System, w którym sąd musi ustalić pełną skalę winy, potwierdzić prawdę materialną, doprowadzić do sądowego przesłuchania właściwie wszystkich wskazanych świadków, zebrać opinie biegłych. System, w którym długie lata siedzi się w więzieniu, zanim zapadnie – jeśli zapadnie – wyrok skazujący. W innej sprawie, której przyglądam się z rosnącą rozpaczą, człowiek oskarżony o przemoc (prawda? nieprawda?) siedzi kolejny rok w areszcie, bo tak trudno jest prokuraturze zebrać pełny materiał dowodowy – od jednej osoby. Znajomy kierowca przez wiele miesięcy wydobywał z rąk komorników własny samochód, skonfiskowany za długi użytkownika, a nie za długi właściciela.
Bardzo często ożywieni duchem demokratycznym bojownicy anty-PiS łapią się za głowę w takt melodii: „Jak głupi polscy ludzie nie dostrzegają, że mogą być w dowolnej chwili skrzywdzeni przez PiS?”. Wśród odpowiedzi na te pytania warto wyróżnić tę: wielu obywateli Polski widzi się jako krzywdzonych przez struktury państwa jako takiego, a nie „państwa pisowskiego”, raczej boi się krzywdy ze strony przełożonego niż „pisowca”, czuje się zgnębionych przez sądy polskie, nie sądy Ziobry, i naprawdę nie ulokuje swoich lęków w narracji o łamaniu konstytucji.
Przypadek aresztantów czekających na proces sądowy to tylko jaskrawy przykład przykrej rzeczywistości kiepsko rozpoznanej przez „demokratyczną opozycję”, która potrafi tylko oburzać się „aresztem wydobywczym” w sprawach pachnących politycznymi rozliczeniami. Oburzenie zupełnie słuszne, a zarazem wygodne – oto można bajać, że kulawy system sprawiedliwości naprawi się właściwie automatycznie po odsunięciu od władzy PiS i implementacji orzeczeń TSUE. Nie naprawi, nie kłamcie. ©℗