Z Damonem Galgutem rozmawia Piotr Kofta
Dlaczego akcja „Obietnicy” zaczyna się w 1986 r.? I dlaczego w Pretorii?
Bo system apartheidu był zarządzany z Pretorii. Jeśli chcesz pokazać w powieści proces zmian, którym podlegał twój kraj, musisz zdecydować, jak je ująć w czasowy i terytorialny zakres. W latach 80., szczególnie w końcówce, apartheid zaczął się kruszyć, w 1994 r. nastąpił polityczny przełom. Zdecydowałem się zatem na 1986 r. dlatego, że chciałem uchwycić to, jak wyglądała wtedy codzienność, jaka była mentalność Afrykanerów, a potem wrzucić moich bohaterów w kolejne dekady - już nowej, demokratycznej RPA - i przyglądać się temu, co robią ze swoim życiem.
Ta historia zaczęła się ponoć od anegdoty?
Owszem, mój przyjaciel opowiedział mi o szczególnej sekwencji pogrzebów w swojej rodzinie - on był ostatnim, który pozostał. Wszystko to działo się na farmie w okolicach Pretorii. Zresztą ja też spędziłem w Pretorii dzieciństwo i młodość. Podjęcie decyzji o czasie i przestrzennym ulokowaniu „Obietnicy” przyszło mi więc łatwo i naturalnie.
Portret rodziny Swartów przywołuje zatem również pańskie doświadczenia z tamtych czasów. W jaki sposób zapamiętał pan te dni? Dorastanie, wchodzenie w dorosłość w świecie apartheidu.