Dominujący obecnie pogląd, że uniwersytet ma uczyć konkretnego zawodu, jest obarczony tym samym błędem myślenia, co mechanizm generujący bańki – tendencją do upraszczania rzeczywistości po to, by kontrolować złożoność. Być może istnieją stosowane, praktyczne kierunki studiów, gdzie taki cel ma sens, jednak wiele kierunków powinno raczej uczyć odwagi myślenia.

Monika Kostera – profesor nauk ekonomicznych i humanistycznych, zatrudniona na Uniwersytecie Warszawskim, w Institut Mines-Télécom Business School we Francji i na Uniwersytecie Södertörn w Szwecji; socjalistka-komunitarystka
Jarema Piekutowski – socjolog i publicysta, członek zespołu „Nowej Konfederacji” i „Laboratorium Więzi”; ordoliberał
Rozmawialiśmy niedawno z amerykańskimi związkowcami, którzy opowiadali o tym, jak tworzą przestrzeń do rozmowy w miejscach pracy. Pracownicy miewają poglądy prawicowe i lewicowe, jedni głosują na demokratów, a inni na republikanów. Bywa, że zachowują się, jakby mówili różnymi językami. Nie ufają sobie nawzajem, nie słuchają się wzajemnie. Związki zawodowe bronią ich wszystkich i uważają za swój obowiązek pomagać im się dogadać – choćby (przynajmniej) w sprawie „strajkować czy nie”.
Takie postaci jak nasi znajomi związkowcy – budowniczowie mostów między ludźmi – są dziś bardzo potrzebne, jednak zdarzają się, niestety, niezwykle rzadko. Częściej żyjemy w bańkach komunikacyjnych. Ludzie, wyposażeni w nowoczesne technologie komunikacyjne, określają swoje tożsamości i izolują się od innych grup. W mediach społecznościowych wyraźnie odróżniające się od siebie bańki są podstawą kampanii marketingowych – kierowane są do nich reklamy różnych dóbr i usług. Podejmowane są też mniej lub bardziej oficjalne próby oddziaływania na ich postawy i decyzje polityczne.
O bańkach mówił jako pierwszy aktywista Eli Pariser. Używał on pojęcia bańki filtrującej (filter bubble). Algorytmy mediów społecznościowych i wyszukiwarek filtrują treści w zależności od dotychczasowych wyborów użytkownika. Z czasem bańki uszczelniają się, coraz rzadziej dopuszczając poglądy inne niż te wyrażane przez użytkownika. Ich członkowie często wręcz szczycą się tym, że nie mają kontaktu z osobami z innych baniek. To samo można też zaobserwować poza internetem – grupy towarzyskie są wybitnie homogeniczne, wystąpienia „obcych” tożsamościowo wykładowców gościnnych blokowane przez uczelnie albo kontestowane przez studentów, znajomości są zrywane – i, choć znacznie rzadziej, nawiązywane – na bazie tożsamości bańkowych. Celowo nie podajemy konkretnych przykładów, bo nie chcemy antagonizować naszych czytelniczek i czytelników. Bańki są same w sobie antagonizujące, a my chcemy mówić o tym, jak komunikować się ponad bańkami.
Ludzie obawiają się kontaktu z osobami spoza baniek, jakby bali się zarazić obcymi postawami i poglądami. A przecież zdrowa komunikacja sprawia, że dzieje się właśnie coś odwrotnego. My, autorzy tego tekstu, mamy często odmienne poglądy i należymy do różnych baniek. Jednak rozmawiamy ze sobą (z przyjemnością) i nie sprawia to, że nasze poglądy się ujednolicają. Wręcz przeciwnie – dzięki dyskusjom bardziej wyraźnie widzimy oboje swoje własne poglądy i wartości; formułując argumenty, lepiej rozumiemy także swoje własne zdanie. A jednak obojgu z nas nieraz przytrafiło się, że znajomi z Facebooka pytali nas, czy wiemy, że jakieś osoby, z którymi się kolegujemy, mają znajomych o odrażających poglądach. Takie uwagi – pochodzące od osób dorosłych o ustabilizowanym światopoglądzie – bywają bezpośrednią sugestią do zerwania znajomości z kimś, kto pochodzi z „niewłaściwej” bańki. Nie uważamy, że przyczyną takich komentarzy jest niedojrzałość. Myślimy, że jest to coś innego i bardziej poważnego – nieumiejętność komunikowania się.

Wspólny kod

Rozmowa jest potrzebna, by móc wspólnie działać. Buduje zbiorową tożsamość, ale też po prostu umożliwia organizowanie się. Do komunikacji potrzebny jest wspólny kod, czyli zrozumiały dla obu stron język. Nie chodzi tylko o język narodowy czy dialekt z rodzinnych stron, czy nawet żargon zawodowy, ale o istnienie wspólnego kontekstu, w ramach którego występuje porozumienie lub możliwość tłumaczenia. W naszym przykładzie ze związkowcami jest to wspólne dla wszystkich przekonanie, że organizowanie się pracowników w miejscu pracy jest korzystne i ważne. Oprócz tego jest to zaufanie do organizatorów związków – że mają na uwadze dobro wszystkich pracowników i że nikogo politycznie nie faworyzują ani nie dyskryminują.
Udział w bańkach daje poczucie sprawczości i moralnej wyższości. Rozwijają się lewicowe inby i prawicowe połajanki, których żaden z uczestników nie rozpętałby sam, gdyby działy się w przestrzeni fizycznej
Takie podejście może się wiązać z pewnymi kosztami, z którymi trzeba się pogodzić. Mogą się obawiać problemów wizerunkowych i braku bezpieczeństwa w szerszym środowisku. Na przykład wśród facebookowych znajomych naszych znajomych związkowców mamy zarówno osoby postujące zdjęcia poważnie roznegliżowanych drag queens, jak i takie, które zamieszczają niewybredne seksistowskie żarty. Mamy awatary z Che i tła profilowe z rozanielonym Donaldem Trumpem w czapce MAGA. Te symbole są nie tylko wizerunkowo przeciwstawne, lecz także mogą wywoływać w wielu osobach dyskomfort, ponieważ umieszcza się je na sztandarach nawołujących do walki z wrogiem.
Z pewnością „nasi” związkowcy słyszą często: „Z kim wy się zadajecie?”. Podkreślają jednak, że nie tylko warto, ale wręcz koniecznie trzeba rozmawiać ze wszystkimi, bo inaczej siła ruchu się zmniejsza, co widać niestety aż nazbyt wyraźnie w wielu kontekstach. Żeby działać skutecznie, trzeba trafić do wszystkich. A żeby trafić do wszystkich, trzeba się umieć ze wszystkimi dogadać.
Nie tylko w tej sytuacji komunikacja jest ważna. Uważamy, że może ona być kluczem do rozwiązania wielu – zdawałoby się – nierozwiązywalnych problemów. Żywy system – a takim jest społeczeństwo – składa się z ludzi i więzi między nimi. Bez więzi system społeczny rozpada się i umiera. Zaczyna się to już na poziomie natury – kryzys bioróżnorodności, katastrofa klimatyczna, pandemia COVID-19 i inne zagrażające nam zmiany to część szerszego zjawiska fragmentaryzacji. W języku systemowym mówimy o entropii, czyli o rozpadaniu się i umieraniu złożonych systemów. Michał Krzykawski z Centrum Badań Krytycznych nad Technologiami Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach pisze w tekście „Wyjść z nędzy entropocenu. Propozycja Internacji” o intensyfikującej się entropii, której częścią są różne dysfunkcje informacyjne: postprawda, fake newsy, wszechobecność teorii spiskowych. W takim szumie i braku więzi trudno jest żyć, więc mamy też do czynienia z entropią psychospołeczną (samobójstwa, kryzys zdrowia psychicznego, kryzys zaufania społecznego).

Bańki bardzo nowoczesne

Nowoczesne technologie, w szczególności internet, współkreują zjawisko informacyjnej entropii. Richard Seymour pisze o ogromnej skuteczności baniek – ludzie mają z nimi kontakt prawie non stop, ponieważ bez przerwy lub niemal stale korzystają z mediów społecznościowych. Bańki określają, kim są ich uczestnicy, definiują też wyraźnie wroga i czynią go nienawistnym. W takim trybie ograniczonej komunikacji, byśmy mogli istnieć „my”, niezbędni są jacyś – określeni jak najbardziej antagonistycznie – „oni”. Udział w bańkach daje poczucie sprawczości i moralnej wyższości. Rozwijają się nieraz interakcje w stylu nagonki (słynne lewicowe inby i prawicowe połajanki), których nikt z uczestników nie rozpętałby sam ani nie wziąłby za nie moralnej odpowiedzialności, gdyby działy się w przestrzeni fizycznej. Internet daje poczucie dystansu i izolacji od drugiego człowieka. Nie widzi się jego cierpienia, bólu, nie uruchamia się empatia, wręcz przeciwnie – często włącza się odrażający sadyzm.
W żywej komunikacji w napięciu między tezą a antytezą może powstać synteza. Na przykład dzięki częstym kontaktom szwedzkich socjalistów z raczej konserwatywnymi i religijnymi działaczami ruchu trzeźwościowego przed II wojną światową powstały typowe dla tego kraju powojenne idee państwa opiekuńczego głoszące, że nie można pozostawiać osób z problemami samym sobie, a jednocześnie – że to nie inteligencja ani żadna inna „awangarda” powinna pouczać lud, co ma robić, tylko powinny to być inicjatywy oddolne. Dodamy, że pierwotni dyskutanci pozostawali na ogół przy własnych poglądach – nośnikami syntezy stały się nowe instytucje i nowe osoby.
Synteza to nie kompromis, nawet nie wspólna, uzgodniona wersja. To nowy byt – jest dynamiczna, tworzy nową jakość, pomaga dojrzeć do złożoności. Na drodze do tej dojrzałości stoi obecnie wiele przeszkód, m.in. tendencja baniek do walki tożsamościowej (całe spektrum z tożsamością narodową po prawej stronie i z tożsamościami genderowymi po lewej).

Tożsamość naszą bronią?

Tożsamość nie jest dobrą bronią w walce o lepszy świat. Dzieli, nie łączy. Nie buduje solidarności, bo nie tworzy nowych więzi. Tożsamość – polityczna, religijna czy seksualna – bywa bardzo użyteczna, bo może być wykorzystana jako marka, brand, i jest wówczas strategiczną właściwością, która ma dać jednostce przewagę konkurencyjną w rywalizacji z innymi. W ten sposób można tworzyć wolny rynek, ale nie tworzy się wspólnoty ani dobra wspólnego. Tożsamość upraszcza świat, redukuje złożoność do pewnych rozpoznawanych kategorii. Znów: jest to wygodne, gdy chce się zarządzać złożonym systemem, ale ceną za takie zarządzanie jest utrata złożoności i na dłuższą metę – osłabienie zdolności systemu do uczenia się, a więc do adaptacji do otoczenia. Uczenie się w relacji ze złożonym otoczeniem zawsze polega na zwiększaniu własnej złożoności przez system poprzez generowanie nowych więzi. Nigdy odwrotnie. Mówiąc brutalnie – zarządzanie przez redukcję złożoności zamiast tworzenia syntez ogłupia systemy.
Filozof i poeta Franco „Bifo” Berardi pisze, że różnicująca tożsamość to rezultat zamrożenia procesu identyfikacji. Oznacza to redukowanie złożoności do dających się przewidzieć wzorców zdefiniowanych potrzebami psychologicznymi lub poglądami politycznymi. Efektem jest iluzoryczne poczucie przynależności do wspólnej przeszłości, która doprowadziła do powstania tej tożsamości. To przywiązanie do przeszłości (często wiążącej się z doznawaniem krzywd) łączy tak różne postaci jak żyjący kultem Żołnierzy Wyklętych okołopisowscy radykalni prawicowcy i działacze Black Lives Matter. Pomaga ono wytyczyć granice we względnie stały sposób, ale wymaga to umocnienia poprzez odrzucenie wszystkiego co inne. Prawdziwa, nieiluzoryczna przynależność nie odrzuca, ale rozwija. Taką rolę odgrywa nie tożsamość, lecz solidarność. Berardi podkreśla, że tylko ona łączy wspólną wizję przyszłości z działaniem na jej rzecz. Solidarność nie potrzebuje agresji i odrzucenia, by wytwarzać więzi – powstają one ponad podziałami, ponad różnicami, bo przyszłość, do której się zmierza, jest ważniejsza niż prze szłość, która wygenerowała taką czy inną tożsamość.

Edukacja dla budowniczych mostów

Potrzebujemy solidarności, by stworzyć warunki do odwrócenia entropii. To sprawa życia i śmierci planety. Ludzkość nie tylko samą siebie wyniszcza na proch, na bezsensowne fragmenty, ale tym razem w swej historii jest niestety zdolna do tego, by zniszczyć życie na Ziemi. Na początek musimy się nauczyć rozmawiać ze sobą, tak jak czynią to nasi znajomi związkowcy. Musimy dojrzeć do naszej złożoności; potrzebujemy wizji rozwiązań skomplikowanych, wystających poza bańki. Potrzebujemy mniej tez, a więcej syntez.
To bardzo trudne wyzwanie w czasach, gdzie zarówno technologia, jak i polityka i zarządzanie zdają się działać w przeciwnym kierunku. Przy obecnym stopniu polaryzacji politycznej (nie tylko w Polsce) taka sytuacja wydaje się niemożliwa. Szkodliwość baniek w państwie polega na tym, że im bardziej rozdrobnione jest społeczeństwo, im bardziej zantagonizowane z punktu widzenia politycznego, tym mniejsza szansa na dobre obywatelstwo. Czym ono jest? Aktywnym uczestnictwem w życiu społecznym, w życiu państwa, samorządu. Ma prowadzić do większego dobra wspólnego. To nie tylko, a nawet nie przede wszystkim głosowanie w wyborach. To oddziaływanie na władzę, jej mądra krytyka lub chwalenie, a przede wszystkim wspólne inicjatywy. Od posprzątania podwórka przez protest uliczny po stworzenie nowej instytucji. Kiedy jesteśmy przede wszystkim kibicami partii, a nie obywatelami (a więc definiujemy się przez partyjną tożsamość), nie jesteśmy zdolni do współdziałania. Bo jeśli rządzi wybrana przez nas partia i zrobi coś złego, dokona zniszczeń – nie będziemy jej krytykować i nie pójdziemy na protest. Jeśli będzie rządzić partia przez nas nielubiana, to nawet jej prawdziwe osiągnięcia będziemy mieszać z błotem. Nie mówiąc już o współpracy z przeciwnikami.
Jednak nie należy się poddawać. Trzeba bardzo aktywnie starać się tworzyć warunki do uczenia się złożoności i komunikowania się. Idealnym miejscem dla takiej edukacji jest uniwersytet. Naszym zdaniem obecnie dominujący pogląd, że uniwersytet ma uczyć konkretnego zawodu, jest obarczony tym samym błędem myślenia, co mechanizm generujący bańki – tendencją do upraszczania rzeczywistości po to, by kontrolować złożoność. Być może istnieją stosowane, praktyczne kierunki studiów, gdzie taki cel ma sens. Jednak wiele kierunków powinno raczej uczyć odwagi myślenia, uodparniać na odmienność, oferować coś w rodzaju szczepionki przed upraszczaniem. Są też kierunki takie jak socjologia, będące wręcz idealną przestrzenią do nauki komunikowania się. Można uczyć studentów, że odmienność nie powoduje infekcji i nie musi być zagrożeniem. Można ich uczyć, że nie musimy dążyć do stabilizacji elementów pogranicznych, hybryd niedających się wpisać w żadną kategorię. To te elementy często bywają zalążkami nowych idei, a nawet systemów, więc trzeba je otaczać szczególną troską. Możemy ich uczyć, że nie wszystko trzeba koniecznie kontrolować, a dobre zarządzanie zgodnie z zasadą Ashby’ego polega na tym, by system zarządzający był co najmniej tak złożony jak zarządzany. Wreszcie, studenci przychodzą do nas często bez potrzeby rywalizowania, z założeniem, że można różne rzeczy robić razem „bez spinki” – możemy się uczyć tego od nich, zamiast traktować ich jak pozbawionych ambicji nierobów.
Gdybyśmy się lepiej komunikowali, to w miejsce ciągłej presji na indywidualną produktywność można by poszukać możliwych efektów synergii płynących z dobrze zorganizowanej współpracy. Zamiast konkurować o to, która jednostka jest najbardziej „doskonała”, można raczej grać tak, by wygrała większa całość – społeczność, ekosystem. Jednostki już mamy, teraz potrzebujemy więzi między nimi – mostów, które połączą solidarnością.