Z Olgą Białobrzeską i Wawrzyńcem Smoczyńskim rozmawia Marcin Fijołek, Polsat
Słowo „polaryzacja” przez wszystkie przypadki odmieniają politycy, dziennikarze i badacze opinii publicznej. Jedni na nią psioczą, drudzy z niej żyją. Dlaczego wasze prześwietlenie polaryzacji miałoby nam wnieść coś do debaty?
Olga Białobrzeska, psycholog społeczna, doktor nauk społecznych. W Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi Uniwersytetu SWPS prowadzi badania dotyczące roli wspólnotowości w życiu człowieka
ikona lupy />
Olga Białobrzeska, psycholog społeczna, doktor nauk społecznych. W Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi Uniwersytetu SWPS prowadzi badania dotyczące roli wspólnotowości w życiu człowieka / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Olga Białobrzeska: Rzeczywiście, wszyscy mówią o polaryzacji, ale danych na jej temat nie ma w Polsce zbyt wiele. Bazujemy w dużej mierze na obserwacjach, dowodach anegdotycznych albo opinii socjologów czy publicystów. My chcieliśmy zbadać polaryzację z udziałem reprezentatywnej próby obywateli, biorąc pod uwagę różne jej aspekty.

Wawrzyniec Smoczyński: Przede wszystkim chcieliśmy uniknąć błędu poznawczego, który popełnia wielu zaangażowanych w politykę lub tych, którzy o niej opowiadają. Pojawia się tendencja, by widzieć wyłącznie podziały i przekładać je na ludzi. Krótko mówiąc, skoro politycy w Sejmie ostro się kłócą, to wyborcy na pewno też muszą.

A tak nie jest?
Wawrzyniec Smoczyński, prezes Fundacji Nowej Wspólnoty, menedżer, analityk, założyciel Polityki Insight. Przez 13 lat pracował jako dziennikarz i redaktor
ikona lupy />
Wawrzyniec Smoczyński, prezes Fundacji Nowej Wspólnoty, menedżer, analityk, założyciel Polityki Insight. Przez 13 lat pracował jako dziennikarz i redaktor / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

WS: To tylko do pewnego stopnia jest prawdą. Faktycznie, często przejmujemy od polityków sposób rozmowy o sprawach publicznych, ale z naszych badań wynika, że ten obraz jest bardziej złożony.

Co to znaczy w praktyce?

OB: Nasze badanie pokazuje, że polaryzacja jest mniejsza, niż nam się powszechnie wydaje, ale zarazem uważamy się w dużej mierze za społeczeństwo podzielone, w którym nie da się ze sobą dogadać. Badaliśmy polaryzację ideologiczną, afektywną i odczuwaną. Ta pierwsza dotyczy faktycznych różnic poglądów i opinii. Afektywna dotyczy niechęci do osób, które mają inne przekonania, a odczuwana tego, czy postrzegamy nasze społeczeństwo jako podzielone.

Zazwyczaj idzie to przecież w parze. Sąsiad jest lewakiem, więc go nie cierpię. To proste.

OB: Tylko pozornie – widzimy wyraźną niechęć wobec osób, które głosują na inne partie, ale jak sprawdzimy ich poglądy na konkretne tematy, to okazuje się, że więcej nas łączy, niż dzieli. Polaryzacja może być zatem bardziej odczuciem, u źródła którego leży założenie, że się różnimy. Choć w rzeczywistości te różnice są mniejsze.

Ja i mój sąsiad lewak mamy więc sporo punktów wspólnych, tylko o tym nie wiemy?

OB: Tak, a do tego obaj macie poczucie, że całe osiedle jest głęboko podzielone. To właśnie ten trzeci rodzaj polaryzacji, czyli odczuwanej. Większość z nas jest głęboko przekonana, że jesteśmy jako społeczeństwo silnie podzieleni.

WS: W pewnym momencie nie ma znaczenia, czy polaryzacja naprawdę istnieje, czy nie. Ludzie w nią wierzą i zachowują się, jak gdyby była faktem. Obraz, który wyłania nam się z badań, z jednej strony uspokaja, bo nie ma realnego, twardego podziału. W związku z tym nie ma podglebia do przemocy czy wojny domowej. Z drugiej strony niechęci, idącej często w poprzek domniemanych podziałów ideologicznych, jest między nami sporo.

Brzmi to trochę tak, jak gdyby co rano ktoś podstawiał nam krzywe zwierciadło. Kto to robi? Politycy?

WS: Gdy szukaliśmy siewców polaryzacji, to wyróżniliśmy trzy grupy: populistycznych polityków, upartyjnionych dziennikarzy i cynicznych aktywistów, którzy z pozoru nie są w polityce, ale żyją z chaosu i dolewają paliwa do codziennych podziałów.

Wróćmy do waszego badania: w jaki sposób sprawdziliście tę polaryzację?

OB: Zapytaliśmy reprezentatywną grupę 2351 Polek i Polaków o 13 najważniejszych dla nich spraw w 2025 r. Zależało nam na tym, by obejmowały one wszystkie kluczowe obszary funkcjonowania państwa – od gospodarki przez politykę zagraniczną, po kwestie światopoglądowe. Gdybyśmy wybrali tylko te ostatnie, to zapewne wskaźnik polaryzacji byłby wysoki, ale nie oddawałby ogółu poglądów Polek i Polaków. W żadnej spośród 13 kwestii nie zaobserwowaliśmy silnej polaryzacji poglądów. W 12 na 13 polaryzacja była umiarkowana. Maksymalnie połowa respondentów ma jednoznaczny pogląd po jednej lub drugiej stronie, pozostałe osoby znajdują się gdzieś pomiędzy, czyli po części zgadzają się z jedną i drugą stroną.

Czyli gdybym był politykiem i chciał rozhuśtać polaryzację na czas kampanii, to zagrałbym sprawą aborcji, migrantów i szkoły. Skąd my to znamy?

WS: Reżyserki i reżyserzy polityki wyświetlają nam film, ale każą oglądać tylko wybrane sceny. To bez sensu, ale tak to działa.

Co z tym zrobić?

WS: Główna część naszych działań w Fundacji Nowej Wspólnoty to uczenie ludzi praktycznych umiejętności rozmowy. Organizujemy treningi dobrej rozmowy i dialogi – spotkania, na których szeregowi obywatele o przeciwstawnych poglądach rozmawiają na sporne tematy. Co ważne, to nie są debaty – nie skupiamy się na wymianie argumentów, by się nawzajem przekonać, bo to najczęściej niemożliwe. Ale uczymy się rozmawiać, szanując różnicę zdań.

O czym dyskutowaliście?

WS: Wybory prezydenckie, 800 plus, szczepienia, patriotyzm… W zeszłym tygodniu rozmawialiśmy o Ostatnim Pokoleniu. Dwa tygodnie wcześniej w Wielbarku koło Szczytna rozmawialiśmy o wiatrakach, bo niedaleko ma powstać farma wiatrowa. Emocje były naprawdę duże.

I co? Po rozmowie wszyscy poszli razem na piwo pod wiatrakiem?

WS: Po dialogu z Ostatnim Pokoleniem dwóch przeciwników tego ruchu poszło tego samego dnia na ich koncert, więc czasem i to jest możliwe. Ale powtarzam, nie chodzi o zmianę poglądów – bo ludzie rzadko je zmieniają – tylko o odzyskanie przekonania, że druga strona to ludzie tacy jak my i mają swoje racje.

OB: Podczas naszych spotkań następuje wyprostowanie wykrzywionego zwierciadła, o którym mówiliśmy. Ludzie dostrzegają, że różnice w poglądach są, to jasne, ale większość nie jest ani radykalnie „za”, ani radykalnie „przeciw”. Jest za to mnóstwo ludzi, którzy są po jednej ze stron, ale widzą korzyści tych z drugiej strony. W wyniku rozmowy z osobami z innych baniek, ludzie przestają widzieć innych przez pryzmat stereotypów, zero-jedynkowo.

WS: To doświadczenie jest trudne, bo musisz przyjąć to, że ta druga osoba jest sympatycznym, miłym człowiekiem, nawet rozumiesz jej motywacje, ale, cholera, ona myśli inaczej. I wtedy jest najciekawszy proces: muszę wpuścić tę osobę do swojej grupy.

Brzmi pięknie. Ale ludzie wyjdą z tych spotkań i zagłosują na tych, którzy grają w polaryzację. Inaczej ruch Szymona Hołowni tak szybko nie trafiłby na strych polityki. Tak jak Kukiz, Biedroń, Petru, PJN...

OB: Tak, jest w naszych zachowaniach sporo paradoksów. Mamy w badaniu dużą, wyraźną grupę umiarkowaną, która niekoniecznie głosuje na umiarkowane opcje. Zdecydowana większość Polaków chce, by polaryzacja była mniejsza, a jednocześnie wybiera liderów, którzy nie zasypują podziałów, lecz je pogłębiają.

WS: Polaryzacja zjada nie tylko Hołownię, ale też Kaczyńskiego i Tuska. Owszem, ten drugi jest dziś u władzy, jednak na skutek polaryzacji ma mało stabilną większość parlamentarną i przegrał wybory prezydenckie. Kaczyński z powodu rozkręconej polaryzacji i wychylenia swojej partii w jedną stronę stracił władzę w 2023 r.

Opłaca się im mimo wszystko.

WS: Na razie jeszcze się im opłaca, koniec końców Tusk jest premierem. Ale demokracja parlamentarna opiera się na kompromisie. Systemy w takich krajach jak nasz działają tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie budować większości. A żeby to zrobić, trzeba czasem iść na ustępstwa.

Kompromis w polityce oznacza dziś słabość. Jesteś miękiszonem albo nie masz sprawczości.

WS: Albo dopuszczasz się zdrady. Ale to jest do odkręcenia. Na koniec rozmowy w Wielbarku ludzie powiedzieli, że pierwszy raz mieli możliwość porozmawiania ze sobą bez awantury i wyzwisk. Co by było, gdybyśmy na poziomie dużej polityki mieli możliwość porozmawiania bez wyzwisk, oskarżeń o zdradę i złodziejstwo?

W słupkach oglądalności okaże się, że widownia była przy awanturze, a przy dyskusji o składce zdrowotnej i kondycji NFZ zmieniła kanał.

OB: Media podejmują tematy, które polaryzują, bo te cieszą się oglądalnością. Ale gdyby przyjąć kryterium odpowiedzialności, a nie oglądalności, to mogłyby poruszać te, które są dla ludzi ważne i które łączą.

To odwieczna dyskusja: czy to media narzuciły te tematy, czy ludzie wymusili je na mediach? A w tle oglądalność, reklamy, pieniądze...

WS: Myślę, że ludzie po prostu chcieliby wiedzieć, że na koniec – po dyskusji z udziałem różnych opcji politycznych – zostanie podjęta decyzja i będzie działanie. Wtedy byłoby i merytorycznie, i z widownią. Rozmawiają o kolejkach do lekarzy, ale ostatecznie muszą przegłosować ustawę. Za jednym zamachem masz oglądalność i odblokowanie procesu politycznego. Wyjście z polaryzacji to kwestia naszego wyboru. Naprawdę da się z nią wygrać. ©Ⓟ