Samorządy i producenci mają całkowicie rozbieżne pomysły na temat przyszłego systemu zbiórki odpadów. Chodzi o podział miliardów złotych.
Ruszający od Nowego Roku system kaucyjny obejmujący plastikowe butelki i metalowe puszki to niejedyna zmiana w sposobie gospodarowania odpadami. Znacznie większą rewolucją może się okazać rozszerzona odpowiedzialność producenta (ROP), która zakłada, że to wytwórca danego opakowania (każdego, a nie tylko tego objętego kaucją), a nie jak dotychczas samorząd, będzie odpowiadał za jego zbiórkę i recykling.
Prace nad ROP trwają w Ministerstwie Klimatu i Środowiska (MKiŚ) od kilku miesięcy. Na początku sierpnia w resorcie odbyło się kolejne spotkanie w ramach nieformalnych prekonsultacji. Choć na stole położono wiele propozycji, to w praktyce realne szanse na wdrożenie mają dwa krańcowo różne modele ROP. Pierwszy z nich zaproponowali samorządowcy oraz część firm odpadowych, natomiast drugi został wypracowany przez samych producentów, a więc tzw. wprowadzających na rynek opakowania. DGP dotarł do założeń obu tych modeli.
Transparentność i bezpieczeństwo
Poza sporem pozostaje to, że to producent, a nie jak dotychczas gmina, będzie musiał ponieść koszt zbierania oraz recyklingu wypuszczonego przez siebie na rynek opakowania – taka konieczność wynika wprost z unijnej dyrektywy nr 2018/851. Dyrektywa nie przesądza jednak tego, jak w praktyce ma wyglądać zbieranie opłat oraz kto miałby dysponować zgromadzonymi funduszami. Te zaś, jak przyznają nieoficjalnie obie strony sporu, mogą wynieść nawet 7 mld zł rocznie. W trakcie konsultacji w MKiŚ wszyscy zgodzili się co do tego, że to gminy, a nie działający na własną rękę przedsiębiorcy, będą prowadzić zbiórki. Kwestią sporną pozostaje finansowanie systemu oraz to, czy producent będzie miał wpływ na sposób, w jaki samorząd zarządza zebranymi przez siebie opakowaniami.
– Główną osią sporu pomiędzy samorządowcami i firmami odpadowymi a producentami jest to, do kogo wprowadzający mają przekazywać środki z tytułu ROP. Według nas te pieniądze powinna zbierać istniejąca obecnie instytucja publiczna, np. NFOŚ albo MKiŚ. To gwarantuje transparentność i właściwą redystrybucję funduszy pomiędzy poszczególne gminy – wyjaśnia Maciej Kiełbus, partner w kancelarii Ziemski & Partners oraz jeden z przedstawicieli strony samorządowej w nieformalnych konsultacjach dotyczących ROP.
Według niego organizowanie zbiórki funduszy, a następnie ich dystrybucja przez podmiot publiczny gwarantują stabilność przepływu środków oraz zapewniają gminom poczucie bezpieczeństwa. Nasz rozmówca nie rozumie źródeł niechęci producentów do publicznych podmiotów zarządzających funduszami, gdyż jego zdaniem są one znacznie bardziej wiarygodne i kontrolowalne niż prywatna organizacja.
– Nie wyobrażam sobie, by tak jak tego chcą producenci, to prywatna organizacja zbierała opłaty i następnie podpisywała osobne umowy na ich przekazanie z każdą z prawie 2,5 tys. gmin w Polsce. Co miałaby zrobić gmina, która nie dostanie pieniędzy? Sądzić się z tą organizacją na drodze cywilnej? – pyta Maciej Kiełbus.
O tym, że to gminy powinny być beneficjentami środków z ROP, jest przekonany również Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej. Według niego nie ma powodu, dla którego producent miałby się zajmować odpadami albo dyktować gminie sposób zajmowania się nimi.
– Dlaczego producenci opakowań mają ingerować w to, co robią gminy, i demontować działający dziś system zbierania i przetwarzania odpadów? On wymaga rozwoju i inwestycji, ale nie rozmontowania – przekonuje Karol Wójcik.
Jako nietrafny nasz rozmówca odrzuca również argument wytwórców opakowań, że gminy bez presji z ich strony nie będą chciały prowadzić skutecznego recyklingu, i podkreśla, że już dziś samorządy muszą wywiązywać się z nałożonych na nie poziomów recyklingu.
Skok na kasę
Z kolei producenci boją się, że bez zapewnienia im możliwości oddziaływania na samorząd opłata z tytułu ROP zamieni się w kolejny podatek. Magdalena Dziczek, członek zarządu Związku Pracodawców EKO-PAK, zrzeszającego przedsiębiorców wytwarzających towary w opakowaniach, m.in. Coca-Cola, Nestle i Pepsi, wskazuje na cele, które musi spełniać dobrze działający model ROP: pełna przejrzystość kosztów, efektywne prowadzenie selektywnych zbiórek oraz wysokość opłat powiązana z faktyczną liczbą opakowań wypuszczoną przez danego wytwórcę na rynek.
– Tego nie ma w modelu zaproponowanym przez stronę samorządowo-odpadową; ich propozycja to obłożenie nas nowym podatkiem i pozbawienie wpływu, w jaki sposób nasze pieniądze będą wykorzystane – mówi Magdalena Dziczek.
Zaproponowany przez producentów model ROP zakłada m.in. publiczny nadzór nad systemem i wykorzystanie zreformowanych organizacji odzysku, które będą zbierać od przedsiębiorców fundusze na gospodarowanie odpadami, a następnie pokrywać samorządom koszty selektywnej zbiórki, zaś sortowniom – koszty sortowania, przy czym koszty te będą precyzyjnie skalkulowane i publicznie dostępne. Zdaniem Magdaleny Dziczek tylko to rozwiązanie zapewni, że zamiast „przerzucania pieniędzy z kieszeni do kieszeni” poprawi się gospodarka odpadami.
− W polskich warunkach producenci będą płatnikiem, a gminy wykonawcą, tylko że dziś wykonawca proponuje rozwiązania szkodzące płatnikowi, zamiast z nim współpracować. Za wszystko zapłaci bowiem polski konsument przy sklepowej kasie. Jeśli ma zapłacić więcej, żeby w zagospodarowaniu odpadów po produktach, które kupił, było lepiej, to jest to uczciwe. Ale jeśli ma zapłacić więcej, aby było tak samo, jak jest dziś, to jest to zwykły „skok na kasę”. I to na kasę nie producentów, lecz Polaków – przestrzega Magdalena Dziczek.
Podobnie uważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Związku Pracodawców (PFPŻ). Według niego podstawowy problem dotyczący negocjacji nad przyszłym kształtem ROP nie polega tylko na tym, kto miałby zbierać opłaty od producentów i zajmować się ich redystrybucją, ale na braku koncepcji co do zasad warunkujących wysokość tych opłat.
− Dlaczego nie rozmawiamy o tym, ile de facto będziemy musieli zapłacić? Dyrektywa odpadowa nakazuje uwzględnić w opłacie ekomodulację i tzw. poziom recyklingowalności danego opakowania oraz zasadę liczenia kosztów wprowadzających w oparciu o koszt netto. Brakuje merytorycznej dyskusji i koncepcji co do tych kluczowych zagadnień. Nie wiadomo również, jak zapewnić transparentność, wiarygodność i racjonalność kosztów zbiórki i przygotowania do recyklingu, a to właśnie te koszty powinny być pokryte z opłat wprowadzających produkty w danych opakowaniach – mówi Andrzej Gantner.
Zapytany przez DGP resort klimatu odpisał, że chce sprawiedliwego systemu ROP, uwzględniającego postulaty wszystkich stron, i zapowiedział przedstawienie jego założeń we wrześniu. „Formalne prace legislacyjne będą ogłaszane najwcześniej w przyszłym roku” − czytamy w przesłanym stanowisku.©℗