Po raz kolejny proszę naszego głupiego prezydenta – nie atakuj Syrii, jeżeli to zrobisz, wydarzy się wiele złych rzeczy, a Stany Zjednoczone nic na tym nie zyskają. Takimi słowami 5 września 2013 r. do prezydenta Obamy zwrócił się na swoim ulubionym Twitterze populistyczny polityk Partii Republikańskiej, gwiazdor reality show i plotkarskich magazynów – Donald Trump.
Dziś po niecałych czterech latach ten sam Donald Trump, już jako prezydent, musi zmierzyć się z wyzwaniem, przed którym staje każdy populista, który zdobędzie władzę. Jak zrealizować nierealistyczne obietnice. Jak prostymi metodami poradzić sobie ze skomplikowanymi problemami. Co to w zasadzie znaczy – wypalić islamski terroryzm?
To pytanie warto zadać również w związku z zamachem, do którego doszło w Sztokholmie. Po raz kolejny przez polskie media przetoczyła się fala społecznościowej odwagi. – Kiedy wreszcie Europa się obudzi? Dlaczego Szwedzi są takimi mięczakami? Dlaczego ich premier płacze? Czy Europę stać tylko na śpiewanie piosenek i marsze przeciw przemocy? Francuzi znowu kapitulują?
Fala bohaterstwa w wykonaniu podtatusiałych publicystów z brzuszkami, robiących sobie zdjęcia z pistoletami w czasie weekendowych wypraw do lasu. Szyderstwa pod adresem tych krajów Europy Zachodniej, które od lat toczą walki na całym Bliskim Wschodzie. Które nie odmawiają pomocy potrzebującym i przyjmują uchodźców – tak jak przyjmowały nas, Polaków w 1968 i 1981 r .
Populistyczne hasła dobrze wyglądają w mediach społecznościowych, ale nie rozwiązują rzeczywistych problemów. Demonstracyjne użycie broni i zamykanie meczetów przez francuskie służby specjalne okazało się mniej skuteczne niż brytyjska metoda infiltracji radykalnych środowisk. Z perspektywy polskiej tych działań się nie widzi i zalewa się nastawioną na rynek wewnętrzny publicystyką pod hasłem: Europo, obudź się.
Ale co to właściwe znaczy? Co konkretnie ma zrobić Europa? Rozstrzelać 10 muzułmanów za każdego zabitego w zamachu? – jak chce tego pewien polski wydawca prasowy. Wrócić do wartości chrześcijańskich? Mamy to tłumaczyć Angeli Merkel – córce pastora, czy laickiej Francji?
Polskie pomysły na kryzys bezpieczeństwa w Europie są puste. Jesteśmy krajem, którego zaangażowanie militarne w kryzys w Syrii jest bliskie zeru i który nie ma pomysłu na pomoc sojusznikom wystawionym na migracyjny kryzys.
Możemy udawać, że wojna w Syrii i Iraku nas nie dotyczy. Możemy udawać, że nie uczestniczyliśmy w inwazji w 2004 r., inwazji być może potrzebnej, ale zakończonej dramatycznie złą okupacją i rozwiązaniem irackich służb specjalnych, których ludzie dali początek ISIS. Możemy udawać, że nie ma bezpośredniego związku między wojną w Mezopotamii, kryzysem na Morzu Czarnym i walkami na Ukrainie.
Ale nawet najmocniej zamknięte oczy i najgłośniej wykrzykiwane populistyczne hasła nie zmienią tego, że wojna na Bliskim Wschodzie jest dla Polski szalenie ważna. Bardzo ryzykowana jest sytuacja, w której jednostronna polityka USA może doprowadzić do rozłamu w relacjach z Europą i dalszego zbliżenia Turcji do Rosji.
My, Polacy chcemy bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego naszego kraju. Wielokrotnie w historii przekonaliśmy się, że kluczem do niego jest spoistość sojuszy. I tu być może, w budowaniu wspólnoty, a nie w populistycznym krytykowaniu sojuszników leżą nasza siła i odpowiedzialność za wolność nas wszystkich.