Przed lunchem koktajl na bazie ginu i dubonnet z lodem i cytryną. W trakcie obiadu martini, a na koniec lampka wina. Przed snem kieliszek szampana. Brzmi jak rozkład dnia bogatego alkoholika, a to – według „Vanity Fair” – codzienne zwyczaje królowej Elżbiety II. Mimo słabości do koktajli, którą porzuciła dopiero na dwa lata przed śmiercią, dożyła w relatywnie dobrym zdrowiu 96 lat.
Wielu wyciąga z tego prosty wniosek: geny. Najwyraźniej to właśnie genetyczne predyspozycje monarchini pozwalały jej przez dekady bez konsekwencji nasączać wątrobę alkoholem. Słowem, jak masz dobre geny, możesz jeść za dużo, pić za dużo i niewiele się ruszać, a i tak dożyjesz późnej starości. A jeśli odziedziczyłeś geny gorsze, to choćby twoim życiem zawiadywali dietetyk, trener personalny oraz konsylium medyków, opuścisz ten łez padół szybko i w bólach. Po co się więc starać?
A jednak przekonanie, że jesteśmy marionetką w rękach nieubłaganej biologii, jest błędne. Co więcej, hołdowanie mu skraca nasze życie i podkopuje dobrobyt przyszłych pokoleń. Pora je porzucić.
Klimat się chowa
Zacznijmy od scenariusza, w którym takiej wiedzy (to wiedza, nie wiara) zaszczepić w narodzie się nie uda – a jest to scenariusz wyjątkowo nieatrakcyjny.
Do jednych z największych osiągnięć ludzkości należy wydłużenie oczekiwanej długości życia z 30–40 lat w epoce przedkapitalistycznej do 70–80 lat dzisiaj. Udało się to dzięki zmniejszeniu śmiertelności niemowląt i dzieci oraz dzięki wprowadzeniu szczepień, wynalezieniu antybiotyków, upowszechnieniu kanalizacji oraz metod oczyszczania wody, postępom w leczeniu chorób przewlekłych i lepszym ogólnym warunkom życia i odżywiania. W związku z tym (oraz z wyjątkowo niską dzietnością) liczba osób po 65. roku życia nieustannie się zwiększa. Obecnie jest ich w Polsce ok. 7,4 mln przy 38 mln mieszkańców, a za 35 lat będzie ich już 10 mln przy 31 mln mieszkańców. Oznacza to wzrost odsetka seniorów z 19 proc. do 32 proc. populacji. Wzrośnie też liczba seniorów, którzy dożyli 85. roku życia – z obecnych ok. 800 tys. do aż 1,9 mln. Tak wynika z GUS-owskich oszacowań wariantu średniego trendów demograficznych dla Polski.
Niestety, choć wydłużanie życia idzie nam wyjątkowo dobrze, to już nasze osiągnięcia w zakresie wydłużania życia w zdrowiu pozostawiają wiele do życzenia. GUS podaje, iż osoby urodzone obecnie mogą liczyć, że w zdrowiu przeżyją zaledwie 61 lat (mężczyźni) i 65 lat (kobiety), czyli odpowiednio 82 proc. i 79 proc. oczekiwanej długości życia. Mieścimy się w średniej unijnej, ale odbiegamy istotnie od Szwedów, którzy w zdrowiu dożywają aż 73 lat. Polskie statystyki jednoznacznie sugerują, że ostatnią kwintę naszego życia będą wypełniać choroby układu krążenia, w tym nadciśnienie tętnicze i choroba wieńcowa, a także przewlekłe dolegliwości układu ruchu (np. choroba zwyrodnieniowa stawów i bóle kręgosłupa), cukrzyca typu 2 oraz nowotwory. Osoby po 65. r.ż. stanowią ponad 60 proc. nowych przypadków raka i jest to druga (po chorobach krążenia) najczęstsza przyczyna zgonów. W Polsce aż 70 proc. osób między 60. a 65. rokiem życia cierpi na wielochorobowość, a osoby po 75 r.ż. mają średnio po pięć chorób przewlekłych. To dlatego tak niechętnie myślimy o starości. Według badań Moniki Adamczyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego aż 45 proc. z nas boi się starczych „chorób, niedołężności i zależności od innych”. Boimy się cierpienia.
Cierpienia, którego uśmierzanie jest bardzo kosztowne. Leczenie seniora jest od dwóch do czterech razy droższe niż leczenie osoby młodej. Wraz ze wzrostem liczby osób starszych w ciągu ostatniej dekady koszt opieki zdrowotnej nad seniorami wzrósł o ponad 150 proc. Według prognoz Komisji Europejskiej między 2019 r. a 2070 r. w relacji do PKB koszty opieki długoterminowej wzrosną sumarycznie z 0,8 proc. do 2,3 proc. Gdy doliczyć do tego wzrost kosztów wypłacania emerytur, oczywistym staje się, że niezdrowy senior – czyli np. ja za 20 lat – będzie rozwojowi Polski szkodził, zmuszając grupę produktywną do poświęcania na jego rzecz coraz większej części swojego dochodu i czasu. Nasza emerytalna konsumpcja nie przełoży się na wzrost produktywności, a co za tym idzie dobrobytu, a przeciwnie – będzie wysysać zasoby, które można by spożytkować lepiej gdzie indziej. Jak zauważa Michael Lokshin z Brookings Institution, „starzenie się społeczeństwa może spowodować spadek tempa wzrostu PKB o 0,5–1,0 pkt proc. rocznie, co ma większy wpływ na produkcję niż zmiany klimatyczne”. Polska rosła przez ostatnie dekady w tempie 4–4,5 proc. PKB rocznie. Z takim obciążeniem bylibyśmy o jedną czwartą biedniejsi niż jesteśmy. I takie właśnie obciążenie nasza gospodarka będzie być może musiała wkrótce znosić.
Ale wizja pogrążonej w stagnacji gospodarczej Polski w 2060 r., w której, według GUS, co trzeci obywatel będzie schorowanym emerytem, a co 16. leciwym, samotnym i ledwo zipiącym starcem, wcale nie musi się ziścić, o ile moje pokolenie weźmie sobie do serca naukę, że wszyscy możemy oszukać genetyczne przeznaczenie. Nasza starość może być zdrowa i nawet przyjemna – do samego końca, o ile wcześniej przedsięweźmiemy odpowiednie środki.
Żyć w dobrym stylu
Dla zdrowia i długości życia geny nie są rzecz jasna bez znaczenia. Możliwość dekodowania ludzkiego genomu, jaką rozwinęła ludzkość w ostatnich kilku dekadach, pozwoliła nam na zrozumienie, jak mocny jest ich wpływ. W naszym DNA, składającym się z 20–25 tys. genów, z jednej strony może być zapisana skłonność do wystąpienia chorób takich, jak cukrzyca typu 2, choroba Alzheimera, nowotwory czy choroby sercowo-naczyniowe, a z drugiej mutacje dające nam niezwykłe zdolności, takie jak wyjątkowo wydajna gospodarka tlenowa czy nawet takie, jak ADH1B lub ALDH2, pozwalające naszemu organizmowi lepiej radzić sobie z alkoholem. Może taką właśnie mutację genomu miała Elżbieta II? Mimo to jednak myli się ten, kto sądzi, że nauka postuluje genetyczny determinizm.
Wśród badaczy istnieje szeroka zgoda co do tego, że geny wyjaśniają zaledwie ok. 25 proc. wariancji długości życia w krajach rozwiniętych. Podsumowuje to praca „Genetic, Social and Lifestyle Drivers of Healthy Aging and Longevity” z 2023 r., której autorzy piszą, że współczesne badania GWAS, czyli analizy całego genomu, powiązały dziesiątki wariantów genetycznych z cechami zdrowego starzenia – jak siła mięśni, wskaźnik kruchości kości, długość życia rodziców, ale każdy z tych wariantów wyjaśnia jedynie niewielki ułamek zmienności. – W genomach superseniorów, czyli osób po 85. roku życia, które nigdy nie chorowały i nie przyjmowały żadnych leków, nie znaleźliśmy nic szczególnego. Odpowiedź na pytanie, co decyduje o tym, że ci ludzie mają 85 czy 90 lat i nie cierpią na żadne choroby przewlekłe, nie leży w ich DNA – przekonuje kardiolog Eric Topol, autor książki „Super Agers” (Super seniorzy), w rozmowie dla podcastu EconTalk. A więc w czym?
Żeby to odkryć, warto się wybrać na japońską Okinawę, na włoską Sardynię, do Ikarii w Grecji albo na kostarykańską Nicoję. To Blue Zones, czyli niebieskie strefy, słynące z ponadprzeciętnie wielu radosnych stulatków. W Blue Zones ludzie dożywają setki nie dzięki cudownym genom, lecz dlatego, że żyją w środowisku naturalnie sprzyjającym zdrowiu: dużo się ruszają (choć nie ćwiczą – aktywność wynika z codziennych zajęć, takich jak uprawa ogrodu czy chodzenie), mają silne więzi społeczne i rodzinne czy rytuały redukujące stres (modlitwa, drzemki, wspólne posiłki), a także dietę opartą na nieprzetworzonych produktach roślinnych. Twórca pojęcia Blue Zones, Dan Buettner, ujął ten styl życia w koncepcję „Power 9” – dziewięciu zasad długowieczności, obejmujących m.in. naturalny ruch, umiarkowanie w jedzeniu (np. kończenie posiłku z lekkim niedosytem), posiadanie celu w życiu, pielęgnowanie relacji i przynależność do społeczności.
To wszystko czynniki związane ze stylem życia, które, zgodnie z najlepszą wiedzą naukową, wydłużają je i czynią zdrowszym. Przykładowo w badaniu „Association Between Life Purpose and Mortality Among US Adults Older Than 50 Years” wzięło udział niemal 7 tys. Amerykanów w wieku 50+. Okazało się, że osoby deklarujące silne poczucie „celu w życiu” miały niższą śmiertelność w ciągu kolejnych pięciu lat obserwacji. Z kolei badanie zamówione przez „The Lancet” wskazuje, że unikanie samotności (oraz 13 innych nawyków towarzyszących) może złagodzić bądź opóźnić ok. 45 proc. przypadków demencji. Ale na tym nie kończy się błogosławione działanie stylu życia.
Według wyników badania „Genetic predisposition, modifiable lifestyles, and their joint effects on human lifespan” z 2024 r., realizowanego na próbie ponad 350 tys. Brytyjczyków monitorowanych w latach 2010–2021, zdrowy styl życia może zredukować efekt „złych genów predysponujących do krótszego życia” nawet o ok. 60 proc., jednocześnie przedłużając oczekiwaną długość życia o ponad pięć lat. Nawet zatem, jeśli w twoich genach czai się rak, możesz skutecznie zacząć mu zapobiegać już teraz.
Jest i druga strona medalu, bo – jak możecie się już domyślić – szkodliwy wpływ niezdrowych nawyków jest nawet silniejszy niż negatywny efekt genów. Jednostki z największym genetycznym ryzykiem przedwczesnej śmierci wykazują o 21 proc. wyższe prawdopodobieństwo zgonu w porównaniu do osób z korzystnymi wariantami genów, a niezdrowy tryb życia podnosi to ryzyko aż o 78 proc., bez względu na geny.
Czy to wszystko oznacza, że jeśli dzisiejsze pokolenie 30- i 40-latków na starość będzie schorowane, będzie same sobie winne? Szeroki dostęp do wiedzy naukowej sprawia, że trudno będzie o wymówkę „nie wiedziałem, przepraszam…”.
Zdrowie, czyli nuda?
Choćbyśmy stanęli na rzęsach i słuchali wszystkich wskazówek guru od zdrowego trybu życia, nigdy nie wyeliminujemy ryzyka chorób do zera. Aktor Michael J. Fox w wieku zaledwie 30 lat usłyszał diagnozę: parkinson. Kris Carr, znana propagatorka wellness, mimo konsekwentnego dbania o dietę i równowagę psychiczną w młodym wieku zachorowała na rzadki nowotwór naczyń obejmujący wątrobę i płuca. Aktorka Shannen Doherty stosunkowo wcześnie usłyszała diagnozę raka piersi, który odebrał jej życie w 2024 r. Miała 53 lata.
Choć daleko nam do zwycięstwa nad wieloma chorobami, to na pewno starać się warto. Czego jednak realistycznie możemy się po sobie spodziewać? Czy naprawdę jesteśmy skłonni, zwłaszcza w młodym wieku, wykupić się od niedołężnej starości, praktykując w 100 proc. zdrowy tryb życia? To niemożliwe. Na przeszkodzie stoi nie tylko nasza wola, która bywa równie często silna, co słaba, lecz i strach przed nudą.
Weźmy sen. Żeby nasze nawyki w tej materii były jak najzdrowsze, powinniśmy spać co najmniej siedem godzin każdej nocy. Kluczowe znaczenie ma kładzenie się spać i wstawanie o tych samych porach: zasypiać jest najlepiej między 22 a 23, zaś budzić się między 6 a 7. Na godzinę przed snem powinniśmy unikać wszelkich ekranów, już od godz. 14 unikać kawy, nie jeść ciężkich dań i stronić od suto zakrapianych kolacji. Jeśli zaś jesteśmy aktywni fizycznie, to trening powinniśmy skończyć na trzy godziny przed pójściem do łóżka. Żegnajcie, wieczorne seansy w kinie, żegnajcie, wypady z kolegami na piwo, żegnajcie, podróże. Czy to nie brzmi jak reguła surowego zakonu? Brzmi i niewielu chce i umie jej przestrzegać.
Eric Topol zgadza się, że nie można zmusić ludzi do prowadzenia w 100 proc. zdrowego trybu życia. Dlatego sugeruje podejście oparte na identyfikacji największych dla nas ryzyk zdrowotnych. – Kiedy masz do czynienia z konkretnym ryzykiem, siadasz z pacjentem, mówiąc: „Wiesz co? Teraz przejdziemy do profilaktyki” – tłumaczy. Żeby uzyskać odpowiednio dokładny profil pacjenta, trzeba zbadać jego układ immunologiczny. To w nim kryje się tajemnica długowieczności, a choć geny mają wpływ na jego funkcjonowanie, to jest on bardzo podatny na styl życia i interwencje medyczne. Dlatego w tym ujęciu dobry lekarz, zamiast wydawać ogólne zalecenia typu „proszę zdrowo żyć”, koncentruje się na zidentyfikowaniu tego, co w danym przypadku może okazać się największym zagrożeniem dla zdrowia i długowieczności. Do tego celu służą zarówno badania genetyczne i biomarkery, jak i obserwacja stanu zapalnego czy przebytych chorób. Na bazie takiej diagnozy rozpoczyna się proces intensywnej profilaktyki.
Jeśli ryzykiem okazuje się neurodegeneracja, nacisk kładziony jest na higienę snu i aktywność fizyczną wspierającą mózg. Jeśli choroby sercowo-naczyniowe, wówczas istotne stają się dieta przeciwzapalna i farmakologiczne wsparcie redukujące stan zapalny. W innych przypadkach może chodzić o szczepienia, które chronią przed infekcjami osłabiającymi układ nerwowy i odpornościowy. Jak mówi Topol, „prosta rzecz, taka jak szczepionka przeciw półpaścowi, może zmniejszyć ryzyko demencji, bo nie dopuszcza do reaktywacji wirusa, który w starszym wieku potrafi poważnie uszkodzić mózg”. Zdaniem Topola jesteśmy dopiero na początku drogi, jeśli chodzi o poznawanie działania naszego układu immunologicznego. Przykładowo dopiero niedawno podnieśliśmy skuteczność w leczeniu chorób autoimmunologicznych, takich jak toczeń czy cukrzyca typu 1. Każda kolejna rozwiązana zagadka przybliża nas do zdrowej starości, a największe nadzieje budzą technologie, które pozwalają „stroić” odporność w sposób precyzyjny i trwały. Należą do nich zarówno leki przeciwzapalne nowej generacji, jak i platformy mRNA, które już dziś znajdują zastosowanie nie tylko w szczepionkach przeciw infekcjom, lecz także w badaniach nad terapiami nowotworów czy edycją genów. W tym sensie przyszłość medycyny nie polega na odwróceniu procesu starzenia, lecz na skutecznym zapobieganiu chorobom związanym z wiekiem i na utrzymywaniu odporności w stanie, który umożliwia długie życie w zdrowiu.
Zdani na s.f.
Jedną z budzących największe emocje społeczne części debaty publicznej w Polsce jest kwestia płciowego zrównania, a w przyszłości podniesienia wieku emerytalnego. Zupełnie nie dziwię się, że Polacy uważają taką propozycję za skandaliczną.
Odstawmy na bok racje budżetowe, które za nią stoją. Jeśli długość życia w zdrowiu nie będzie sięgać granicy wieku emerytalnego, trudno oczekiwać, że osoby starsze pozostaną na rynku pracy do czasu jego osiągnięcia. Raczej będą trafiać do przedemerytalnego czyśćca, zdane na pomoc rodziny i oszczędności. Nie wszystkie będą mogły jednak na to liczyć, więc choć odciążą system z konieczności wypłacania im emerytur, ale z drugiej strony staną się klientami opieki społecznej.
Kwestia zdrowia osób starszych jest kwestią bezpośrednio wpływającą na cały system gospodarczy, społeczeństwo, a także jego wybory polityczne. Jeśli starsi zaczną być postrzegani jako ciężar, osoby w wieku produktywnym mogą zacząć redukować empatię wobec nich, a tradycyjny szacunek ustąpi gniewowi i irytacji.
Jak szacują analitycy McKinsey’a, każdy dolar zainwestowany w zdrowy tryb życia przynosi zwrot na poziomie 300 proc. Szacunki odnoszą się do USA, ale nie ma powodu, by podobnych, a nawet bardziej intratnych zwrotów nie osiągać w tej materii w Polsce. Badanie McKinsey’a wskazuje na cały wachlarz działań, które mogą radykalnie poprawić długość i jakość życia – od promocji aktywności fizycznej i diety opartej na świeżych, nieprzetworzonych produktach, przez ograniczanie używek i skuteczniejsze leczenie chorób przewlekłych, aż po systemowe programy profilaktyki. Znaczące efekty przynoszą też proste rozwiązania: edukacja zdrowotna, łatwiejszy dostęp do badań przesiewowych czy wspieranie zdrowia psychicznego, w tym walka z samotnością seniorów. Każda z tych interwencji, zastosowana na szeroką skalę, nie tylko zmniejsza ryzyko chorób, ale i zwiększa aktywność osób starszych w gospodarce, ograniczając obciążenie systemu.
Jeśli jest dobry czas, by zacząć inwestować w nasze przyszłe zdrowie, to ten moment jest właśnie teraz. W polskich politykach publicznych ta świadomość jest jednak niezauważalna – dyskusja wciąż koncentruje się na „ile”, a nie na „jak”. Jeśli to się nie zmieni, będziemy zdani na cuda w stylu wynalezienia pigułki długowieczności albo zależni wyłącznie od technologii. Owszem, technologia jest istotna. Już teraz różne gadżety poprawiają jakość diagnostyki medycznej, a nawet ułatwiają podejmowanie ratujących życie interwencji, wykrywając np. utratę przytomności i informując o tym pogotowie. W Japonii, która mierzy się z deficytem rąk do pracy w opiece nad seniorami (na jednego kandydata przypada tam 4,25 ofert zatrudnienia), eksperymentuje się już z humanoidalnymi robotami, które potrafią np. przekładać leżącego pacjenta z boku na bok, by zapobiec odleżynom. Jest jednak coś wyjątkowo odrażającego w wizji, w której to androidy przejmują pieczę nad najstarszymi członkami naszego społeczeństwa, pozwalając reszcie ludzi o nich zapomnieć. Nie wierzę, że to może się udać. Poczucie osamotnienia wśród osób starszych wzrośnie, a nie zmaleje, gdy tylko uświadomią sobie, że są tylko zarządzanym optymalnie zasobem, a nie niezbędnym elementem społeczeństwa, który może służyć młodszym wiedzą, doświadczeniem czy po prostu swoją obecnością. „Wpływ izolacji społecznej na śmiertelność jest podobny do wpływu palenia do 15 papierosów dziennie” – czytamy w raporcie „Our Epidemic of Loneliness and Isolation”.
Nie mamy jako jednostki większego, a na pewno natychmiastowego wpływu na to, jakie polityki publiczne zostaną wprowadzone w Polsce. Mamy jednak wpływ na to, by nie znaleźć się w grupie osób zależnych od tych polityk. Wpływ ten realizujemy poprzez to, jak żyjemy. Im więcej osób sobie to uświadomi, tym przyszłość jaśniejsza. ©Ⓟ