Tak jest, regularnie. W pierwszą niedzielę października ukończyłem półmaraton Silesia.
Świetne porównanie. Czteroletnia kadencja to jak maraton – podobieństw jest sporo. Nie można zacząć za szybko, żeby nie stracić siły na koniec, dobrze jest rozkręcać się w trakcie biegu i mocno finiszować. I mam wrażenie, że tak jest z naszym rządem. Jesteśmy w połowie dystansu, ruszyliśmy spokojnie i przyspieszamy na półmetku, a przed nami finisz. Nawet jeśli ktoś liczył na lepsze tempo, to jeszcze wszystko przed nami.
Bądźmy fair: Koalicję Obywatelską popiera mniej więcej tyle samo wyborców co 15 października 2023 r. Ale oczywiście w tym specyficznym biegu ważne jest, żeby na mecie znaleźć się albo z na tyle dużą przewagą nad kolejnym zawodnikiem, by móc samodzielnie rządzić, albo liczyć na to, że nasi koalicjanci również dobiegną z dobrymi wynikami.
Na pewno zadyszka dosięgła naszych partnerów koalicyjnych. Mam nadzieję, że ona minie – i że wyciągną wnioski z tego, co się stało.
Wykonaliśmy najważniejsze zadania, jakie dwa lata temu postawili przed nami wyborcy: zlikwidowanie drożyzny, nie ma afer jak za czasów PiS, mamy powrót do europejskiej rodziny i gwarancje bezpieczeństwa. Ukróciliśmy nielegalną migrację, uszczelniliśmy wschodnią granicę, wydajemy rekordowe sumy na zbrojenia i sferę socjalną. Wyborcy, którzy nie oczekiwali fajerwerków, mogą być zadowoleni. Teraz czas przekonać tych, którzy mają inne oczekiwania. To bardzo trudne zadanie, ale mamy na to dwa lata. W polityce to naprawdę dużo.
Premier szczerze odpowiadał, porównując kondycję budżetów rodzin dwa czy trzy lata temu z obecnym stanem. Oczywiście przywiązujemy wielką wagę do każdego głosu krytycznego. Wyzwaniem jest zwłaszcza skonstruowanie oferty dla osób, które dopiero wkraczają w dorosłe życie. Rozumiemy, że ludziom, którzy jeszcze nie mają rodzin, brakuje pewnego bodźca czy pomocy ze strony państwa i będziemy nad tym pracować. Ale proszę zwrócić uwagę na to, jakimi nierzadko sprzecznymi przesłankami kierują się młodzi wyborcy...
Tak, i zaraz możemy o tym porozmawiać, ale proszę zauważyć: z jednej strony młodzi ludzie mówią o zwiększeniu opieki ze strony państwa, z drugiej strony wzrasta popularność ugrupowań postulujących jak najmniej podatków i zaangażowania. To trochę propozycja dla silnych, którzy uważają, że dadzą sobie radę sami. Dziś na całym świecie zyskują partie skrajne. My jesteśmy partią środka – nigdy nie będziemy tak wyraziści jak Razem czy Konfederacja. Nie gramy na emocjach, nie oszukujemy ludzi, przekonując, że zmniejszając podatki będzie można zadbać o ochronę zdrowia dla wszystkich i jeszcze wzmacniać bezpieczeństwo. Partie środka w czasach, w których dominuje populizm, przeżywają kryzysy.
Młodzi ludzie są dla nas bardzo ważni. Ale jest też zjawisko niezależne od kraju: młodzi nie lubią partii, które rządzą. Są pełni sprzeciwu wobec władzy. To ich prawo, a w epoce social mediów – żniwo dla partii skrajnych z lewej i prawej strony.
O ile liderzy partii skrajnych mogą sobie pozwolić na to, by zachowywać się w sposób przyciągający uwagę, ale nieodpowiedzialny z punktu widzenia politycznego, o tyle trudno, by premier czy ministrowie tańczyli na TikToku i wrzucali kontrowersyjne filmy. Dziś dużo łatwiej sprzedać coś, co ma zero-
-jedynkowy przekaz, niż mozolnie tłumaczyć swoje racje i stopień skomplikowania procesów w polityce. Ale pracujemy nad formami, które pozwolą skrócić drogę do wyborców.
Nie widzę polityka, który byłby w stanie tak skutecznie kierować rządem i w warunkach trudnej koalicji. Donald Tusk wrócił do Polski, by doprowadzić do zwycięstwa nad Kaczyńskim. I to się udało.
Jestem przekonany, że dziś nikt poważny, kto zna sytuację polityczną w naszym kraju, nie zaproponuje zmiany. Nie działam w polityce od wczoraj, a odkąd pamiętam, to mniej więcej po pół roku, czasem po roku pracy rządu Platformy Obywatelskiej publicyści czy dziennikarze chcieli zmieniać przewodniczącego partii, premiera itp. W obecnej, trudnej sytuacji nie ma innej opcji niż stery w rękach Donalda Tuska. A co będzie za półtora roku? Wszystko jest możliwe.
Nie będę zdradzać naszych planów na przyszłość, ale w pierwszej kolejności bardzo nam zależy, by poparcie dla naszych koalicjantów wróciło do tego, co było w 2023 r. Trudno nas obwiniać o to, co zrobił Szymon Hołownia i ludzie z jego ugrupowania. To często wspaniałe osoby – mówię to bez ironii – ale niektórzy nie wiedzieli, czy są w koalicji, czy nie. Czas na spokojną refleksję i powrót do dobrej współpracy. Inaczej po prostu znikną.
Czas pokaże, co, kto i jak będzie budował. Naszym zadaniem w Koalicji Obywatelskiej jest wygrać wybory i mieć zdolność zbudowania większości w Sejmie. Musimy osiągnąć to za wszelką cenę – oczywiście sposobami zgodnymi z metodami demokratycznymi, nie wykluczając współpracy z ewentualnymi nowymi partiami czy ruchami.
W polityce nie można wykluczać żadnych scenariuszy, ale sam pan przyzna, że Konfederacja to zbiór osób, które często mają sprzeczne poglądy. Na pewno dużo łatwiej nam rozmawiać z Mentzenem niż z Berkowiczem czy Bosakiem, którzy de facto mogliby już się stać przystawkami PiS. Finalnie to pytanie o wynik wyborczy. Mieliśmy okresy, w których Konfederacja w sondażach dochodziła do 20 proc., a gdy wyborcy zaczęli analizować programy, to słupki szybko topniały.
Wbrew pozorom mamy tam sporo pracy, choć pracuje się inaczej niż w Polsce. Dziś priorytetem jest korygowanie błędów i decyzji z przeszłości. Pod naszym wpływem są one obecnie zmieniane. Odchodzimy od zakazu produkcji i sprzedaży samochodów spalinowych, rozmawiamy o rewizji systemu ETS2 i odłożeniu go w czasie... Staramy się pokazywać, że zielona agenda nie może zabijać europejskiego przemysłu i konkurencyjności. Do tego skutecznie walczymy o dodatkowe fundusze dla Polski, vide: program SAFE i pieniądze na obronność. Co ważne, polski głos jest słyszalny, bo jesteśmy drugą delegacją w największej frakcji w Parlamencie Europejskim.
Dzisiaj skład polskiej delegacji gwarantuje, że mocno stąpamy po ziemi. Donald Tusk zdecydował się wysłać do Brukseli taką, a nie inną ekipę, żeby odejść od złych rozwiązań, które kiedyś zaproponowano. Prawica krzyczy, my działamy – to jest ta różnica w naszej codzienności w europarlamencie.
Proszę mi wierzyć, nieraz mnie świerzbiło, gdy widziałem, jak niesprawiedliwie opozycja atakowała nasz rząd. Albo gdy wymądrzać się o praworządności zaczynali ludzie, którzy przez osiem lat niszczyli ją, jak się dało. Czasem żałuję, że nie ma mnie przy Wiejskiej. Ale tu też jest robota do wykonania, choć bez takich fajerwerków jak w Warszawie.
Mam szczery podziw dla Waldemara Żurka. Dostał najcięższy z możliwych resortów i najtrudniejszą misję – nie tylko politycznie, lecz także prawnie. Tam, gdzie mogę, staram się go wspierać, jestem z nim w regularnym kontakcie. Waldek chętnie konsultuje pewne rzeczy, jest otwarty na głos środowiska prawnego.
Nie ma innego wyjścia, jeżeli chcemy doprowadzić do sytuacji, w której mamy w legalnych sądach legalnych sędziów, a nie partyjnych nominatów. Takie działania są niezbędne, zwłaszcza gdy do Pałacu Prezydenckiego wprowadził się człowiek, którego głównym celem jest przeszkadzanie rządowi i otwarcie furtki do powrotu Kaczyńskiego.
Nie ma innej drogi, by naprawić to, co zniszczył PiS. ©Ⓟ