Nowy kryminał Wojciecha Chmielarza powinien zainteresować czytelników również tej kolumny. I to nie tylko dlatego, że w tytule zawiera słowo „dług”.

Nie pisuję w tym miejscu o literaturze sensacyjno-detektywistycznej. Czasem sam się dziwię dlaczego? Choć konsumuję jej – a stawiam, że Państwo też – całkiem sporo. Zbrodnia ma przecież tak wiele nieodpartego czaru, że można chyba nazwać kryminały „nieformalną królową literatury”. I to się raczej – patrząc na nakłady – w najbliższym czasie nie zmieni.
Jednocześnie książki z tego gatunku to nie są „tylko” kryminały. Dzieją się przecież w bardzo konkretnej rzeczywistości. Rzadko opisują ją jednak trafnie. Dużo częściej – niestety – trafiają jak kulą w płot. Co potrafi zabić i zniechęcić nawet do najbardziej misternie skonstruowanej zagadki.
Akurat w przypadku nowej książki Chmielarza mamy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem. Jego książkowy detektyw – intrygujący Bezimienny – porusza się bowiem w Polsce tak dobrze, głęboko i kolorowo odwzorowanej, że choćby tylko z tego powodu warto „Dług honorowy” polecić. Akcja osadzona jest we wsi Wilki na Dolnym Śląsku. Jest ona miejscem spotkania dwóch światów. Zasiedziała i żyjąca wedle swojego własnego tempa prowincja stawia czoła pojawieniu się obcych. Ale nie jest tak, jak myślicie. Nie chodzi tu o migrantów, innowierców czy homoseksualistów, których konserwatywna społeczność niszczy, nie chce albo odrzuca. U Chmielarza obcy są mieszczuchami z Warszawy. Choć (aby jeszcze bardziej zapętlić sprawę) częściowo tych nowych obcych sprowadza do Wilków ich własny swój-obcy. Czyli Rom o ksywce Czarny. Z tego spotkania Wilków z Warszawą – a w jakimś sensie także Polski A i Polski B – wyniknie potężna draka. Nie będę zdradzał jaka. Do tego jeszcze dziwna komuna holenderskich wyrzutków, która zabunkrowała się w starym ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem. I która działa jak katalizator dramatycznych wydarzeń.
Mnie najbardziej urzekł sposób portretowania przez Chmielarza społeczności Wilków. Daleka od przesady i stereotypowych wyobrażeń, których pełno u innych „inteligenckich” autorów. Wieś nie jest zapijaczona, zapiekła, dwulicowa i pełna ukrytego zła. Ma oczywiście swoje tajemnice, układy i układziki. Ale któż ich nie ma? Mają je też przyjezdni z Warszawy. I to jeszcze jakie! To jest właśnie u Chmielarza najlepsze. Na kartach „Długu” te różne Polski są zamieszkane przez ludzi sobie równych. Jedni nie są wcale lepsi od drugich, choć momentami bardzo od siebie różni. Tak jak różny może być łysy prowincjonalny policjant ze skinheadzką przeszłością i zakompleksiony synek bogatego „profesora” ze stolicy. Wszyscy oni patrzą na siebie trochę (nomen omen) wilkiem. Ale bez przesady. Bo w gruncie rzeczy więcej ich łączy, niż dzieli.
Piękny jest ten portret Polski nakreślony tu przez Chmielarza. Tym bardziej godne to pochwały, że autor zrobił to jakby mimochodem. Sednem jest wszak tajemnica śmierci nastoletniej Oli, którą próbuje rozwiązać Bezimienny. Po latach rozczarowania polskim kryminałem (próbowałem Katarzyny Bondy, próbowałem Remigiusza Mroza, próbowałem Jakuba Żulczyka) mam więc nowego faworyta.