Stowarzyszenie Dziennikarzy i Wydawców Repropol ma wkrótce rozpocząć negocjacje warunków współpracy z platformami internetowymi. Uzyskane od nich opłaty za prawa pokrewne podzieli między wydawców publikacji prasowych – dzienników, czasopism, internetowych serwisów informacyjnych itp.
– Kwota dla poszczególnych wydawców będzie przede wszystkim zależna od tego, jaka ogólna pula zostanie wynegocjowana w Polsce – zaznaczyła Renata Krzewska, prezeska Repropolu, na wtorkowym spotkaniu z wydawcami.
Projekt regulaminu podziału wynagrodzenia, który Repropol przedstawił do konsultacji, przewiduje, że stawka procentowa opłaty licencyjnej dla danej publikacji prasowej będzie proporcjonalna do udziału tej publikacji w przychodach, jakie określona platforma uzyskuje z tytułu zwielokrotniania lub publicznego udostępniania treści wydawców. W praktyce kluczowe będą statystyki wyświetleń treści na platformach, a nie odwiedziny stron wydawców. W zaproponowanym modelu rozliczeń nie uwzględniono liczby zatrudnionych w redakcjach dziennikarzy – to kryterium bierze pod uwagę Kanada, wykorzystuje je też Grecja.
Podstawę do negocjacji dało wdrożenie dyrektywy 2019/790 o prawie autorskim i prawach pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym (DSM), która wprowadziła prawo wydawcy prasowego do wyłącznej eksploatacji online jego publikacji przez platformy internetowe (np. Google), a to z kolei dało podstawę domagania się opłaty licencyjnej. Jeśli przez trzy miesiące strony nie osiągną porozumienia, będą mogły skorzystać z mediacji prowadzonych przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. Gdyby i to nie przyniosło efektu – zdecyduje urząd. Przy czym organizacja zbiorowego zarządzania (OZZ) ma dodatkowe narzędzia: może zgłosić do Komisji Prawa Autorskiego tabelę wynagrodzeń – po jej zatwierdzeniu stawki opłat staną się obowiązujące dla wszystkich platform korzystających z treści.
Jak mówi Jacek Wojtaś, prawnik Izby Wydawców Prasy (jej członkiem jest Infor PL, wydawca DGP) i wiceprezes Repropolu, tabela będzie przygotowywana równocześnie z negocjacjami. Stowarzyszenie ma status OZZ w zakresie praw pokrewnych od 14 listopada tego roku. To oznacza, że domyślnie reprezentuje w negocjacjach z big techami wszystkich wydawców, także niebędących jego członkami – chyba że złożą oświadczenie, iż nie chcą być reprezentowani. Jak wskazywała Renata Krzewska, wydawcy niekorzystający z pośrednictwa OZZ mogą negocjować samodzielnie lub w grupach.
– Wiemy, że niektórzy wydawcy już dostają bezpośrednie oferty – przyznała Renata Krzewska. – Z doświadczeń w innych krajach wiemy też, że takie umowy potrafią mieć zbyt szeroko określony zakres licencji i wydawca może stracić nadzór nad tym, co się dzieje z jego treściami – ostrzegała.
Stawka dla wydawców jest wysoka. W dyskusji o implementacji dyrektywy padały kwoty kilkuset milionów złotych rocznie w skali kraju. – Na tym etapie nie chcielibyśmy deklarować żadnych finansowych oczekiwań w stosunku do platform – zastrzegła prezeska Repropolu. ©℗