Jest taka pamiętna scena w „Szeregowcu Ryanie”, w której grany przez Toma Hanksa kapitan Miller celuje z pistoletu w nacierającego na niego „Tygrysa”. Ranny i pozbawiony większej nadziei strzela kolejnymi pociskami, które oczywiście nie mają żadnych szans na przebicie grubego pancerza. Mimo to po jednym z wystrzałów niemiecki czołg wybucha. Przez kilka chwil zaskoczeni widzowie mogą pomyśleć, że jego zniszczenie było zasługą determinacji kapitana. Zaraz jednak kamera pokazuje nam przelatujący myśliwiec. To jemu bohaterowie zawdzięczali celne trafienie. Wkrótce niebo zapełnia się amerykańskimi samolotami, niemieccy żołnierze wpadają w popłoch, a bitwa zostaje wygrana.
Procedowanie tzw. ustawy frankowej kojarzy mi się właśnie ze strzelaniem z pistoletu do czołgu ciężkiego. Wiadomo, że niewiele to zmieni, a ewentualne zwycięstwo będzie efektem innych czynników. Marzeniem ministerstwa jest jednak, aby kamera nigdy nie pokazała nadlatujących samolotów, zatrzymując się na dymiącym colcie.
Spraw kredytów frankowych coraz mniej
Nie ulega wątpliwości, że cała „saga frankowa” powoli dobiega końca. Być może nie widać jeszcze tego z perspektywy sądów apelacyjnych – tam bowiem sędziowie zajmują się falą kulminacyjną pozwów sprzed dwóch czy trzech lat. Możemy jednak dostrzec wyraźną tendencję, patrząc na malejący wpływ nowych powództw, liczbę zawartych ugód czy odnotowany po raz pierwszy spadek łącznej liczby pozostałych do rozpoznania spraw frankowych. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że kto miał złożyć pozew lub zawrzeć ugodę, ten już to zrobił. W grze pozostali jeszcze „eurowicze” oraz osoby, które spłaciły już kredyt w całości. Tak czy inaczej, najgorsze już za nami, choć wbrew dumnym komunikatom nie jest to zasługa działań podejmowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Kluczowe jest bowiem to, że po upływie niemal sześciu lat od wydania przez TSUE przełomowego wyroku w sprawie państwa Dziubaków (C-260/18) rozstrzygnięto już najistotniejsze zagadnienia w orzecznictwie. W zeszłym roku doczekaliśmy się nawet „uchwały frankowej” Sądu Najwyższego (sygn. akt III CZP 25/22), która i tak wydawała się już mocno spóźniona. Wobec iluzorycznej szansy na wygraną w sporze z frankowiczami banki były zmuszone do całkowitej zmiany proponowanych warunków ugody. Niezbędna była zmiana oferty porozumień, tak aby stanowiły one dla konsumenta atrakcyjną alternatywę wobec wygranej w procesie. O ile jeszcze dwa lata temu dominowała propozycja przewalutowania kredytu na złote i dalszego rozliczania go na podstawie stawki WIBOR, o tyle dzisiaj wiele banków oferuje już rozliczenie umowy na zasadach zbliżonych do całkowitej nieważności umowy. Dodając do tego coraz częstszą rezygnację ze składania apelacji i niemal całkowite wycofanie się z pozwów o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, można stwierdzić, że obserwujemy ostatni akt frankowego spektaklu, a wręcz odnieść wrażenie, że banki rozpoczęły między sobą wyścig o to, kto najszybciej pozbędzie się ciężaru portfela frankowego i pozytywnie zaskoczy swoich akcjonariuszy. Sukces nie jest już mierzony liczbą oddalonych powództw kredytobiorców, lecz tempem zmniejszania odpisów na ryzyko prawne.
Wobec powyższego pojawia się pytanie – czy procedowanie ustawy mającej regulować wyłącznie postępowanie w sprawach frankowych ma jeszcze sens? W mojej ocenie zdecydowanie nie. Ministerstwo Sprawiedliwości powinno teraz się skupić na wyciągnięciu wniosków z fali pozwów frankowych, opracowywać rozwiązania uodparniające system na podobne wyzwania w przyszłości, a nie gasić dogasający już pożar. W innym przypadku może się okazać, że po „ustawie frankowej” konieczna będzie „ustawa WIBOR-owa”, a prawodawca po raz kolejny będzie się skupiać na prowizorycznych działaniach.
Pochylmy się jednak na chwilę nad konkretnymi rozwiązaniami, które przewiduje projekt omawianej ustawy. Jej pierwotna wersja ograniczała swoje zastosowanie wyłącznie do sporów dotyczących kredytów indeksowanych i denominowanych do franka szwajcarskiego. Po fali krytyki tego rozwiązania bieżąca wersja projektu została poszerzona również o pożyczki hipoteczne, ale dalej pomija zobowiązania wyrażone w euro i walutach innych niż szwajcarska. Jak wskazano w uzasadnieniu, „w odróżnieniu od kredytów frankowych, umowy waloryzowane do innych walut obcych występują w znacznie mniejszej skali i nie powodują analogicznych zatorów w sądach”. Całkowicie pomijany jest zatem fakt, że w przyszłości liczba pozwów dotyczących np. kredytów denominowanych w euro może rosnąć. Stanowisko to jest zaskakujące również dlatego, że abuzywność zapisów umownych oceniamy na dzień zawarcia umowy, a nie z perspektywy jej wykonania.
Różnica sytuacji między frankowiczami a eurowiczami sprowadza się wyłącznie do dwóch kwestii – tych pierwszych było więcej, a w przypadku tych drugich ryzyko kursowe jeszcze się w pełni nie zmaterializowało. Treść wzorca umownego dotyczącego kredytów w tych dwóch walutach była identyczna. Dlatego też decyzja o ograniczeniu zastosowania ustawy do zobowiązań wyrażonych we frankach szwajcarskich nie ma racjonalnego uzasadnienia i pogłębia tylko wrażenie niepotrzebnej fragmentaryczności proponowanych rozwiązań.
Prawo, które już nic nie zmieni
Zdaje się, że ministerstwo poświęca najwięcej uwagi nowym przepisom wprowadzającym automatyczne zawieszenie płatności rat kredytowych z chwilą doręczenia pozwu. Jest to jednak postawienie chochoła w celu stoczenia z nim bohaterskiego boju. Koncepcja ta mogłaby mieć istotne znaczenie kilka lat temu, ale dzisiaj – kiedy uzyskanie zabezpieczenia nie stanowi większego problemu – już nie. Warto też zaznaczyć, że w przypadku złożenia wniosku o wstrzymanie płatności rat wraz z pozwem konsument nie uiszcza dodatkowej opłaty. Nie bez znaczenia jest również to, że większość banków zrezygnowała z zaskarżania postanowień sądów w przedmiocie wstrzymania płatności rat. Odpada zatem nawet argument zalewania sądów zażaleniami, które – co warto przypomnieć – nie wstrzymywały wykonalności postanowienia. Wreszcie problem zabezpieczeń i tak nie dotyka kredytobiorców, którzy spłacili już kredyt w całości.
Projekt wydłuża czas na podniesienie zarzutu potrącenia aż do zamknięcia rozprawy przed sądem drugiej instancji. Termin ten faktycznie jest dosyć rygorystyczny ze względu na brzmienie art. 2031 k.p.c. Należy jednak zadać pytanie, jaki jest cel takiej fragmentarycznej regulacji, skoro zasady podnoszenia zarzutu potrącenia i tak mają być zmodyfikowane dużą nowelizacją kodeksu postępowania cywilnego (projekt UD261)? Ponadto nawet przy obecnych przepisach banki mogą potrącać wzajemne wierzytelności od razu w odpowiedzi na pozew. Problem z pozwami o zwrot kapitału nie wynika zatem jedynie z niefortunnych zapisów ustawowych, lecz także ze świadomej taktyki procesowej banków.
Pozostałe zmiany albo dotyczą kwestii całkowicie marginalnych (jak np. art. 6 pozwalający na pominięcie sprzeciwu wobec przesłuchania świadka poza sądem), albo powinny być częścią szerszej regulacji postępowania w sprawach konsumenckich. Dotychczasowe, pozostawiające wiele do życzenia przepisy zawarte w art. 45814 k.p.c. i następnych mają zostać całkowicie usunięte na mocy wspomnianej dużej nowelizacji k.p.c.
Co naprawdę warto zrobić
Puśćmy na chwilę wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że zamiast epizodycznej ustawy procedowany jest kompleksowy zbiór przepisów regulujących wszystkie spory konsumentów z przedsiębiorcami. Wyciągając wnioski z fali pozwów frankowych, możemy bowiem bez problemu znaleźć najsłabsze elementy systemu.
Warto rozważyć np. przekazanie wszystkich spraw konsumenckich do właściwości sądów rejonowych, niezależnie od wartości przedmiotu sporu.
Pożądane byłyby też zmiany w zasadach ponoszenia kosztów sądowych, by zniechęcić przedsiębiorców do upartego brnięcia w przegrane procesy. Proponowane w ustawie frankowej składy jednoosobowe w postępowaniu apelacyjnym czy możliwość rozpoznania sprawy na posiedzeniu niejawnym powinny również znaleźć szersze zastosowanie niż tylko w sprawach frankowych. Tu jednak potrzebne byłoby holistyczne i długoterminowe spojrzenie, którego próżno szukać w naszej legislacji.
Oczywiście nie mamy jakichkolwiek gwarancji, że ustawa frankowa w ogóle wejdzie w życie. Przypominam, że jeszcze w zeszłym roku resort zapowiadał uregulowanie i ujednolicenie zasad zawierania ugód z bankami, jednak pomysł ten został całkowicie porzucony. Nie wiadomo też, jakie podejście do projektu ma nowy minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, ani czy ustawa w tym kształcie zostanie podpisana przez nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Nawet jednak przy założeniu bezproblemowego procedowania ustaw nie wejdzie ona w życie szybciej niż pod koniec 2025 r. Do tego czasu wpływ nowych spraw frankowych wciąż będzie się zmniejszał, warunki ugód będą jeszcze korzystniejsze, a ministerstwo przyszykuje kolorowe infografiki oznajmiające kolejny sukces. Kiedy więc ten „Tygrys” w końcu wybuchnie, warto pamiętać, że nie jest to skutek strzelania z pistoletu. ©℗