Nadal biega pan na długich dystansach?
Borys Budka, europoseł, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, radca prawny. W latach 2021–2023 szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej. Były minister sprawiedliwości i aktywów państwowych
ikona lupy />
Borys Budka, europoseł, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, radca prawny. W latach 2021–2023 szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej. Były minister sprawiedliwości i aktywów państwowych / Materiały prasowe / Fot. Wojtek Górski

Tak jest, regularnie. W pierwszą niedzielę października ukończyłem półmaraton Silesia.

Ma pan jakieś złote recepty na pozbycie się zadyszki, podkręcenie tempa i poprawę stylu? W polityce jesteście na półmetku maratonu i nie wygląda to na udany bieg.

Świetne porównanie. Czteroletnia kadencja to jak maraton – podobieństw jest sporo. Nie można zacząć za szybko, żeby nie stracić siły na koniec, dobrze jest rozkręcać się w trakcie biegu i mocno finiszować. I mam wrażenie, że tak jest z naszym rządem. Jesteśmy w połowie dystansu, ruszyliśmy spokojnie i przyspieszamy na półmetku, a przed nami finisz. Nawet jeśli ktoś liczył na lepsze tempo, to jeszcze wszystko przed nami.

I tak pan to sobie wyobrażał? Badań z kiepskimi ocenami rządu jest tyle, że nie wiem, od którego zacząć.

Bądźmy fair: Koalicję Obywatelską popiera mniej więcej tyle samo wyborców co 15 października 2023 r. Ale oczywiście w tym specyficznym biegu ważne jest, żeby na mecie znaleźć się albo z na tyle dużą przewagą nad kolejnym zawodnikiem, by móc samodzielnie rządzić, albo liczyć na to, że nasi koalicjanci również dobiegną z dobrymi wynikami.

Nie zanosi się ani na jedno, ani na drugie.

Na pewno zadyszka dosięgła naszych partnerów koalicyjnych. Mam nadzieję, że ona minie – i że wyciągną wnioski z tego, co się stało.

Upieram się, że nadzieje były większe. Coś poszło nie tak, skoro tylu wyborców odpłynęło od was przez te dwa lata.

Wykonaliśmy najważniejsze zadania, jakie dwa lata temu postawili przed nami wyborcy: zlikwidowanie drożyzny, nie ma afer jak za czasów PiS, mamy powrót do europejskiej rodziny i gwarancje bezpieczeństwa. Ukróciliśmy nielegalną migrację, uszczelniliśmy wschodnią granicę, wydajemy rekordowe sumy na zbrojenia i sferę socjalną. Wyborcy, którzy nie oczekiwali fajerwerków, mogą być zadowoleni. Teraz czas przekonać tych, którzy mają inne oczekiwania. To bardzo trudne zadanie, ale mamy na to dwa lata. W polityce to naprawdę dużo.

W środę wieczorem premier Donald Tusk usłyszał na spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim sporo gorzkich słów od najmłodszych wyborców.

Premier szczerze odpowiadał, porównując kondycję budżetów rodzin dwa czy trzy lata temu z obecnym stanem. Oczywiście przywiązujemy wielką wagę do każdego głosu krytycznego. Wyzwaniem jest zwłaszcza skonstruowanie oferty dla osób, które dopiero wkraczają w dorosłe życie. Rozumiemy, że ludziom, którzy jeszcze nie mają rodzin, brakuje pewnego bodźca czy pomocy ze strony państwa i będziemy nad tym pracować. Ale proszę zwrócić uwagę na to, jakimi nierzadko sprzecznymi przesłankami kierują się młodzi wyborcy...

Wspólnym mianownikiem jest sprzeciw wobec rządu.

Tak, i zaraz możemy o tym porozmawiać, ale proszę zauważyć: z jednej strony młodzi ludzie mówią o zwiększeniu opieki ze strony państwa, z drugiej strony wzrasta popularność ugrupowań postulujących jak najmniej podatków i zaangażowania. To trochę propozycja dla silnych, którzy uważają, że dadzą sobie radę sami. Dziś na całym świecie zyskują partie skrajne. My jesteśmy partią środka – nigdy nie będziemy tak wyraziści jak Razem czy Konfederacja. Nie gramy na emocjach, nie oszukujemy ludzi, przekonując, że zmniejszając podatki będzie można zadbać o ochronę zdrowia dla wszystkich i jeszcze wzmacniać bezpieczeństwo. Partie środka w czasach, w których dominuje populizm, przeżywają kryzysy.

Coś w tym jest, bo w sondażach zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Koalicja Obywatelska utknęły na tym samym poziomie poparcia. Premier sugerował, że odpowiedzi za ten stan trzeba szukać w TikToku i emocjach.

Młodzi ludzie są dla nas bardzo ważni. Ale jest też zjawisko niezależne od kraju: młodzi nie lubią partii, które rządzą. Są pełni sprzeciwu wobec władzy. To ich prawo, a w epoce social mediów – żniwo dla partii skrajnych z lewej i prawej strony.

Zamiast narzekać, może trzeba brać przykład?

O ile liderzy partii skrajnych mogą sobie pozwolić na to, by zachowywać się w sposób przyciągający uwagę, ale nieodpowiedzialny z punktu widzenia politycznego, o tyle trudno, by premier czy ministrowie tańczyli na TikToku i wrzucali kontrowersyjne filmy. Dziś dużo łatwiej sprzedać coś, co ma zero-
-jedynkowy przekaz, niż mozolnie tłumaczyć swoje racje i stopień skomplikowania procesów w polityce. Ale pracujemy nad formami, które pozwolą skrócić drogę do wyborców.

Może to wszystko jest dużo prostsze? Naobiecywaliście w kampanii rzeczy nie do zrealizowania – takich jak kwota wolna od podatku – a teraz wyborcy mówią: „sprawdzam”. Może potrzeba nowych twarzy? Może czas, by Donald Tusk poszedł tropem Jarosława Kaczyńskiego i wycofał się do drugiego szeregu?

Nie widzę polityka, który byłby w stanie tak skutecznie kierować rządem i w warunkach trudnej koalicji. Donald Tusk wrócił do Polski, by doprowadzić do zwycięstwa nad Kaczyńskim. I to się udało.

Może tu jest koniec jego misji? W kampanii w 2023 r. sam sugerował taki scenariusz – wycofania się po 400 dniach rządzenia.

Jestem przekonany, że dziś nikt poważny, kto zna sytuację polityczną w naszym kraju, nie zaproponuje zmiany. Nie działam w polityce od wczoraj, a odkąd pamiętam, to mniej więcej po pół roku, czasem po roku pracy rządu Platformy Obywatelskiej publicyści czy dziennikarze chcieli zmieniać przewodniczącego partii, premiera itp. W obecnej, trudnej sytuacji nie ma innej opcji niż stery w rękach Donalda Tuska. A co będzie za półtora roku? Wszystko jest możliwe.

Na razie waszym głównym problemem jest brak potencjalnego koalicjanta. Jesteście w roli PiS sprzed dwóch lat: poparcie całkiem niezłe, zdolność koalicyjna – kiepska. Myślicie o wyhodowaniu partnera do 2027 r.?

Nie będę zdradzać naszych planów na przyszłość, ale w pierwszej kolejności bardzo nam zależy, by poparcie dla naszych koalicjantów wróciło do tego, co było w 2023 r. Trudno nas obwiniać o to, co zrobił Szymon Hołownia i ludzie z jego ugrupowania. To często wspaniałe osoby – mówię to bez ironii – ale niektórzy nie wiedzieli, czy są w koalicji, czy nie. Czas na spokojną refleksję i powrót do dobrej współpracy. Inaczej po prostu znikną.

Bez czegoś na kształt nowej Trzeciej Drogi nie ma szans na utrzymanie władzy.

Czas pokaże, co, kto i jak będzie budował. Naszym zadaniem w Koalicji Obywatelskiej jest wygrać wybory i mieć zdolność zbudowania większości w Sejmie. Musimy osiągnąć to za wszelką cenę – oczywiście sposobami zgodnymi z metodami demokratycznymi, nie wykluczając współpracy z ewentualnymi nowymi partiami czy ruchami.

A z Konfederacją lub jej częścią?

W polityce nie można wykluczać żadnych scenariuszy, ale sam pan przyzna, że Konfederacja to zbiór osób, które często mają sprzeczne poglądy. Na pewno dużo łatwiej nam rozmawiać z Mentzenem niż z Berkowiczem czy Bosakiem, którzy de facto mogliby już się stać przystawkami PiS. Finalnie to pytanie o wynik wyborczy. Mieliśmy okresy, w których Konfederacja w sondażach dochodziła do 20 proc., a gdy wyborcy zaczęli analizować programy, to słupki szybko topniały.

Uciekł pan do europarlamentu. Po co to panu? Po co to takim zwierzętom politycznym jak Bartosz Arłukowicz czy Bartłomiej Sienkiewicz? Przecież tam się nic nie dzieje.

Wbrew pozorom mamy tam sporo pracy, choć pracuje się inaczej niż w Polsce. Dziś priorytetem jest korygowanie błędów i decyzji z przeszłości. Pod naszym wpływem są one obecnie zmieniane. Odchodzimy od zakazu produkcji i sprzedaży samochodów spalinowych, rozmawiamy o rewizji systemu ETS2 i odłożeniu go w czasie... Staramy się pokazywać, że zielona agenda nie może zabijać europejskiego przemysłu i konkurencyjności. Do tego skutecznie walczymy o dodatkowe fundusze dla Polski, vide: program SAFE i pieniądze na obronność. Co ważne, polski głos jest słyszalny, bo jesteśmy drugą delegacją w największej frakcji w Parlamencie Europejskim.

W sprawie samochodów i ETS prawica biła na alarm latami.

Dzisiaj skład polskiej delegacji gwarantuje, że mocno stąpamy po ziemi. Donald Tusk zdecydował się wysłać do Brukseli taką, a nie inną ekipę, żeby odejść od złych rozwiązań, które kiedyś zaproponowano. Prawica krzyczy, my działamy – to jest ta różnica w naszej codzienności w europarlamencie.

Wygodnie. Mało kto was tam prześwietla, pieniądze niezłe, a w Polsce młócka, którą ogląda pan z dystansu.

Proszę mi wierzyć, nieraz mnie świerzbiło, gdy widziałem, jak niesprawiedliwie opozycja atakowała nasz rząd. Albo gdy wymądrzać się o praworządności zaczynali ludzie, którzy przez osiem lat niszczyli ją, jak się dało. Czasem żałuję, że nie ma mnie przy Wiejskiej. Ale tu też jest robota do wykonania, choć bez takich fajerwerków jak w Warszawie.

Skoro wspomniał pan o praworządności... Waldemar Żurek nie jedzie za bardzo po bandzie?

Mam szczery podziw dla Waldemara Żurka. Dostał najcięższy z możliwych resortów i najtrudniejszą misję – nie tylko politycznie, lecz także prawnie. Tam, gdzie mogę, staram się go wspierać, jestem z nim w regularnym kontakcie. Waldek chętnie konsultuje pewne rzeczy, jest otwarty na głos środowiska prawnego.

Także głos, który mówi, że stosuje metody à la Ziobro?

Nie ma innego wyjścia, jeżeli chcemy doprowadzić do sytuacji, w której mamy w legalnych sądach legalnych sędziów, a nie partyjnych nominatów. Takie działania są niezbędne, zwłaszcza gdy do Pałacu Prezydenckiego wprowadził się człowiek, którego głównym celem jest przeszkadzanie rządowi i otwarcie furtki do powrotu Kaczyńskiego.

Ale jedzie po bandzie.

Nie ma innej drogi, by naprawić to, co zniszczył PiS. ©Ⓟ