Sprzedawcy protestują przeciwko planom pięciokrotnego wzrostu opłat za wyrzucane jedzenie.Producenci, choć ich regulacje te nie obejmą, również obawiają się strat.

Wpisany w minionym tygodniu do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1645 ze zm.) zakłada podniesienie z 10 do 50 gr kar za każdy kilogram zutylizowanej żywności. Wzrosną też kary za niewniesienie tych opłat (wniesienie ich w niepełnej wysokości albo z przekroczeniem terminu) z obowiązującego przedziału od 500 zł do 10 tys. zł do kwoty w przedziale od 5 tys. do 15 tys. zł.

Nowe przepisy mają objąć każdego sprzedawcę detalicznego i hurtowego o powierzchni sprzedaży powyżej 250 mkw. W przypadku sieci będzie to dotyczyło każdego sklepu, który spełnia kryterium powierzchniowe. Nie będzie już obowiązywało kryterium przychodowe. Dziś ustawa obejmuje te placówki, które uzyskują ze sprzedaży żywności przynajmniej 50 proc. swoich przychodów. Projekt przewiduje też 5 tys. zł kary dla sprzedawcy za nierealizowanie kampanii edukacyjnej uczącej racjonalnego obchodzenia się z żywnością i wprowadza limit odliczenia od opłaty maksymalnie 20 proc. kosztów poniesionych na kampanię, transport i dystrybucję przekazanej żywności. Zostanie też doprecyzowana definicja marnowania żywności. Chodzi o to, aby nie były to tylko działania, na skutek których dochodzi do przeterminowania żywności, lecz także zaniechania, które do tego doprowadziły.

Nie tylko handel

Eksperci chwalą ministerstwo za dostrzeżenie, że obowiązujące przepisy wymagają zmiany, bo nadal olbrzymie ilości jedzenia trafiają w Polsce do kosza. Na taką potrzebę wskazała m.in. w swoim raporcie z 2021 r. Najwyższa Izba Kontroli.

„Obowiązujące przepisy to za mało. (…) Nie udało się stworzyć kompleksowego systemu, który w pełni skutecznie redukuje w naszym kraju skalę tego problemu. Zdaniem NIK powodem jest to, że uregulowania dotyczą wyłącznie handlu” – pisze izba w swoim raporcie i podaje, kto i ile marnuje żywności (patrz: grafika). Podpowiada też, by żywność można było przekazywać także domom dziecka czy opiece społecznej. Swoje postulaty zmiany ustawy przedstawił również główny inspektor ochrony środowiska i można odnieść wrażenie, że to one miały największy wpływ na projekt nowelizacji. Zdaniem ekspertów jest on krokiem w dobrą stronę, ale niewystarczającym.

– Doprecyzowanie takich terminów jak „marnowanie żywności” czy „sprzedawcy żywności” to niewątpliwe zalety tego projektu. Jednak w mojej ocenie planowane zmiany są niewystarczające. Lepsze efekty przynoszą zazwyczaj nagradzanie, motywowanie i edukowanie niż karanie. Kolejnym ważnym aspektem jest przekazywanie żywności do redystrybucji po upływie daty minimalnej trwałości – mówi dr hab. inż. Beata Bilska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

Ekspertka wskazuje na rozporządzenie Komisji (UE) 2021/382 z 3 marca 2021 r., które wprowadziło taką możliwość. Jednak polskie prawo na to nie pozwala. Zmiana prawa w połączeniu z edukowaniem konsumentów i uświadamianiem im różnic pomiędzy „najlepiej spożyć przed” a „należy spożyć do” ograniczyłoby, zdaniem dr Bilskiej, marnowanie żywności.

Dla Federacji Polskich Banków Żywności kluczowa jest zmiana definicji marnowania żywności, która powinna ukrócić zjawisko pozostawiania produktów na półce do końca terminu ich przydatności do spożycia, ale – tak jak NIK – federacja uważa, że ograniczenie działania ustawy do handlu jest błędem.

– Dodatkowym źródłem żywności na cele społeczne mogliby się stać producenci żywności z pominięciem mikro i małych przedsiębiorców – mówi Beata Ciepła, prezes zarządu Federacji Polskich Banków Żywności.

Karol Stec, dyrektor ds. koordynacji projektów Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, również zarzuca projektodawcy, że skupił się tylko na jednym elemencie łańcucha żywnościowego, czyli sklepach, i jest wobec nich bardzo restrykcyjny, mimo że marnują one najmniej żywności w porównaniu z rolnikami, przetwórcami czy konsumentami, którzy mają tu najwięcej na sumieniu.

– Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, mając tę wiedzę, postanowiło, że najlepszą drogą do zmniejszenia ilości marnowanej żywności jest zaostrzenie przepisów wobec tych, którzy marnują jej najmniej, i ograniczenie wydatków na edukowanie tych, którzy marnują najwięcej. To nie jest logiczne. Sklepy, w swoim interesie, bardzo się starają, by żywności nie marnować, bo wtedy nie tylko tracą pieniądze wydane na jej zakup oraz marże, lecz także muszą ponieść koszt utylizacji i uiścić opłaty za marnotrawienie. Uważam, że ten projekt powinien stawiać na edukację. Drugi postulat dotyczy objęcia regulacją całego łańcucha. Wtedy powinniśmy osiągnąć rezultat w postaci zmniejszenia ilości marnowanej żywności – mówi dyrektor Stec.

Mniejsze zamówienia

Producenci bynajmniej nie czują ulgi z tego powodu, że nie zostali objęci projektem ustawy.

– Ta nowelizacja nie bezpośrednio, ale pośrednio może dotknąć również producentów żywności. Jej restrykcyjność powoduje, że sklepy mogą zacząć nadmiernie ograniczać jednorazowe zamówienia, aby zmniejszyć ryzyko marnowania żywności. Będzie to dotyczyło zwłaszcza produktów o krótkim terminie przydatności: owoców, warzyw, mięsa czy przetworów mlecznych. To może znacznie wpłynąć na koszty logistyki i transportu. Handel, który przecież stara się tak planować zaopatrzenie, by jak najmniej żywności się marnowało, bo to jest dla sklepu strata, teraz, stojąc przed wyborem między zapewnieniem ciągłości dostaw a ryzykiem zapłacenia kary za zmarnowanie żywności, może uznać, że lepiej ryzykować nawet chwilowymi niedoborami, niż płacić kary i ponosić koszty zwiększonych obciążeń administracyjnych – obawia się Andrzej Gantner, wiceprezes i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

W jego ocenie nowelizacja nie przyczyni się do zmniejszenia ilości marnowanej żywności. Powinna stawiać na edukację, by ludzie wiedzieli, jak żywność przechowywać i jej używać, jak planować zakupy i czytać informacje o przydatności do spożycia.

– Bardzo też żałuję, że po latach walki nas, producentów i sprzedawców, by móc przekazywać np. chleb potrzebującym bez konieczności odprowadzania od tego VAT, rząd sięga po takie nieprzyjazne firmom przepisy, z którymi na dodatek nie osiągnie zakładanego celu. Uważam, że ten projekt wymaga pogłębionych konsultacji, i mam nadzieję, że zostanie zmieniony – dodaje dyrektor Gantner.

Maciej Ptaszyński, prezes Polskiej Izby Handlu, choć sprzeciwia się marnowaniu żywności, to uważa, że walka z tym zjawiskiem nie powinna uderzać w przedsiębiorców.

– Ta regulacja przede wszystkim wprowadza kolejne obowiązki sprawozdawcze dla MŚP, które i tak mają ich już dość. Mierzą się z niejasnymi przepisami, np. związanymi z dyrektywą Omnibus. Za chwilę rozpocznie się działanie systemu kaucyjnego, wymagającego od przedsiębiorców prowadzących sklepy mnóstwa pracy. Na koniec dokłada się obowiązki sprawozdawcze związane z marnowaniem czy niemarnowaniem żywności. Jest to po prostu karygodne – ocenia prezes Ptaszyński. ©℗