rząd talibskich bojowników został uznany na arenie międzynarodowej. Liczne ataki terrorystyczne mogłyby temu zapobiec.
Z talibami członkowie Chorasanu mają jednak wiele wspólnego. Pierwszymi działaczami grupy byli bowiem pakistańscy bojownicy. Wielu z nich uciekło z innych grup terrorystycznych. Kluczowymi postaciami zaangażowanymi w tworzenie ISIS-K byli więc np. talibowie tacy jak Abdul Rauf Aliza. Po dołączeniu do ISIS zginął w ataku amerykańskich dronów w 2015 r.
Grupa pała nienawiścią do talibów i przyciąga osoby o poglądach jeszcze bardziej radykalnych. Można więc przypuszczać, że po wycofaniu wojsk amerykańskich wojna w Afganistanie będzie się toczyć dalej, ale kontynuować ją będą regionalne organizacje terrorystyczne.
Chociaż talibowie próbują ustanowić islamski emirat, dla ISIS to za mało. Organizacja ma ambicje wykraczające poza granice Afganistanu czy Pakistanu. Chce ustanowić stale rozszerzający się kalifat w całej Azji Południowej i Środkowej. Obowiązywać w nim będzie – podobnie jak w państwie zarządzanym przez talibów – prawo szariatu.
Analitycy szacują, że w oddziale może działać ok. 1,5–2 tys. osób. Liczba ta może wkrótce wzrosnąć. Niektórzy bojownicy ISIS-K byli bowiem przetrzymywani w więzieniach w pobliżu Kabulu, ale te zostały wyzwolone przez talibów po przejęciu kontroli nad stolicą. – Nie znam dokładnej liczby uwolnionych. Najprawdopodobniej są ich tysiące, biorąc pod uwagę, że oba kabulskie więzienia zostały przejęte przez talibów i opróżnione – mówił rzecznik prasowy Pentagonu John Kirby.
W odwecie za czwartkowy wybuch siły zbrojne USA przeprowadziły atak za pomocą drona na dwóch członków Państwa Islamskiego. Nie chciały jednak poinformować, kim są zabici. – Byli planistami i pomocnikami ISIS-K. To wystarczający powód, by zostali zneutralizowani – powiedział Kirby. – To, że dwie z tych osób nie chodzą już po powierzchni ziemi, jest czymś bardzo dobrym – zaznaczył.
Dron, za pomocą którego przeprowadzono uderzenie, wyleciał z bazy poza Afganistanem. USA chciały tym samym pokazać, że nie potrzebują sił na miejscu, by móc reagować na zagrożenia terrorystyczne wewnątrz kraju.
Prezydent USA Joe Biden obiecał dalsze ataki na oddział ISIS-K w Afganistanie i ostrzegł, że sytuacja jest „niezwykle niebezpieczna”. – Będziemy nadal ścigać każdą osobę zamieszaną w ten haniebny atak i zmusimy ją do zapłaty – powiedział w sobotę.
Kolejne kraje kończą przerzut Afgańczyków, którzy współpracowali z NATO i USA. Francja zakończyła swoje działania w piątek. Tego samego dnia w Warszawie wylądowały dwa herculesy, które przywiozły m.in. żołnierzy GROM osłaniających organizowaną przez Polskę ewakuację. Wielka Brytania ostatnich obywateli przewiozła w sobotę.
Na trzy dni przed wyznaczonym przez prezydenta Joego Bidena ostatecznym terminem wycofania sił amerykańskich misja zmieniła charakter. Teraz ewakuuje się głównie wojsko i dyplomatów. Talibowie zapowiedzieli, że ich „inżynierowie i technicy” mogą w każdej chwili przejąć lotnisko w Kabulu. Z kolei USA spodziewają się kolejnych ataków Państwa Islamskiego. Wczoraj wokół lotniska było słychać wybuchy pocisków rakietowych.