Tak w skrócie można podsumować stanowisko biur informacji gospodarczej na temat pomysłów Ministerstwa Sprawiedliwości, które chce zaostrzyć rygory dokonywania wpisów do BIG-ów. Zdaniem branży odbije się to negatywnie na całej gospodarce.

Zmiany w ustawie o udostępnianiu informacji gospodarczej i wymianie danych gospodarczych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 2057) przewiduje projekt ustawy o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora oraz o zmianie niektórych innych ustaw. Przygotowało go Ministerstwo Sprawiedliwości.
Projekt MS zakłada podniesienie do 500 zł progu wymagalnych zobowiązań dłużnika, które można przekazać do biura informacji gospodarczej. Będą one też musiały być wymagalne od co najmniej 60 dni. Wzrosnąć ma też do 1000 zł próg zobowiązania w przypadku dłużnika, który nie jest konsumentem.
BIG-i przeciw
- Propozycje dotyczące zmian w ustawie o udostępnianiu informacji gospodarczej i wymianie danych gospodarczych, jeśli miałyby się potwierdzić, oznaczałyby bardzo zły sygnał dla całej gospodarki - tak plany MS komentuje Marcin Czugan, prezes zarządu Związku Przedsiębiorstw Finansowych.
Jak argumentuje, zmiana prawa sprawi, że informacje o zaległościach trafią zdecydowanie później, niż obecnie, do potencjalnego kontrahenta. To z kolei uniemożliwi mu rzetelną ocenę możliwości płatniczych konsumenta. - Skala zjawiska zadłużenia Polaków będzie więc rosnąć - przestrzega Marcin Czugan.
A Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor, prowadzącego rejestr dłużników konsumentów i firm, uważa, że zapowiedzi ministerstwa są zaskakujące, bo częściowo odnoszą się do regulacji, które właśnie kilka lat temu zostały zmodyfikowane. - Choćby możliwość zgłoszenia dłużnika po braku płatności przez 30 dni od wyznaczonego terminu zamiast obowiązujących wcześniej 60 dni - wskazuje.
- Nie zapominajmy, że BIG-i to narzędzia miękkiej windykacji, które im szybciej zostaną zastosowane, tym lepszy dają efekt. Rozwiązanie jest tanie i nie ma tu częstego, stresującego dla dłużnika kontaktu, który prawodawca, jak widać po założeniach, chce ograniczyć - przekonuje.
Poza tym, dodaje Sławomir Grzelczak, czas zgłoszenia długu do BIG i tak zwykle przekracza 60 dni, bo na 30 dni przed wpisem wierzyciel zobowiązany jest przesłać dłużnikowi wezwanie do zapłaty. Jego zdaniem proponowana zmiana faktycznie wydłuży więc ten okres do ponad 90 dni.
- Tymczasem szybka interwencja pozwala ograniczyć pętlę zadłużenia, w jaką mogą wpaść niektóre osoby chcące ratować sytuację braniem kolejnych zobowiązań. Takie było zresztą zamierzenie skrócenia okresu na zgłoszenie długu do BIG z 60 do 30 dni w 2017 r. Sprawdzając wiarygodność płatniczą, do BIG zaglądają banki, inne instytucje finansowe, ale także wiele innych podmiotów - podkreśla.
Propozycje zmian mają też, w jego ocenie, negatywnie wpłynąć na zarządy transportu miejskiego. Jak zauważa, zaległość na poziomie 200 zł, którą można zgłosić do BIG, pozwala coraz większej liczbie organów zgłaszać do rejestrów gapowiczów migających się od uregulowania opłaty karnej. - W Krakowie kara ta wynosi 240 zł + opłata przewozowa 6 zł lub 3 zł, a w przypadku korzystających z biletów ulgowych 160 zł. Dzisiejszy limit pozwoli Zarządowi Transportu Publicznego Krakowa wpisywać przynajmniej część dłużników, którzy już raz nie zapłacili opłaty karnej - opisuje.
Zastanawia się, czy faktycznie zasadne jest czekanie z takimi konsekwencjami, aż jeżdżący bez biletu zostaną ukarani kilka razy. W ten sposób, jak zauważa, wzmacnia się nieuczciwe praktyki.
- Chętnych do wykorzystywania BIG, by przeciwdziałać gapowiczom, na czym tracą uczciwi pasażerowie, jest w Polsce coraz więcej. Szczególnie że pandemia zmniejszyła liczbę pasażerów i skomplikowała sytuację finansową komunikacji miejskiej - dodaje Sławomir Grzelczak.
Według niego wielu dłużnikom wystarczy wysłać samo wezwanie do zapłaty, z informacją o planowanym wpisie do rejestru, by zmobilizować ich do spłaty. - Praktyka wygląda w ten sposób, że zwykle im niższe kwoty zaległości i szybsza reakcja, tym lepszy efekt takich wezwań - akcentuje.
Skrócenie przedawnienia
Jak mówił w niedawnym wywiadzie dla nas wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, MS w projekcie chce też ujednolicić okres przedawnienia roszczeń w odniesieniu do konsumentów i prowadzących działalność gospodarczą. - Dziś w przypadku działalności gospodarczej termin przedawnienia wynosi trzy lata, a w przypadku roszczenia przeciwko konsumentowi, stwierdzonego prawomocnym orzeczeniem sądu, upływa on dopiero po sześciu latach. Uważam, że roszczenie przeciwko konsumentowi także powinno przedawniać się z upływem trzech lat - wyjaśniał.
Prezes BIG InfoMonitor, komentując te propozycje, przypomina zmianę kodeksu cywilnego. - Całkiem niedawno, bo w połowie 2018 r., okres przedawnienia został już skrócony, i to znacząco, z 10 na 6 lat. W ten sam sposób ograniczono też okres, przez który można ujawniać dług w rejestrach dłużników prowadzonych przez BIG-i, stanęło na sześciu latach od dnia wymagalności zobowiązania - podkreśla Sławomir Grzelczak.
W jego ocenie dalsze skracanie terminu przedawnienia i ujawniania długu przez BIG-i właściwie przeczy założeniu przedawnienia. - Nie powinno ono następować zbyt szybko, aby wierzyciel miał możliwość doczekać do momentu, gdy sytuacja finansowa dłużnika się poprawi. By nie było silnej presji na bardzo szybkie ściąganie długu od razu, w chwili, gdy dłużnik jest niewypłacalny. Im dłuższy ten okres, tym większa szansa, że dłużnik stanie na nogi i będzie mógł uporać się z zaległościami finansowymi - wyjaśnia.
Natomiast, zauważa, przy tak krótkim, trzyletnim okresie prawdopodobieństwo na przejście cyklu, od trudności do unormowania się sytuacji finansowej, maleje. - W takich warunkach spada też poczucie nieuchronności spłaty zobowiązań, co przecież powinno być naturalne - akcentuje.
Grzelczak uważa, że propozycje zmian prawnych związanych z odzyskiwaniem zobowiązań warto rozpatrywać w kontekście podejścia Polaków do nadużyć w obszarze finansów.
- Już teraz w badaniu Moralność Finansowa Polaków na pytanie: Czy oddawanie długów jest obowiązkiem moralnym? - twierdząco odpowiada 92 proc. rodaków, podczas gdy pięć lat wcześniej uważało tak 97 proc. ankietowanych - mówi.
Jak podaje, przeprowadzane przez Związek Przedsiębiorstw Finansowych w partnerstwie z BIG InfoMonitor cykliczne badania dotyczące moralności finansowej Polaków pokazują, że dla bieżących korzyści są oni w stanie zrozumieć i zaakceptować nie tylko łamanie zasad etycznych, ale czasami również prawa.
Akceptacja nieetycznych zachowań finansowych dotyczyła w zeszłym roku ponad 45 proc. ankietowanych i znacząco wzrosła w czasie pandemii. Do ponad 63 proc. wskazań wzrosło np. przyzwolenie dla pracy na czarno, aby uniknąć ściągania długów z pensji. Ponad połowa badanych jest też gotowa zaakceptować przepisanie majątku na rodzinę, aby uciec przed wierzycielem, oraz częstą zmianę rachunków bankowych, aby uniknąć zajęcia środków przez komornika.
Tymczasem - jak dowodzi Sławomir Grzelczak - „ostatecznie łagodzenie podejścia do dłużników przełoży się na wzrost cen towarów i usług dla wszystkich klientów”. ©℗
Kluczowe zmiany / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Etap legislacyjny
Projekt czeka na wpis do wykazu prac Rady Ministrów