Ministerstwo Cyfryzacji (MC) po szeregu krytycznych uwag zgłoszonych w ramach konsultacji społecznych do projektu ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści szkodliwych w internecie (nr z wykazu: UD179) zdecydowało się na jego aktualizację. Z nazwy projektu zniknęło budzące kontrowersje pojęcie „treści szkodliwe” i zastąpiło je znacznie bardziej jednoznaczne sformułowanie „treści pornograficzne”. W ślad za tym zwolniono dostawców usług internetowych z problematycznego obowiązku szacowania ryzyka szkodliwości prezentowanych przez nich treści. Doprecyzowano natomiast wymogi dotyczące weryfikacji wieku osób korzystających z materiałów przeznaczonych dla dorosłych.

Serwisy internetowe nie będą musiały szacować ryzyka szkodliwych treści

Konieczność ochrony dzieci przed nieograniczonym dostępem do niedostosowanych do ich wieku treści o charakterze pornograficznym nie budzi kontrowersji. Problemem było jednak to, że w pierwotnej wersji projektu MC nie ograniczyło się wyłącznie do wprowadzenia restrykcji dla portali z treściami dla dorosłych (jak zrobiono choćby we Francji), ale posłużyło się znacznie szerszym i nieprecyzyjnym pojęciem „treści szkodliwych”. Projektowane przepisy zobowiązywały wszystkich usługodawców świadczących usługi drogą elektroniczną do okresowego analizowania ryzyka związanego z dostępem dzieci do tych treści.

W praktyce oznaczało to, że co dwa lata każdy dostawca tego rodzaju usług musiałby sporządzać analizy i szacować ryzyko. Niepewność wzmagał fakt, że nigdzie nie określono, czym są „treści szkodliwe”, ale jednocześnie za brak ich przeanalizowania miały grozić kary sięgające 1 mln zł. Zapytany przez DGP w marcu br. resort tłumaczył się tym, że ocena szkodliwości danych treści może „być uzależniona od stopnia wrażliwości lub przyzwyczajenia osób wchodzących w interakcję” z nimi. Zaś brak sprecyzowania tego pojęcia „podyktowany był chęcią uniknięcia nadmiernego zawężenia” jego zakresu.

Treści pornograficzne tylko dla pełnoletnich

Te wyjaśnienia nie przekonały prawników, którzy w marcu br. na łamach DGP wskazywali, że za treści szkodliwe można uznać np. promowanie ryzykownych diet przez influencerów. Wyjaśniali też, że brak precyzji doprowadzi do dużej niepewności wśród podmiotów świadczących usługi przez internet. Podobne wątpliwości zgłosiły w ramach konsultacji społecznych m.in. Fundacja Panoptykon, Izba Gospodarki Elektronicznej oraz Związek Cyfrowa Polska. Resort wsłuchał się w te głosy i zrezygnował z kontrowersyjnego sformułowania.

– Decyzja o zastąpieniu nieostrego pojęcia „treści szkodliwych” bardziej konkretnym określeniem „treści pornograficzne” jest z pewnością krokiem w dobrą stronę. Wobec rezygnacji MC z definiowania użytej w ustawie terminologii, wprowadzenie pojęcia „treści szkodliwe” wiązałoby się z możliwością rozciągnięcia jej zastosowania na praktycznie wszystkie treści udostępniane w internecie. Ocena, czy dana treść jest „szkodliwa”, miałaby charakter subiektywny i zależałaby od indywidualnych przekonań czy światopoglądu osoby dokonującej wykładni przepisów – mówi Aleksandra Kuc-Makulska, radca prawny i rzecznik patentowy z kancelarii DWF.

Nasza rozmówczyni wskazuje, że w zależności od stopnia wrażliwości odbiorców treści, za szkodliwe można byłoby uznać nagrania tzw. pranków (filmików komediowych – red.). Jednocześnie zaznacza, że choć resort zdecydował się na użycie w nowej wersji projektu znacznie węższego pojęcia, czyli „treści pornograficzne”, to wciąż nie wprowadził jego ustawowej definicji.

– Jego zakres znaczeniowy jest jednak wyraźnie węższy i budzi mniej wątpliwości interpretacyjnych. Jak ujął to sędzia Potter Stewart w słynnej sprawie Jacobellis v. Ohio (1964): „I know it when I see it”, co dobrze oddaje intuicyjność rozpoznawania tego rodzaju treści, mimo trudności w ich jednoznacznym zdefiniowaniu. Niemniej zgadzam się z wyrażanymi w trakcie konsultacji publicznych postulatami wprowadzenia choćby uproszczonej definicji pornografii – zapewniłoby to większą przejrzystość regulacji i ograniczyło ryzyko nadużyć wynikających z niejasności językowych – ocenia mec. Kuc-Makulska.

Co znajdzie się w przepisy chroniących dzieci przed pornografią?

Zmiany w projekcie jednoznacznie pozytywnie ocenia Jakub Woźny, radca prawny i partner z Kancelarii Prawnej Media. Nasz rozmówca chwali resort za jasne rozstrzygnięcie, że przyszłe regulacje nie obejmą prywatnej komunikacji np. przez komunikatory portali społecznościowych.

– Usunięto ryzyko interpretacji, zgodnie z którą np. dostawca usługi wymiany wiadomości musiałby ingerować w komunikację prywatnych osób – mówi mec. Woźny.

– Zastrzeżenia dotyczyły też pojęcia „treści szkodliwych”, które z natury umyka definiowaniu. To przedsiębiorcy musieliby każdorazowo rozstrzygać, co jest szkodliwe dla małoletnich, a co nie. Takie rozwiązanie, w dobie (wciąż) globalnej gospodarki cyfrowej, byłoby skrajnie trudne w realizacji. W szczególności dla mniejszych podmiotów – dodaje Jakub Woźny.

Jak weryfikować wiek użytkowników stron pornograficznych?

Jednym z mankamentów poprzedniej wersji projektu było lakoniczne brzmienie przepisów dotyczących obowiązku weryfikowania wieku osób korzystających ze stron pornograficznych. MC proponowało, by był to „mechanizm mający na celu ustalenie pełnoletności usługobiorców, z wyłączeniem metod biometrycznych i samodzielnej deklaracji wieku”. Zdaniem rzecznika praw obywatelskich na podstawie lektury pierwotnej wersji projektu „trudno określić, na czym w istocie ten mechanizm ma polegać, jak funkcjonować i jakie warunki powinien spełniać”.

Z kolei prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych zwrócił uwagę na brak wytycznych dotyczących bezpieczeństwa danych gromadzonych przy okazji weryfikacji. „Konieczne jest określenie w przepisach o odpowiedniej randze (ustawy) co najmniej podstawowych założeń, na których miałyby się opierać systemy weryfikujące wiek użytkownika” – czytamy w uwagach prezesa UODO do pierwotnej wersji projektu.

– W nowej wersji projektu wprowadzono ogólne, choć bardziej szczegółowe niż w poprzednim projekcie, wymogi dotyczące stosowania narzędzi weryfikowania wieku. Ten krok należy ocenić pozytywnie. Uszczegółowiono pewne kwestie, wprowadzając m.in. odwołanie do unijnego rozporządzenia eIDAS oraz przepisów RODO. Zobowiązano usługodawców do cyklicznego przeglądu stosowanych metod weryfikowania wieku pod kątem ich zgodności z aktualnym stanem prawnym i wiedzą techniczną. Jednak pozostawiono im swobodę wyboru konkretnych metod, które spełnią wymogi prawne. To rozsądne podejście, zbieżne choćby z tym stosowanym w Wielkiej Brytanii – ocenia Mikołaj Sowiński, radca prawny, który jest doradcą Stowarzyszenia Twoja Sprawa, od lat działającego na rzecz ochrony dzieci przed pornografią.

Etap legislacyjny:
Projekt ustawy po konsultacjach społecznych, uzgodnieniach i opiniowaniu.